W poranku Tok FM Michał Sutowski mówił o Narodowym Dniu Pamięci Żołnierzy Wyklętych.
We wtorek 28 lutego gościem poranka TOK FM był Michał Sutowski. Jednym z tematów rozmowy publicystów był obchodzony 1 marca Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Święto to, przypomnijmy, zostało ustanowione w roku 2011 jeszcze na wniosek prezydenta Bronisława Komorowskiego. Dziś obchody wspierają nie tylko władze państwowe, ale też np. bank PKO BP.
czytaj także
– To nie jest przypadek, że podziemie antykomunistyczne zastąpiło powstanie warszawskie jako centrum pamięci zbiorowej. I działa dokładnie na korzyść obecnej władzy – mówił w audycji Michał Sutowski. Są trzy powody, dlaczego tak się stało.
AK była inteligencka
– Armia Krajowa była w dużej mierze inteligencka w swoim micie, a zatem mniej odpowiadała aspiracjom czy odczuciom zwłaszcza młodszego elektoratu prawicy.
AK była inkluzywna
– Z drugiej strony – mówił Sutowski – AK była inkluzywna politycznie. Pamiętajmy, że w powstaniu warszawskim walczyły również oddziały Armii Ludowej, czy po prostu komuniści, ale także oddziały wojskowe PPS. Spektrum sił politycznych, jakie mieściło się w Polskim Państwie Podziemnym, było bardzo szerokie: od konserwatystów i umiarkowanych narodowców po niepodległościowy socjalizm. To jest zdecydowanie szersza tradycja niż ta, do której przyznaje się Prawo i Sprawiedliwość.
Pamięcią o AK można dowolnie manipulować
– Trzecim powodem, dla którego pamięć o podziemiu antykomunistycznym jest dla obecnej władzy tak ważna, jest skala i okres działania. Tradycją i pamięcią podziemia antykomunistycznego, właśnie z racji jego realnie niewielkiej skali można było niemalże dowolnie manipulować – mówił publicysta Krytyki Politycznej.
– PiS nie może oprzeć swojej polityki historycznej np. na micie wielkiej Solidarności, bo zdecydowana większość żyjących jeszcze członków elity tego ruchu jest przeciwko Prawu i Sprawiedliwości. Natomiast mit „żołnierzy wyklętych” czy „żołnierzy niezłomnych” pozwala promować taki antykomunizm werbalny, który jest całkowicie odklejony od rzeczywistych ludzkich biografii. Bo przecież bardzo niewielu Polaków było naprawdę „żołnierzami wyklętymi”. Dużo więcej było, jeśli nie wprost ich ofiarami, to przynajmniej tymi, którzy się stykali z „wyklętymi” w niekoniecznie sympatycznych okolicznościach. Jak partyzantka działa w warunkach wojny domowej, to ona np. rekwiruje żywność we wsiach. Doświadczenie ludności cywilnej było zdecydowanie nieprzyjemne i było to doświadczenie zdecydowanie szerszej grupy Polaków niż gloryfikowani przez PiS bohaterowie. Opisał to chociażby prof. Marcin Zaremba w Wielkiej trwodze. Ale właśnie dlatego, że była to niewielka i marginalna grupa, bardzo łatwo jest zbudować dowolnie użyteczną narrację, która jest tyleż radykalna, co oderwana od realiów historycznych.
Michał Sutowski wspomniał w audycji słowa jednego z twórców Muzeum Powstania Warszawskiego, który powiedział mu, gdy stali przed budynkiem muzeum, że „to już nie jest patriotyzm, o który chodzi tej władzy”.
Źródło: Tok Fm