Pięćdziesiąt lat temu, 23 sierpnia 1968 roku, kontrkulturowa partia polityczna Yippies wysunęła kandydaturę świnki o imieniu Pigasus na stanowisko prezydenta Stanów Zjednoczonych. Półroczny prosiak miał uosabiać korupcję, wyzysk i rozczarowanie młodych ówczesną władzą, a okazał się kolejną bezsensowną zwierzęcą ofiarą.
Symbol
Anarchistyczna i antyautorytatywna Youth International Party powstała ostatniego dnia 1967 roku w ramach młodzieżowego oporu wobec wojny w Wietnamie. Chociaż partia nie miała oficjalnej hierarchii, a członkostwo w niej było bardzo płynne, założycielami i głównymi decydentami byli Abbie Hoffman i Jerry Rubin. Jak pisał ten drugi w Do It! Scenarios of the Revolution o początkach partii: „wszyscy pytali nas: «wiemy już, przeciwko czemu występujecie, ale co popieracie?»”. Świat miał okazję przekonać się pod koniec sierpnia, podczas konwencji Partii Demokratycznej w Chicago. Celem demokratów było wyłonienie kandydata, który zmierzyłby się z republikaninem Richardem Nixonem w wyborach prezydenckich. Celem Yippies było ośmieszenie partii, którą winili za wojnę w Wietnamie. Ściągnęli do Chicago razem z rzeszami innych, mniej lub bardziej znanych aktywistów, by protestować, zjednoczeni przeciwko wspólnemu wrogowi. Hoffman i Rubin zdecydowali się wystawić własnego kandydata – świnię Pigasusa.
Wszyscy Yippies byli zgodni co do tego, że kandydatura Pigasusa była świetnym pomysłem, ale bardzo żywo dyskutowano o tym, co zrobić ze świnią później. Część Yippies zaproponowała, żeby ją zabić, a następnie upiec i częstować zebranych. Byłoby to wielce symboliczne – politycy „zjadają” biednych, więc teraz biedni zjedzą polityka. Sprzeciwili się temu zrzeszeni w ruchu wegetarianie, a przede wszystkim Ed Sanders, jeden z nieformalnych liderów partii. Sam wybór świni również okazał się problematyczny, na początek bowiem oddelegowana do zadania para przywiozła świnkę, której urok mógł zepsuć główne założenie akcji. Świnia musiała być obrzydliwa i tłusta, symbolizować miała bowiem system, a zatem wszystko co odrzucali Yippies. „Pigs” to w amerykańskim slangu policjanci, sami politycy zaś byli przedstawiani jako karykaturalne świnie na długo przed Folwarkiem zwierzęcym George’a Orwella. Nabyta za 25 dolarów i własnoręcznie złapana na pobliskiej farmie świnia była bardzo przerażona podróżą do wielkiego miasta. Co dziesięć minut polewano Pigasusa wodą, żeby trochę ostudzić jego emocje, co już samo w sobie było luksusem, o jakim tylko mogą pomarzyć jego „bracia” wysyłani na rzeź.
Vote Pegasus the Pig for President. pic.twitter.com/LaUJa1u4Rg
— Abbie Hoffman (@NotAbbieHoffman) December 7, 2017
23 sierpnia, ledwo co Jerry Rubin przedstawił kandydata zebranemu tłumowi, zaraz znalazł się z tyłu policyjnego auta razem z kilkoma innymi aktywistami. Do innego samochodu trafił sam Pigasus, nie tyle zarekwirowany, co aresztowany przez pilnujących porządku funkcjonariuszy – potrzeba było aż czterech, żeby obezwładnić waleczną świnkę. Na protestujących w Chicago czekało łącznie 12 tysięcy policjantów, siedem i pół tysiąca żołnierzy i sześć tysięcy rezerwistów z Gwardii Narodowej – Pigasus nie miał szans. Pomysłodawcy happeningu, Hoffman i Rubin, wraz z sześcioma innymi prominentnymi protestującymi stanęli przed sądem oskarżeni o działalność konspiracyjną. Znani jako Óśemka z Chicago, wszyscy poza jednym działaczem zostali ostatecznie uniewinnieni, sam proces zaś miał przestrzec innych przed podobnymi pomysłami. Dwa lata później Rubin zauważył: „Obrażamy świnie nazywając w ten sposób również policjantów. Te zwierzęta nie są agresywne czy sadystyczne. Po prostu kochają tarzać się we własnym gównie i je zjadać”.
Ofiara
Dalsze losy samego Pigasusa chyba na zawsze pozostaną nieznane. Według niektórych źródeł został zjedzony przez policjantów, którzy go pojmali, według innych trafił na farmę, gdzie dożył końca swoich dni. Bliższa prawdzie jest zapewne ta pierwsza wersja. Sześciomiesięczny Pigasus, wystawiony na ogromny stres po to tylko, by stać się symbolem egotyzmu amerykańskich władz, po spełnieniu swojej funkcji raczej nikogo już nie interesował. Nikt nie wziął pod uwagę, jak czuło się to wrażliwe i inteligentne zwierzę podczas całej akcji. Fakt, że nawet wegetarianie byli otwarci na udział młodej, żywej świni w happeningu również świadczy o nikłej wiedzy na temat emocji zwierząt w tamtym okresie.
