Obcy, który napada na jedną z „naszych”, jest kimś odrażającym, zasługującym na potępienie i karę. A co się dzieje, kiedy o gwałt oskarża się kumpla, w dodatku zawodnika uwielbianej w całym mieście drużyny futbolowej?
Missoula. Gwałty w amerykańskim miasteczku uniwersyteckim to pozycja trudna z powodu treści i z powodu formy. Jon Krakauer, amerykański pisarz, dziennikarz i alpinista, znany polskim czytelnikom dzięki książkom Wszystko za Everest i Pod sztandarem nieba, tym razem zabiera się za materię delikatną i kontrowersyjną, jaką jest gwałt towarzyski (tak Stanisław Tekieli, tłumacz, przekłada zwrot „date rape”). Missoula ukazała się w Stanach w roku 2015, w Polsce pojawiła się na początku tego roku – jak na zamówienie, jako kontekst do #metoo i towarzyszących mu oświadczeń, wypowiedzi i polemik, pokazujących, że nie mamy wspólnej definicji gwałtu czy molestowania, szczególnie w przypadku, kiedy napastnikiem nie jest facet czający się w mrocznym parku z nożem za pazuchą czy śliniący się nieznajomy w tramwaju, ale ktoś znany, a nawet bliski.
Statystyki cytowane przez Krakauera są bezlitosne: większość gwałtów to właśnie gwałty towarzyskie. Obcy facet z ciemnego zaułka to najczęściej wygodna figura wyobraźni, pozwalająca na odsunięcie od siebie niebezpieczeństwa, jeżeli chodzi o kobiety (jeżeli nie będę chodziła tam, gdzie nie powinnam, nic mi się nie stanie), i odpowiedzialności – jeżeli chodzi o mężczyzn (przecież nie jestem jakimś zboczeńcem z kroniki kryminalnej, tylko miłym chłopakiem). O wiele łatwiej (jeżeli w przypadku gwałtu można w ogóle używać takiego stopniowania) zeznawać przeciwko nieznajomemu niż zrozumieć, dlaczego skrzywdził ktoś, przy kim czuło się bezpiecznie. Łatwiej zeznawać przeciwko osobie spoza kręgu towarzyskiego, w którym się funkcjonuje. Obcy, który napada na jedną z „naszych”, jest kimś odrażającym, zasługującym na potępienie i karę. A co się dzieje, kiedy przed sądem próbuje się postawić kumpla, w dodatku zawodnika uwielbianej w całym mieście drużyny futbolowej? A jeżeli jest to zawodnik, od którego zależy powodzenie drużyny w najbliższych rozgrywkach i nie bardzo chcemy go stracić tylko dlatego, że wypił za dużo i zdjął spodnie jakiejś dziewczynie, w dodatku także nietrzeźwej?
Z takimi przypadkami próbuje zmierzyć się Krakauer. Opisuje skrupulatnie specyfikę miasta skupionego wokół uniwersytetu, kampusu i drużyny Grizzlies, której członkowie regularnie oskarżani są o seksualne wykroczenia, zapewniając Missouli, drugiemu co do wielkości miastu stanu Montana, niechlubne miano „amerykańskiej stolicy gwałtu”. Jest to o tyle zadziwiające i bolesne dla mieszkańców, że Missoula to nie jakaś zapadła dziura pośród prerii – 42% mieszkańców może poszczycić się wyższym wykształceniem (krajowa średnia to 28%), wybory wygrywają Demokraci, a największym pracodawcą jest uniwersytet. Jednym słowem: porządne miasto, w którym nagle na światło dzienne zaczynają wypływać nieciekawe statystyki.
czytaj także
Krakauer skupia się na dwóch historiach: Allison Huguet, zgwałconej przez Beau Donaldsona, którego znała od dzieciństwa, i Cecilii Washburn, wykorzystanej przez Jordana Johnsona, poznanego podczas studenckiej imprezy. Tym centralnym sprawom towarzyszy wiele podobnych, zgłoszonych na policję lub wstydliwie skrywanych przed światem.
Beau Donaldson gwałci Allison po zakrapianej imprezie zorganizowanej w jego domu, kiedy pijana dziewczyna decyduje wraz z koleżankami, że lepiej będzie zdrzemnąć się na miejscu niż ryzykować powrót do domu (o ironio). Alison podczas gwałtu udaje, że śpi, nie protestuje. Potem wybiega z domu i w histerii dzwoni do matki, prosząc, by ta wsiadła do samochodu i przyjechała po nią i koleżankę, nadal śpiącą u Beau. Poddaje się szpitalnym badaniom potwierdzającym gwałt, jednak nie zgłasza sprawy policji – Beau przeprasza, obiecuję poprawę i skorzystanie z terapii w celu rozwiązania problemów z alkoholem, zaburzającym jego poczucie odpowiedzialności i zdolność do prawidłowej oceny sytuacji. Allison nie chce narażać przyjaciela z dzieciństwa na złamanie kariery i problemy z prawem.
