Jeżeli moja mama będzie wymagała 24-godzinnej opieki, to nie oznacza, że ja będę musiała stać się niewolnicą, tylko że będę potrzebowała wsparcia. Rozmowa z Anną Wiatr, autorką książki „Betrojerinki. Reportaże o pracy opiekuńczej i (bez)nadziei”.
Jesteś osobą dobrze wykształconą, a jednak zdecydowałaś się na pracę jako opiekunka osób starszych w Niemczech. Dlaczego?
Od pewnego czasu z oddalenia przyglądałam się temu tematowi, a że w pewnym momencie byłam zmęczona życiem w Polsce, pomyślałam, że w Niemczech od Polski nieco odpocznę. Zresztą zdarzało mi się to już wcześniej, tyle że czym innym się wówczas zajmowałam. Postanowiłam upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu: zobaczyć, na czym polega praca polskiej opiekunki w Niemczech i jednocześnie wziąć prawie trzymiesięczny urlop od polskiej rzeczywistości.
Co było najtrudniejsze w tej pracy?
Po kilku dniach bycia do dyspozycji podopiecznej od rana do ciągnącego się do 23:00 wspólnego oglądania telewizji uznałam, że porozmawiam z nią o organizacji dnia. Ustaliłyśmy, że będę pracowała od 9:00 do 17:00 i że będę miała wolne niedziele. Nie byłam więc opiekunką 24-godzinną, ale posłuchałam opowieści innych opiekunek, z których żadna nie miała 8-godzinnego dnia pracy, i utwierdziłam się w przekonaniu, że to ciekawy temat na książkę.
Większość opiekunek nie ma takich kompetencji kulturowych jak ty i ma problemy z wyznaczaniem granic.
Czasem wyjeżdżają, nie znając niemieckiego, i wtedy rzeczywiście trudno prowadzić jakiekolwiek negocjacje. Czasem są przyzwyczajone do opiekowania się bliskimi w Polsce i do wiążącej się z tym konieczności zapomnienia o sobie i swoich potrzebach.
Z jakimi jeszcze problemami stykają się opiekunki i opiekunowie osób starszych i niesamodzielnych?
Przede wszystkim pracują za długo i przeważnie nie mają wolnych dni w tygodniu. Często nie wiedzą dokładnie, kim będą się opiekować i na miejscu okazuje, że muszą na przykład dźwigać podopiecznego, a nie wiedzą, jak to robić, żeby sobie nie zaszkodzić. Zdarza się, że nie mają ważnego ubezpieczenia zdrowotnego w Niemczech, bo firmy nie są w stanie tego zorganizować na przykład w ciągu dwóch miesięcy pobytu. Po powrocie do Polski też często nie są objęte ubezpieczeniem zdrowotnym, bo mają wtedy „urlopy”, co często oznacza, że żadne składki nie są odprowadzane.
Jaki jest stosunek podopiecznych do opiekunek?
W Niemczech z jednej strony nazywa się opiekunki „polskimi perłami” albo „aniołami”, z drugiej strony mówi się, że są billig und willig, czyli tanie i chętne. Stosunek podopiecznych do opiekunek wpisuje się w te dwie skrajności. Niektórzy traktują je więc jak służące, inni dziękują im za każdą drobną pomoc, którą od nich otrzymują. Między opiekunkami i podopiecznymi zdarzają się też przyjaźnie, takie historie również opisuję w książce.
Niemcy nierzadko nie chcą się zajmować swoimi rodzicami…
Presja społeczna i związany z nią nakaz opieki nad rodzicami są tam znacznie słabsze niż w Polsce. I system jest do tego w miarę dostosowany. Na przykład istnieje Pflegedienst, czyli opieka ambulatoryjna, która jest do dyspozycji starszych ludzi, i czasem opiekunki w pracy mogą korzystać z tego rodzaju pomocy nawet kilka razy dziennie. Problem zaczyna się, gdy ktoś wymaga opieki całodobowej, której rodzina nie jest w stanie zapewnić, i jednocześnie podopieczny albo rodzina nie chcą, żeby znalazł się w domu pomocy społecznej. W takiej sytuacji idealnym rozwiązaniem wydaje się zatrudnienie polskiej opiekunki.
Chcę zostać niewolnicą w Niemczech. I nie śmiejcie się z tego!
czytaj także
Polki pracujące jako opiekunki są zatrudniane na umowy zlecenia i wysyłane do pracy w delegacje zagraniczne, co jest jakąś kuriozalną konstrukcją.