Pigasus, jak wszystkie świnie, jest ofiarą sukcesu ewolucji, a tej, jak pisze chociażby Yuval Noah Harari „nie interesuje, co czują zwierzęta, ale ile jest kopii ich DNA”. Chociaż świnie mogą uosabiać sukces ewolucyjny – na świecie jest (celowo nie używam tu słowa „żyje”) ich około miliarda – należą do najnieszczęśliwszych istot. Warunki, w jakich są przetrzymywane, najlepiej świadczą o tym, jak są uciemiężone. Jako zwierzęta wyjątkowo schludne, świnie cierpią w malutkich chlewniach, gdzie muszą tarzać się we własnych odchodach. Wbrew temu, co pisał o nich Rubin, świnie nienawidzą brudu i starannie wybierają sobie zarówno miejsce do spania, jak i toaletę. Co więcej, świnie to istoty stadne, uwielbiające spacerować, obdarzone nadzwyczajną inteligencją i pamięcią. Niestety, po wiekach selekcji, coraz trudniej im się poruszać z racji coraz większych rozmiarów. Większa świnia to więcej mięsa, a czy jest zadowolona czy nie to już wszystko jedno, przynajmniej z punktu widzenia producenta szynki.
Dlatego świnia, jaką znamy, wraz z nieodzownymi, jednoznacznie negatywnie nacechowanymi elementami jak ryj, kwik czy kopyta, nie ma wiele wspólnego z prawdziwym zwierzęciem. To jak funkcjonuje w naszej świadomości jest konsekwencją ludzkiej ingerencji. To ludzie czynią z drugich świnie, tak jak zrobili ze świń symbole obżarstwa i obrzydlistwa. Dlatego porównywanie skupionych na sobie, egoistycznych polityków do świń, jak chociażby w przypadku tekstów dotyczących Donalda Trumpa, jest obraźliwe, owszem, ale dla świń. Daj świni koryto i będzie najedzona, ale wypuść ją na dwór, a będzie szczęśliwa. Nie zapomni o jedzeniu, jednak nie będzie ono już stanowić sensu jej życia. Nie da się powiedzieć tego samego o większości ludzi, którzy choć raz posmakowali władzy.
Świnie przy korycie
Jeśli chodzi o Polskę, prawdziwe świnie pojawiły się ostatni raz w przestrzeni publicznej w 2015 roku i to dwukrotnie. We wrześniu podczas marszu antyimigracyjnego na jeden z transparentów, nad napisem: „islamskie świnie czekamy i łby poobcinamy” nabita była głowa świni. W pewnym momencie z transparentem pozowała uśmiechnięta gimnazjalistka w bluzie niemieckiej firmy Adidas.
Tymczasem w Warszawie "Islamskie świnie czekamy i łby poobcinamy" pic.twitter.com/gCaAs0Y1RR
— Lukasz EM (@LumaszEm) September 12, 2015
Niecały miesiąc później, w ramach happeningu partii KORWiN (obecnie Wolność), przed sejmem pojawiły się cztery żywe prosięta, symbolizujące PO, PiS, PSL i SLD. Partia miała zlikwidować symboliczne koryto, świnie zaś zlikwidowała bardzo dosłownie, zjadając ich mięso podczas wieczoru wyborczego.
A zatem, jak kiedyś chciał Rubin, obywatele zjedli rządzących. Ten sam Rubin wydał potem książkę Growing (Up) at 37, w której wyśmiewał swoją naiwność i daremność działań. Nowa świadomość nie dotyczyła już ducha, ale ciała. Jako businessman, Rubin zaczął promować fitness i zdrowe odżywianie. To, jak wyglądał, stało się ważniejsze niż to, co czuł. Jak pisze w All You Need is Love. Sceny z życia kontrkultury Jerzy Jarniewicz: „zamienił się w maklera giełdowego i tu, w świątyni pieniądza, zaczął zarabiać na życie – nadal w przekonaniu, że jako aktywista kontrkulturowy nie zdradza ideałów, ale przeciwnie – przekazuje je do tych grup społecznych, które do tej pory były od nich daleko”.
Ofiara Pigasusa, jak miliardów zwierząt hodowlanych, poszła na marne. Miał symbolizować zmianę, ale teraz, po pół wieku, jest raczej historyczną ciekawostką, podobnie jak kandydatka na członka rady miejskiej Sao Paulo, samica nosorożca Cacareco czy rzymski senator, koń Incitatus. Co ciekawe, obydwa zwierzęta odniosły większy sukces niż Pigasus – Cacareco dostała 100 tysięcy głosów, a Incitatusowi zabrakło trzech lat do zostania konsulem – lecz to właśnie świnia pozostaje symbolem współczesnych, zachłannych polityków.
**
Łukasz Muniowski jest doktorantem w Instytucie Anglistyki Uniwersytetu Warszawskiego, szefem działu recenzji książkowych w portalu Szuflada.net i wolontariuszem fundacji Znajdki i Bezdomniaki.