Kiedy czytałam ten fragment książki, myślałam o niesławnym pasażu ze Sztuki kochania Michaliny Wisłockiej: „Chłopców poniesionych napięciami seksualnymi, bardzo gwałtownymi w tym wieku, zwykła lekkomyślność dziewcząt naraża na kompromitację, kary sądowe, i niejednokrotnie wykolejenie się z drogi prawidłowego rozwoju już w latach młodzieńczych”. Wisłocka byłaby zapewne dumna z Allison, która postanawia postąpić wspaniałomyślnie i bardziej przejmuje się złym samopoczuciem przyjaciela niż własnym.
„Sztuka kochania” aktualna? Może i tak, ale to nie jest dobra wiadomość
czytaj także
Jednak po roku Beau imprezuje w najlepsze i jest w centrum uwagi, za to na Allison wchodzącą do baru wszyscy patrzą dziwnie. Kobieta uważa swoją obietnicę za nieaktualną, składa zeznania na policji, po ugodzie z prokuraturą Beau zostaje skazany na trzydzieści lat więzienia stanowego, z czego dwadzieścia w zawieszeniu. Jego rodzina jest niepocieszona z powodu tego, co spotkało kochanego syna. Forma „spotkało” jest tu nieprzypadkowa – zarówno Beau, jak i jego rodzice z jednej strony przyznają, że zgwałcił i skrzywdził przyjaciółkę z dzieciństwa, z drugiej strony zachowują przedziwne przekonanie, że nie była to jego wina, tak się po prostu złożyło.
Druga sprawa jest jeszcze trudniejsza i prezentuje dokładnie ten obszar, który zwykliśmy kwitować: „Sama chciała, niech teraz nie odgrywa ofiary”. Cecilia Washburn szepcze na studenckiej imprezie znajomemu, że „zrobiłaby to z nim w każdej chwili”. Jakiś czas później umawia się z nim na wspólne oglądanie filmu w pokoju wynajmowanego wraz z innymi studentami mieszkania. Całują się i zdejmują koszulki. Cecilia uznaje, że nie ma ochoty na więcej i mówi to, ale Jordan nie przestaje. Cecilia nie krzyczy, chociaż w pokoju obok znajduje się jej współlokator. Po gwałcie odwozi Jordana do domu i dopiero potem zaczyna płakać. Doprowadzenie Jordana przed sąd jest wyjątkowo trudne: słowo przeciwko słowu, popularny zawodnik kontra anonimowa dziewczyna, która w dodatku złożyła mu niedwuznaczną propozycję, zaprosiła go do pokoju, całowała i nie wzywała pomocy, chociaż z łatwością mogła ją uzyskać. Obrońcy Jordana podważają na każdym kroku wiarygodność Washburn, a sąd rozważa takie kwestie, jak brak makijażu zgwałconej podczas feralnego wieczoru. Czy dziewczyna planująca seks pokazałaby się chłopakowi w tak nierandkowej wersji? Czy to jest naprawdę coś, co może przesądzić o winie lub niewinności?
czytaj także
Krakauer znakomicie punktuje to, co jest dla mnie w tej książce ważne – okoliczności które sprawiają, że ofiary gwałtów towarzyskich tak rzadko zgłaszają je policji, decydując się na samotne przeżywanie traumy, wzmacnianej często przekonaniem, że bezkarny sprawca może przez ich bierność skrzywdzić kolejne osoby. Pokazuje system, który na kobiety deklarujące, że zostały zgwałcone, patrzy podejrzliwiej niż na jakiekolwiek inne ofiary przestępstw, drobiazgowo analizując ich zachowanie i reakcje. Dlaczego nie krzyczała? Dlaczego nie uciekła? Dlaczego nie walczyła? Dlaczego po fakcie nie pobiegła w podartych ubraniach na ulicę, tylko wzięła prysznic? Dlaczego potem spotykała się z gwałcicielem jakby nigdy nic, zamiast wydrapać mu oczy i je zjeść? Dlaczego?
Gdyby się trochę wysilić, te same idiotyczne pytania można by zadać kobietom okradzionym czy pobitym – ale tego się nie robi. Boimy się, kiedy ktoś na ulicy wyrywa nam torebkę, jesteśmy w szoku, głos zamiera w gardle. Nie zawsze krzyczymy „Ratunku, złodziej!”. To jest naturalne, nikt nie wymaga innego zachowania. Oddaj torebkę, ratuj życie. Boimy się, kiedy dobrze znany kolega przygniata nas do łóżka i łapie za biodra, obracając siłą na brzuch i ściągając majtki. Ale dla tego strachu społeczeństwo nie ma zrozumienia. Kobieta powinna bronić swojej pochwy jak lwica, inaczej nie ma mowy o gwałcie. „Nie” znaczy „nie”, ale jego artykulacja musi być wzmocniona radykalnymi czynami. Kobiety powinny cały czas kalkulować i kontrolować sytuację, żeby mężczyźni oszołomieni pożądaniem rozumieli, na czym stoją, bo ich obowiązuje inna logika, w której pocałunek i pełna penetracja bez prezerwatywy to praktycznie to samo.