Na tyle kuriozalną, że za bardzo nie rozumieją jej nawet urzędniczki z Państwowej Inspekcji Pracy. Nie mieści się to w Kodeksie pracy ani w żadnych regulacjach. To nie dotyczy tylko opiekunek, ale i osób zatrudnianych w innych branżach. Inspekcja może interweniować tylko wtedy, gdy pracownik jest zatrudniony na podstawie umowy o pracę. Jest to paradoksalne, bo prawo pracy jest łamane, gdy zachodzi stosunek pracy, nawet jeśli umowa o pracę nie została podpisana, ale mimo tego PIP nie może z tym nic zrobić. Być może urzędnicy inspekcji mają za mało uprawnień. Z drugiej strony tutaj nie do końca wiadomo, czy stosunek pracy zachodzi, bo można dyskutować, kto jest pracodawcą. Teoretycznie jest nim agencja, ale pojawiają się też interpretacje, że to podopieczny jest pracodawcą.
Podopieczny z demencją?
Patrząc trzeźwym okiem, nie wydaje się możliwe, żeby osoba z demencją była pracodawcą. Ale zdarzają się sytuacje, gdy rodziny lub agencje oczekują, że opiekunka będzie wykonywać polecenia osoby, która ma poważne problemy z codziennym funkcjonowaniem.
Niedawno prezydent Macron rozpoczął kampanię mającą sprawić, że osoby pracujące za granicą będą podlegać prawu krajów, w których pracują. Ze strony Prawa i Sprawiedliwość było wielkie oburzenie, że jest to cios wymierzony w polskich przedsiębiorców.
Takie pomysły pojawiały się już wcześniej. To samo oburzenie płynęło z ust posłów i posłanek Platformy Obywatelskiej. Tutaj niewiele się zmieniło. Pozycja rządu, niezależnie od tego, kto akurat jest u władzy, jest podobna: to zagrożenie dla polskich pracodawców. Polscy pracownicy jakby gdzieś znikali z pola widzenia. Świetnie podsumował to Jan Guz, przewodniczący OPZZ, w komentarzu, który cytuję w swojej książce. W maju zeszłego roku polski rząd (składający się już z przedstawicieli Prawa i Sprawiedliwości) wyraził sprzeciw wobec zmian dyrektywy o delegowaniu. Chodziło wówczas o wprowadzenie zasady „równa płaca za taką samą pracę”. Jan Guz napisał krótko po tym: „Polski rząd w większym stopniu kierował się antyeuropejskim uprzedzeniami niż interesami polskich pracowników i ich rodzin. W tej sprawie premier Szydło kontynuuje neoliberalną i antypracowniczą politykę PO-PSL, popierając interesy pracodawców, a nie swoich wyborców”. Ta dyskusja nie zaczęła się od prezydenta Macrona.
No tak.
W tym komentarzu pojawia się też anegdota nawiązująca do tego, że polscy pracodawcy zachowują się tak jak dawniej pośrednicy w sprzedaży niewolników, którzy zarabiają na wyzysku. Zmienił się tylko kontekst społeczny. Polskim pracodawcom nikt nie broni zakładać firm w Niemczech czy we Francji i tam prowadzić interesów, skoro tam oferują usługi. Tyle tylko, że byłoby to o wiele trudniejsze niż działanie na zasadach delegowania i oferowania usług dwudziestoczterogodzinnych.
Dla Macrona Polska to balast. I to niestety nie tylko wina PiS
czytaj także
Byłoby też dużo mniej opłacalne.
Tak, musieliby oferować dużo bardziej cywilizowane warunki. Obserwuję tę sytuację od dosyć dawna i cały czas mam nadzieję, że możliwości prawne zostaną wykorzystane i sytuacja zostanie uporządkowana, ale to ciągle się nie dzieje. Kiedy Niemcy otworzyli rynek pracy dla Polaków, myślałam, że wyjazdy organizowane na zasadzie delegowania się zakończą, ale tak się nie stało. Wynika to też z tego, że panie, które wyjeżdżają do pracy, często nie są w stanie odnaleźć się na tamtejszym rynku bez tego „wsparcia”.
