„Lot w kosmos to tak jak uderzyć białego w twarz”. Rozmowa z Bartkiem Sabelą, autorem książki „Afronauci”.
Łukasz Saturczak: „Edward Festus Mukuka Nkoloso to muntu wafita – Czarny Człowiek, Prawdziwy Syn Afrykańskiej Ziemi. Pierwszy zambijski afronauta, prawnik, naukowiec, pierwszy Afrykanin, który odkrył Marsa, Księżyc i gwiazdy” – tak opisuje bohatera twojej nowej książki jego syn. Brzmi jak baśń.
Bartek Sabela: Ale ta historia jest prawdziwa.
Był w Zambii ktoś, kto chciał zagrać na nosie Amerykanom i Rosjanom, wysyłając pierwszego człowieka na Księżyc przed nimi.
Kiedy poznałem syna Edwarda Nkoloso i usłyszałem, w jaki sposób mi o tym opowiada, zacząłem się zastanawiać, co w tym wszystkim jest rzeczywiście prawdą. Specjalnie zresztą zostawiłem w książce jego charakterystyczny sposób mówienia. On nierzadko przesadzał w swoich opowieściach, płynął w stronę bajki, często mieszał wątki. Miałem wrażenie, że słucham dziecka, któremu ktoś opowiedział niesamowitą historię.
I jeśli tylko ktoś chciał go wysłuchać, on tę opowieść chętnie przekazywał dalej.
On płynął, zwłaszcza jeśli chodziło o historie dotyczące bezpośrednio jego ojca, których nie był świadkiem. Wydawało mi się to wręcz niebezpieczne, zastanawiałem się, czy te opowieści nadają się na reportaż. Później jednak stwierdziłem, że ten sposób narracji jest tak ciekawy, że trzeba to koniecznie zapisać.
To nie był jedyny powód.
Nie. Głównym powodem był fakt że to wspaniała, niezwykle wzruszająca historia. Jeśli chcesz opisać metaforycznie sytuację państw afrykańskich początku lat 60., to nie wiem, czy wymyślisz coś lepszego niż zambijski program kosmiczny.
To prawda, tylko że czytelnik przez większą część książki będzie się zastanawiał, czy to wszystko wydarzyło się naprawdę. Słuchasz opowieści syna Edwarda Nkoloso, który opowiada o ojcu jako największym Zambijczyku, tymczasem mało kto o jego zasługach słyszał.
Na tym właśnie polega chyba urok tej historii. Do końca zadajesz sobie pytanie, czy to jest prawda. Wersji tamtych wydarzeń było mnóstwo. Wykonałem ogromnie dużo pracy, by zweryfikować możliwie jak największą część tej historii. A jednak w wielu miejscach pozostaje ona niedopowiedziana.
Odwiedzałeś państwowe archiwa Zambii, gdzie trudno było cokolwiek odnaleźć, a jednak udało ci się trafić na relacje zagranicznych dziennikarzy, które potwierdzały, że na początku lat 60. powstał w Zambii pomysł, aby wysłać człowieka na Księżyc.
Przez chwilę myślałem nawet, że syn Nkoloso naprawdę wszystko zmyślił i od lat sprzedaje tę bajkę zagranicznym dziennikarzom, a ja jestem następnym naiwniakiem. Wątpliwości zaczęły mijać po rozmowach z politykami z tamtych lat, takimi jak Sikota Wina, Alexander Grey Zulu i kilku innych. Wiele godzin spędzonych w różnych archiwach, muzeach, instytucjach także z czasem zaowocowało wieloma dokumentami, zdjęciami, listami.
czytaj także
Jeden z twoich bohaterów mówi: „Lot w kosmos to tak jak uderzyć białego w twarz”. Ten lot to miało być odegranie się Europejczykowi za lata kolonializmu?
Kluczowa motywacja, która stała za zambijskim programem kosmicznym i działaniem samego Nkoloso, rzeczywiście powstała na fali rodzącej się afrykańskiej dumy, nadziei, ambicji. Ale nie chodziło o odegranie się za kolonializm, tylko o to, by pokazać, że my także możemy. Że czarny człowiek może zrobić dokładnie to samo co biały. Co więcej można było zrobić w latach 60. niż polecieć w kosmos? Kosmos był ostatecznym wyzwaniem. Trwał przecież wyścig na Księżyc, w którym udział brały jedynie dwa najpotężniejsze mocarstwa.