Kobieta powinna bronić swojej pochwy jak lwica, inaczej nie ma mowy o gwałcie. „Nie” znaczy „nie”, ale jego artykulacja musi być wzmocniona radykalnymi czynami.
Co gorsza, podobnie sądzą funkcjonariusze i funkcjonariuszki policji, którzy kobiety przesłuchują. Każde zeznanie oskarżającej w sprawie o gwałt towarzyski jest prześwietlane i kwestionowane: co ona chce w ten sposób uzyskać? Może przespała się z kolegą i boi się, że dowie się o tym regularny chłopak? A może chce się za coś odegrać? Działa tu swoisty paradoks. Policjanci wiedzą, z jaką społeczną presją będzie musiała zmierzyć się oskarżająca – jeżeli decyduje się więc stanąć pod pręgierzem opinii publicznej, to jest tym bardziej podejrzana. Porządna kobieta wolałaby oszczędzić sobie publicznego opowiadania o swoim życiu seksualnym, dlaczego tej tak się do tego spieszy? Gdyby chociaż miała podbite oko, poważnie uszkodzone narządy płciowe, skórę napastnika pod paznokciami – no, to co innego. Moglibyśmy jej warunkowo uwierzyć. W tej sytuacji – nie ma mowy.
Tymczasem statystyki są bezlitosne – fałszywe oskarżenia o gwałt stanowią 2 do 8 % wszystkich wniesionych. Żeby było wyraźniej: w co najmniej 92% przypadków opowieść kobiety jest prawdziwa.
Książka Krakauera ma jednak znaczącą wadę: kiepsko się ją czyta. Autor pisze, że „system prawny Stanów Zjednoczonych opiera się na swoistym celebrowaniu starcia: w sprawach cywilnych jest to starcie się dwóch obywateli, w sprawach karnych – starcie obywatela z państwem. Przemoc fizyczna i zastraszanie nie są dozwolone w sądzie, ale już agresywne argumentowanie, selektywne przedstawianie faktów czy ataki psychologiczne – jak najbardziej. Zakłada się, że tak zrytualizowane starcie przeciwników to najlepsza metoda dotarcia do prawdy”. I Krakauer wchodzi w te starcia jak w masło, relacjonując, cytując, przytaczając i komentując. Ofiary dyskretnie drepczą na dalszy plan, w świetle reflektorów pozostają prawnicy, kopiący pod sobą dołki i prześcigający się w wynajdywaniu haków na konkurencję. Jest być może ciekawsze dla amerykańskich czytelników, obeznanych z sądowymi praktykami, ale w polskich realiach giną konteksty, na przykład kwestia wyboru więzienia dla Beau, bardzo istotna dla oskarżonego i jego rodziny. Stanowe czy inne, nie rozumiemy tej różnicy.
czytaj także
Oprócz potyczek przed obliczem ławy przysięgłych mamy też drugi front: przesłuchania przed komisjami uniwersyteckimi, które niezależnie od wyroku sądu mogą zdecydować o wydaleniu podejrzanego z uczelni i odebraniu mu stypendium (co jest szczególnie bolesne w przypadku Donaldsona i Johansona, grających w uniwersyteckiej drużynie i studiujących właśnie dzięki systemowi grantów, hołubiącemu sportowców). Proces sądowy może ciągnąć się latami, uczelnia musi decydować szybko. W grę wchodzą także sprawy o zniesławienie, pozwy o zniszczenie kariery, niesłuszne oskarżenie czy o wydalenie ze studiów (jeżeli sąd na przykład oczyści oskarżonego z zarzutów, co zdarza się całkiem często).
Ten specyficznie amerykański pejzaż zaciera meritum sprawy, spowalnia narrację i kradnie miejsce, które Krakauer mógłby przeznaczyć na staranniejsze przedstawienie kulturowych uwarunkowań gwałtu czy poszerzoną analizę kwestii przestępstw seksualnych na amerykańskich uczelniach.
Jednak nadmierne przyglądanie się technicznym usterkom Missouli byłoby w tym przypadku wylaniem dziecka z kąpielą. W zakończeniu Krakauer pisze: „Gwałciciele liczą na milczenie ofiar, bo pozwala im ono uniknąć odpowiedzialności. Opowiadając swoją historię i przerywając milczenie, ofiary zadają sprawcom potężny cios”. Tylko tyle i aż tyle. Na naszych oczach rozgrywa się obecnie batalia o prawo do niemilczenia, szczególnie w przypadku gwałtów popełnionych nieprzyjemnie blisko naszych baniek towarzyskich, przez mężczyzn, którym szkoda niszczyć karierę, na kobietach, które przecież mogły skutecznie się bronić. Missoula to lektura obowiązkowa na te niełatwe czasy.
*
Jon Krakauer, Missoula. Gwałty w amerykańskim miasteczku uniwersyteckim, przeł. Stanisław Tekieli, Czarne 2018