Biblioteczki wielkości karmników dla ptaków, automaty, w których za parę złotych zamiast batonika można kupić książkę. Nietypowych pomysłów na zatrzymanie spadku czytelnictwa jest wiele. Tekst Oli Toeplitz.
Małe biblioteki są amerykańską inicjatywą, której początki sięgają 2009 roku. Biblioteczkę można zbudować samemu lub zamówić na stronie organizacji „Little Free Library” i zamontować koło domu, po czym wstawić do niej dowolne książki, które każdy może bezpłatnie wypożyczyć. Obecnie w USA istnieje już blisko trzy tysiące takich minibibliotek. Oprócz promocji czytania akcja kładzie nacisk na integrowanie społeczności sąsiedzkiej.
W Polsce z podobną inicjatywą, choć na nieporównywalnie mniejszą skalę, można się spotkać w Kotlinie Kłodzkiej. Na trasie Masywu Śnieżka z małych budek na książki można zabrać w góry wybraną lekturę, najczęściej o tematyce podróżniczej.
W Warszawie przy Marszałkowskiej działa Okienko otwarte, gdzie do końca września można zostawiać książki, ale przede wszystkim bezpłatnie je wypożyczać. Akcja jest częścią inicjatywy Książek Od Metra, propagującej ideę wymiany książek (bookcrossingu) w komunikacji miejskiej. Pomysłodawcy namawiają, żeby pozycji, które nam się znudziły i zalegają w domu, nie wyrzucać, a zostawiać w tramwaju, metrze, pociągu czy autobusie. Książkę należy opisać, żeby nie została potraktowana jak zwykła zguba. Znalazca może zabrać ją do domu, przeczytać, a potem podrzucić z powrotem w komunikacji miejskiej czy na przystanku. Bliźniacza akcja – Szybka Książka Miejska – działa w Trójmieście.
Z kolei na poznańskich ulicach pojawiły się ostatnio regały z książkami. Idea akcji Miejski Regał Książkowy jest prosta – każdy może zabrać na nieograniczony czas dowolną książkę z regału, przy czym organizatorzy proszą o pozostawienie w jej miejsce własnej.
Nieco innym pomysłem były książkomaty, czyli automaty z książkami, które stały na dworcach Warszawa Centralna i Śródmieście. Książki kosztowały w nich od kilku do kilkunastu złotych. Zaletą książek z automatu była nie tylko cena, ale ich dostępność o każdej godzinie. W podziemiach dworca jest co prawda kilka księgarni, ale nie są one czynne całą dobę. Podróżnik, który późnym wieczorem czekał na przesiadkę, a zapomniał lektury, nie musiał się już ograniczać do gazety kupionej w kiosku.
Oczywiście nie zawsze wszystko w takich akcjach działa zgodnie z planem. Na przykład głównym problemem w przypadku akcji Miejski Regal okazuje się to, że ludzie, owszem, chętnie biorą książki z półek, ale nie przynoszą własnych i regały szybko zaczynają świecić pustkami. Biblioteczki są narażone na wandalizm (choć na stronie Little Free Libraries możemy przeczytać, że przez rok działalności zdarzył się tylko jeden taki incydent). Książki przewożone w komunikacji miejskiej niszczą się niewątpliwie szybciej od tych trzymanych na półce. Natomiast pomysł z książkomatami w ogóle się nie przyjął. Barbara Leszczyńska z PKP przyznaje, że zainteresowaniem cieszyły się tylko te znajdujące się w hali głównej dworca Warszawa Centralna, a dobrze sprzedawała się jedynie mapa Warszawy, dlatego ostatecznie automaty zniknęły.