Opowieść o afronautach zaczynasz od wojen światowych. W czasie tej drugiej alianci wcielili do armii 100 tysięcy Afrykańczyków, obiecując, że dzięki temu wywalczą sobie niepodległe państwa. Wszyscy wiemy, że były to wierutne kłamstwa, ale paradoks polegał na tym, że Afrykanin przestał widzieć białego jako Boga, mógł go bezkarnie zabić.
Tak, to było odczarowanie. Jest w książce taka scena, w której czarnoskóry chłopak zabija białego i nie może w to uwierzyć – cieszy się i jednocześnie jest przerażony. Wielu pierwszych prezydentów państw afrykańskich opowiadało, że II wojna światowa była katalizatorem rodzenia się niepodległości. Mówił to w swoim manifeście między innymi Kenneth Kaunda, pierwszy prezydent Zambii. Co prawda musiały minąć jeszcze dwie dekady, ale nie da się ukryć, że od tego się zaczęło. Edward Nkoloso brał w tym wszystkim udział. Był żołnierzem przez cztery lata wojny, na frontach afrykańskich i azjatyckich. Jego syn opowiadał, że ojciec spotykał się mi.n z gen. Montgomerym, co mogło, ale nie musiało się wydarzyć.
Piszesz o Zambii, ale mówiłeś na początku rozmowy, że historia, która miała tam miejsce, jest metaforą powstawania wielu innych afrykańskich krajów.
Tak, wystarczy sobie uzmysłowić, że pomysł stworzenia niepodległej Zambii (innych krajów również) był odważny, futurystyczny a może i szalony w stopniu nie mniejszym niż lot na Księżyc. Ta paralela jest niezwykle istotna. Niepodległość była lotem w nieznane. Jak ten lot się skończył dla większości krajów afrykańskich, wszyscy wiemy. Zambia miała szczęście i uniknęła konfliktów etnicznych, wojen, dyktatur. Niemniej ich lot w kosmos nadal jeszcze trwa. Jeszcze nie zakończył się szczęśliwym lądowaniem na Księżycu. Pewien zambijski artysta stworzył serię obrazów inspirowaną historią zambijskiego programu kosmicznego. Ma wymowny tytuł: We Are Still Going to the Moon.
Poczucie dumy narodowej jest tam bardzo wielkie. Jeden z twoich bohaterów mówi: „Chciałbym zobaczyć teraz minę Welensky’ego. Czarnuch, który umie obsługiwać komputer! Założę się, że skurwiel zadzwoniłby prosto do królowej! (…) Ten komputer to jest to, o co walczyliśmy”.
Pewien zambijski artysta stworzył serię obrazów inspirowaną historią zambijskiego programu kosmicznego. Ma wymowny tytuł: We Are Still Going to the Moon.
Najważniejszym wydarzeniem w historii Zambii jest utworzenie państwa 24 października 1964 roku. Każdego roku organizowane są ogromne obchody. Czasami miałem wręcz wrażenie, że poza tym wydarzeniem w Zambii przez ostatnie 60 lat nic innego nie wydarzyło się. Oczywiście żartuję. Ale opowiem ci pewną historię. Ogromna część Zambijczyków wierzyła, że na uroczystość otrzymania niepodległości przyjechała sama brytyjska królowa. Do tej pory wszyscy tak mówią. W rzeczywistosci przyjechała księżniczka, którą wszyscy zapamiętali jako królową. To wiele mówi, prawda? Ale będąc w Zambii miałem wrażenie, że ci ludzie już wyzwolili się mentalnie z czasów kolonializmu. Co nie jest regułą w krajach afrykańskich, mimo wielu dekad, które upłynęły. Wystarczy pojechać do sąsiedniego Konga.
Ale to również opowieść o marzeniach, które zderzają się z twardą rzeczywistością.
