Przypominania o tym, że kobiety też istnieją, nigdy dosyć.
A może powinnam napisać „apel do recenzentów i recenzentek”? I wtedy już będzie parytet i sprawa odfajkowana? W sferze symbolicznych demonstracji kwestie genderowe coraz częściej znajdują swoją reprezentację. Temat obecności kobiet w kulturze, np. w filmie, bywa coraz częściej podejmowany, także przez media głównego nurtu. Można już pisać o tym, że na obrazkach jest jeszcze gorzej niż w rzeczywistości, ot, taka ciekawostka. Kobiety pokazywane są głównie w rolach tradycyjnych i podrzędnych i w ogóle jest ich za mało.
Przypominania o tym, że kobiety też istnieją, a nawet jest ich chyba więcej niż mężczyzn, i nie zajmują się jedynie miłością i rodziną, nigdy dosyć. Ale samo przypominanie raz na jakiś czas to chyba już za mało, liczy się codzienna praktyka i czujność.
I dlatego pragnę zaapelować do wszystkich, którzy piszą w DO o filmach, o stosowanie testu Bechdel, w polskiej wersji Bechdel/Krakowskiej.
Chciałabym pod każdą recenzją znaleźć prosty znaczek, który będzie informacją dla widzów o tym, jak film wypada z w tym teście. Dla tych, którym nie chce się klikać w link, gdzie można znaleźć więcej informacji na ten temat, zamieszczam pytania testowe Alison Bechdel, autorki komiksowych powieści Fun Home i Jesteś moja matką?.
Czy w filmie występują co najmniej dwie kobiety?
Czy te dwie kobiety ze sobą rozmawiają?
Czy rozmawiają o czymś innym niż o mężczyznach?
I dwa dodatkowe pytania zaproponowane przez Joannę Krakowską:
Czy kobieta w filmie pełni rolę inną niż żony, kochanki lub matki?
Czy problemy kobiety w filmie wiążą się z czymś innym niż miłość do mężczyzny lub macierzyństwo?
Legenda:
– skandal!
– film spełnia warunki testu Bechdel
– film spełnia też warunki testu Krakowskiej
– film spełnia warunki, ale budzi wątpliwości
Oznakowanie to może być ważną wskazówką dla widzów, choć oczywiście nie decydującą. Możemy sobie wyobrazić film, w którym występują same kobiety i rozmawiają, powiedzmy, o ślimakach (obojnaki). Zapewne decyzja o jego obejrzeniu wiązałaby się z pewnym ryzykiem.
Są filmy, które, choć kobieta jest w nich centralną postacią, mogą sprawiać kłopot przy klasyfikacji, na przykład Vivien chce się rozwieść, którego akcja toczy się na sali sądowej. Przed sądem rabinicznym przez pięć lat Żydówka domaga się rozwodu z mężem, z którym po prostu już nie chce dalej być. Siłą rzeczy rozmowy toczą się głównie między stronami i sądem. Są inne kobiety, ale ich wymiany zdań mają charakter fatyczny, czyli służący głównie przekazywaniu emocji. Bohaterka występuje w roli żony, którą to rolę z determinacją pragnie porzucić. Opowiada o sobie, ale problemem jest mężczyzna. I to jakim! Jest też o braku miłości, czyli w jakimś sensie o miłości. A przecież cały film jest o kobiecym pragnieniu wolności! Ja bym uznała, że spełnia warunki testu Bechdel/Krakowskiej, ale trzeba się trochę pogimnastykować, żeby wyjść na swoje.
Może pojawić się kłopot przy ocenie filmów gejowskich – ale Almodovar jakoś sobie zwykle z tym radzi. Geje nie mieszkają na Marsie, ale w świecie pełnym kobiet. Może poza znaczkiem „skandal” można wstawić jeszcze jeden – nieobecność usprawiedliwiona?
Wydaje mi się, że dziś większość filmów zalicza ten test, chociaż może dotyczyć to tych, które ja oglądam. Nie musimy traktować tego ze śmiertelną powagą, ale jeśli komuś wydaje się, że to czepialstwo, mam jedno pytanie: czy dużo jest filmów, w których nie ma przynajmniej dwóch męskich bohaterów, są oni jedynie ojcami, mężami lub kochankami, nie rozmawiają ze sobą, a jeśli już – to jedynie o kobietach i miłości?
Jestem pewna, że nasi recenzenci świetnie sobie z tym poradzą i buźki będą głównie uśmiechnięte. A przy okazji można się przyczynić do powstania polskiej bazy ocenianych w ten sposób filmów.
**Dziennik Opinii nr 91/2015 (875)