Kolejną taką sytuacją, gdy myślałam, że coś się zmieni, było wprowadzenie w Niemczech minimalnej stawki godzinowej. Gdyby w końcu zaczęto te wszystkie godziny liczyć i trzeba by płacić opiekunkom sześć czy osiem tysięcy euro miesięcznie, nikt by już nie chciał ich zatrudniać w wymiarze 24-godzinnym. Ominięto to w taki sposób, że obecnie w umowach wpisuje się, że opiekunka pracuje 38 godzin w tygodniu i puszcza się oczko w trakcie podpisywania umowy. Wszyscy wiedzą, czym się te 38 godzin w tygodniu skończy.
De facto ma się dwie godziny wolnego? Czy to też nie zawsze?
Przeważnie te dwie godziny są. Nie zawsze, ale to już są sytuacje bardziej ekstremalne, gdy nie ma nawet możliwości pójścia na spacer. Nie wynika to tylko z tego, że te panie pracują w Niemczech. Chodzi również o specyfikę pracy opiekuńczej. Opiekowanie się osobą niesamodzielną w domu sprawia, że godziny się bardzo rozciągają, a czas zaczyna funkcjonować tak, że wszystko kręci się wokół osoby zależnej. Można powiedzieć, że sytuacja opiekunek czy opiekunów, którzy zajmują się bliskimi w Polsce, jest nawet gorsza niż Polek pracujących w Niemczech. Polki pracujące w Niemczech wracają na miesiąc albo dwa do domów i mają święty spokój. Mogą pojechać na wycieczkę, zrobić zakupy, gotować, kiedy mają ochotę, wyspać się, pójść do dentysty. Kobiety, które opiekują się swoimi starszymi rodzicami w Polsce, nie mają takiej możliwości. Do tego jeszcze nikt im nie płaci tysiąca euro.
czytaj także
Mimo wszystko historie opiekunek pracujących w Niemczech są często optymistyczne. Dla wielu kobiet praca za granicą była wyzwalająca i emancypująca. Zarobione euro pozwalają im spłacić kredyty, wyzwolić się z wielu przemocowych sytuacji i znowu zacząć żyć.
Sytuacja opiekunek czy opiekunów, którzy zajmują się bliskimi w Polsce, jest nawet gorsza niż Polek pracujących w Niemczech.
Tak, wyjazd i zebranie się w sobie kończy się często dobrze w takim sensie, że te kobiety odzyskują sprawstwo. Mają poczucie, że mogą wpływać na swoje życie i nadać mu takie kierunek, jaki sobie wymyślą, a nie, że to jest sytuacja, której muszą się poddać. Zaczynają lepiej o sobie myśleć, bardziej optymistycznie patrzeć w przyszłość, planować. Czasem decydują się rozwieść czy wyprowadzić. Uczą się kupować sobie perfumy czy w inny sposób trochę uprzyjemnić sobie życie. Lubię wyrażenie Zeit genießen, czyli rozkoszować się czasem. Mam wrażenie, że opiekunki zaczynają smakować życie i stają się pełne optymizmu. Na poziomie biograficznym to są fajne opowieści.
Czyli warto pobyć niewolnicą w Niemczech?
Nie znoszę tego słowa w tym kontekście. Słowo „niewolnica” to już przesada. Czasy się mimo wszystko zmieniły.
Choć podobno nigdy nie było na świecie tylu niewolników co obecnie.
Te panie zazwyczaj nie mówią o sobie, że są niewolnicami, więc ja też tego nie robię To jedna z podstawowych zasad socjologii jakościowej, którą tutaj stosuję, choć nie nazywam tego wprost. Chodzi o to, żeby opowiadać o ludziach tak, jak oni sami o sobie opowiadają. Jasne, jak mają gorszy dzień, mówią: „Traktują nas tutaj jak niewolnice”. Ale żadna z nich nigdy nie powiedziała, że chce zostać niewolnicą w Niemczech. Po pierwsze, tego typu sformułowanie pozbawia je podmiotowości, a po drugie ustawia je w bardzo niekorzystnej pozycji w dyskursie publicznym, a to też wpływa na ich sytuację. Mówienie o nich, że są niewolnicami jest dosyć popularne, choć na co dzień nie poświęca im się wiele miejsca. A głównie chodzi o to, że nie są przestrzegane ich prawa pracownicze, zarówno w Polsce, jak i w Niemczech, i na tym należałoby się skupić. Ewentualnie na tym, czym jest obecnie praca opiekuńcza i jak należałoby ją zorganizować, żeby nie doprowadzać do sytuacji, że są uwiązane w domach.
Masz tutaj pomysł na jakieś rozwiązania?