Nie będzie to dla nikogo zaskoczeniem, jeśli zdradzę, że rakieta Nkoloso nigdy nie doleciała na Księżyc, ledwo oderwała się od Ziemi. W jakimś sensie podobny los spotkał samą Zambię i całą Afrykę. Po fali entuzjazmu niepodległościowego nastąpiło twarde lądowanie, a czasami nawet katastrofa. Zambia jest krajem, który i tak wyszedł z tego lądowania w miarę dobrze – do dziś nie wybuchła tam żadna wojna, nie ma też konfliktów etnicznych. Choć niejednokrotnie wojna przechodziła bardzo blisko (Kongo, Angola, Mozambik, Rwanda). Zambia nie osunęła się w stronę przemocy. Żyje tam siedemdziesiąt kilka plemion, a wszyscy w miarę zgodnie gromadzą się wokół hasła „One Zambia, one Nation”. W Zambii „twarde lądowanie” miało wymiar ekonomiczny. Potencjalnie jedno z najbogatszych państw Afryki runęło w gospodarczą przepaść. I to dzięki ojcowi narodu – Kennethowi Kaundzie. Ale marzenie i dążenie nadal żyje. Nadal lecimy na Księżyc. I to jest istotne.
Jednak kontekst polityczny pojawił się znacznie później. Najpierw chciałeś po prostu opisać „ciekawą” historię.
Rakieta Nkoloso nigdy nie doleciała na Księżyc, ledwo oderwała się od Ziemi. W jakimś sensie podobny los spotkał samą Zambię i całą Afrykę.
Wyobraziłem sobie, że znajdę przynajmniej część afronautów i dowiem się, jak oni wtedy, w latach 60., wyobrażali sobie kosmos. Czym był dla nich Księżyc i obietnica lotu. To piękne i romantyczne. Chciałem uszyć swoją opowieść z tych marzeń i rozczarowań. Okazało się jednak, że z dwunastki bohaterów żyje tylko trzech, a znaleźć udało mi się dwóch. Okazało się że to będzie inna historia, niż ta, której się spodziewałem. Uświadomiłem sobie również, jak ważny dla tej opowieści jest kontekst historyczny i polityczny, atmosfera tamtych lat. Ale w dalszym ciągu miał to być reportaż, to było najważniejsze.
Z czasem zaczęły się pojawiać trudności, bo temat lotu w kosmos okazuje się dla Zambijczyków bardzo wstydliwy. Dla nich istnieje jeden temat, czyli niepodległość.
Do wielu wydarzeń nie przywiązuje się tam większej wagi. Było, minęło. Mam wrażenie, że oni mają takie podejście do historii. Zambia składa się wyłącznie z odzyskania niepodległości. Reszta nie istnieje. Niepodległość jako tożsamość, a poza tym?
Prezydent.
Tak. Szukając informacji na temat historii Zambii, znajdziesz niemal wyłącznie informacje na temat pierwszego prezydenta – Kennetha Kaundy. Wszyscy w urzędach i archiwach ci w tym pomogą. Inne rzeczy nie są tak istotne. Innych ludzi się nie pamięta. Wielu byłych towarzyszy prezydenta ma o to żal, bo to on jest bogiem, ojcem narodu, a reszta w świadomości narodowej nie istnieje. A przecież to nie on sam dał Zambii niepodległość. A już w ogóle nie ma miejsca na takie epizody historii jak nieudany lot w kosmos. Co ciekawe, wszyscy, z którymi rozmawiałem, może z wyjątkiem syna Mukuki Nkoloso, byli przekonani, że piszę książkę o tym, jak Zambia uzyskała niepodległość. Tłumaczyłem im wielokrotnie, że lot w kosmos jest przepiękną metaforą dążenia do niepodległości, ale w odpowiedzi widziałem tylko kiwanie głowami.
***
Bartek Sabela (ur. 1982) – z wykształcenia architekt, a z zamiłowania podróżnik, fotograf, snowboardzista i przede wszystkim wspinacz. Jako pisarz debiutował w 2013 roku książką Może (morze) wróci. Opowieść o Uzbekistanie i ginącym Morzu Aralskim została nagrodzona Bursztynowym Motylem oraz Nagrodą Magellana. Obecnie związany jest z wydawnictwem Czarne, gdzie w październiku 2015 roku ukazała się jego druga książka Wszystkie ziarna piasku. Reportaż z terenów Sahary Zachodniej, ostatniej afrykańskiej kolonii, został nagrodzony przez fundację Afryka Inaczej Afrykasem 2015 i nominowany do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej. Regularnie współpracuje z „Kontynentami”, publikował także w „Dużym Formacie” i „Gazecie Wyborczej”. Afronauci. Z Zambii na Księżyc to jego najnowsza książka.