W ramach mojej obecnej pracy przy projekcie Inkubator Innowacji. Sieci Wsparcia realizowanym przez Towarzystwo Inicjatyw Twórczych „ę” będziemy wypracowywać i testować różne rozwiązania, za rok będę mogła powiedzieć o tym więcej. W tym momencie innowatorzy zastanawiają się, jak zorganizować prace opiekuńczą, żeby była do zniesienia dla opiekunów i opiekunek, a ja ich w tym wspieram badawczo. Mają różne ciekawe pomysły, jest wiele możliwości. Niestety, to taki projekt, który nie dotyka rozwiązań systemowych.
A gdybyś miała coś powiedzieć o rozwiązaniach systemowych?
Trzeba w końcu w Polsce zacząć myśleć o takich rozwiązaniach jak ubezpieczenie pielęgnacyjne. W Niemczech funkcjonuje ono od 1995 roku, dzięki czemu możliwe jest zapewnienie osobom niesamodzielnym nie tylko domowej opieki pielęgniarskiej, ale i innych, niemedycznych usług opiekuńczych. Te usługi, opiekuńcze i pielęgniarskie, są finansowe przez kasy chorych. Państwo powinno wziąć za tę sferę odpowiedzialność. Opieka jest obecnie w Polsce traktowana nawet nie jak praca, bo za pracę należy płacić, ale jak naturalny zasób, którym można niemal dowolnie dysponować. Warto zacząć to traktować jako pewien problem społeczny i wyzwanie. Powinny iść za tym pieniądze, ale też konkrety. Jeżeli moja mama będzie wymagała 24-godzinnej opieki, to nie oznacza, że ja będę musiała stać się właśnie „niewolnicą”, tylko że będę potrzebowała wsparcia.
Opiekunowie dorosłych niepełnosprawnych: Jesteśmy zdani na siebie
czytaj także
Jaką formę mogłoby mieć takie wsparcie?
Jedną z jego form może być domowa opieka pielęgniarska, która w pewnym momencie może być potrzebna nawet trzy razy dziennie. Poza tym, gdy na przykład będę chciała wyjechać na urlop, państwo powinno zadbać o to, żebym miała taką możliwość. Czyli odpowiednie instytucje powinny być odpowiedzialne za założenie, a później utrzymywanie domów krótkiego pobytu. Jeżeli bym chciała pracować od 8:00 do 16:00, to powinnam mieć możliwość zostawienia w tym czasie mamy pod opieką specjalistów w domu dziennego pobytu. Tutaj jest mnóstwo do zrobienia.
To ciekawe, że ten temat w Polsce nie istnieje. Społeczeństwo się starzeje, a my bez większej refleksji czekamy na katastrofę. Jest jeszcze kwestia zasiłków dla osób, które opiekują się osobami starszymi i zasiłków / wynagrodzenia dla rodziców dzieci niepełnosprawnych. Ani PO, ani PiS nic nie zrobiły z orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego, który wyraźnie stwierdził, że nie można różnicować wysokości świadczeń w zależności od tego, kiedy powstała niepełnosprawność. Teraz rodzice dzieci niepełnosprawnych otrzymują ekwiwalent płacy minimalnej, a opiekunowie osób starszych dostają 520 złotych miesięcznie, i to nie wszyscy.
czytaj także
Kiedyś była w Polsce całkiem silna partia Emerytów i Rencistów. Może powstanie kolejna?
To nie są tylko problemy emerytów i rencistów. Każdy z nas ma rodziców i w pewnym momencie może się okazać, że oni potrzebują opieki. A jeśli dodatkowo każdy z nas jest każdą z nas, czyli kobietą, to możemy być pewne, że presja społeczna, żeby tę sytuację zorganizować we własnym zakresie, będzie bardzo duża. Mamy obecnie w Polsce tysiące prywatnych problemów z zapewnieniem opieki, zamknięte w czterech ścianach tysięcy domów. Te tysiące prywatnych problemów powinno stać się przedmiotem publicznej troski.
***
Anna Wiatr – dr socjologii, autorka książek Historie intymne. Odnajdując i tracąc siebie (Nomos 2010) i Pomiędzy życiem a śmiercią. Opowieść o tożsamości i umieraniu (Nomos 2013). Pracowała jako sprzątaczka (w Berlinie), wykładowczyni, dziennikarka, przewodniczka (w Muzeum Powozów) i opiekunka osób starszych. Obecnie, poza pisaniem reportaży, zajmuje się prowadzeniem badań jakościowych (społecznych i komercyjnych).