Trzaskowskiego zmagania z kapitałem kulturowym

To nie fakt, że Trzaskowski otrzymał wysoki kapitał kulturowy, powinien go pogrążać, a ewentualnie to, jak go wykorzystał. Gdyby go roztrwonił – jego sprawa. Ale on przekuł to, co dostał od losu, w karierę polityczną.
książka „Rafał”
„Rafał”, wywiad-rzeka z Rafałem Trzaskowskim. Fot. aw

Tuż przed finiszem kampanii prezydenckiej Rafał Trzaskowski postanowił zaprezentować się szerokiej publiczności jako bohater książki biograficznej. „Rafał” ma formę wywiadu-rzeki, jednak nie jest to klasyczny wywiad – pytająca Donata Subbotko nie konfrontuje rozmówcy, nie zadaje trudnych pytań. Trzaskowski opowiada o sobie, mając na to dużo przestrzeni. Jak ją wykorzystał?

Rozmowy z czynnymi politykami to twardy orzech do zgryzienia. Politycy mówią gładkimi komunikatami, ogólnikami, promując siebie i swój obóz, jednocześnie krytykując przeciwników. Trudno się dziwić, że taka właśnie jest książka Rafał.

Przeciwnicy Trzaskowskiego mogą zarzucać mu, że zbyt wiele mówi o sobie – o hobby, o życiu prywatnym, o przyjaźniach. Podczas jednej z debat Krzysztof Stanowski cytował fragment o nurkowaniu, co wywołało sporo śmiechu. Podobnych, wyrwanych z kontekstu cytatów, zapewne jeszcze trochę się pojawi.

Czy Rafał Trzaskowski udźwignie lodówkę? Tak, ale tylko pełną

Nie ma sensu pastwić się nad tym, że polityk jeździ na nartach, nurkuje, czyta książki, podróżuje – ma takie możliwości, jego sprawa. Czemu tyle o tym gada?  Prawdopodobnie to część strategii ocieplania wizerunku. Nie ma tu łatwego zadania, bo już dawno przylgnęła do niego łatka człowieka z uprzywilejowanej rodziny, znającego kilka języków i oderwanego od codzienności „zwykłych ludzi”.

Dlaczego jego kapitał kulturowy i społeczny staje się dla niego obciążeniem? To jedno z kluczowych pytań, które nasuwają się podczas lektury Rafała i obserwowania kariery politycznej prezydenta Warszawy.

Co wolno „bążurowi”?

Internetowi przeciwnicy Trzaskowskiego z lewej i prawej strony nazywają go „bążurem”, odkąd – żegnając Bronisława Geremka – wspomniał na Facebooku, że zdawał u niego egzamin po francusku, a ówczesne umiejętności językowe „nie pozwoliły mu na oratorskie popisy i zmusiły do wypowiedzi chłodnej, precyzyjnej i oszczędnej”.

Rafał Trzaskowski pochodzi z domu, w którym kładziono nacisk na edukację, gdzie bywali znani ludzie, dużo się czytało i rozmawiało. Teraz, na ponad 400 stronach książki, mierzy się z tym bagażem. Mówi, że wychował się na podwórku, mieszka w bloku, jeździ starym samochodem, robi zakupy, korzysta z metra.

Obiad z Zenkiem Martyniukiem to żaden problem

Ale przecież większość jego rówieśników wychowała się na podwórkach. W PRL-u było to normą. Chodził do publicznej szkoły – fajnie, ale wtedy innych nie było. Nauczył się angielskiego jako nastolatek, a w 1989 roku pomagał jako tłumacz gościom z USA. Jeden z nich umożliwił mu wyjazd do liceum w Stanach – i to już nie jest typowy element biografii nastolatka z tamtego okresu.

Jednak to nie fakt, że Trzaskowski otrzymał wysoki kapitał kulturowy, powinien go pogrążać, a ewentualnie to, jak go wykorzystał. Gdyby go roztrwonił – też jego sprawa. W społeczeństwie, które masowo marnuje żywność i zasoby naturalne, zmarnowanie kapitału kulturowego pewnie uszłoby Trzaskowskiemu płazem. Ale on przekuł go w karierę polityczną.

Powrót ery kowbojstwa w amerykańskiej polityce lub polski spaghetti western

Teraz musi się ze swojego kapitału tłumaczyć – i to właśnie robi w książce Rafał. Opowiada o rodzinie, przodkach, których historię zgłębił, znajomych rodziców. Ojciec Trzaskowskiego był znanym muzykiem, rodzice brali ślub wspólnie z Zofią i Krzysztofem Komedami (w książce jest nawet zdjęcie z tej uroczystości), przez dom Trzaskowskich przewijali się celebryci i nie tylko. Dzięki kontaktom ojca w świecie muzyki młody Trzaskowski poznał Steviego Wondera i Herbiego Hancocka. W społeczeństwie, w którym ludzie chętnie chwalą się selfiakami z celebrytami, facet, który poznał kilku z nich, został „bążurem”.

Trzaskowski opowiada, że nie przyjaźni się z politykami, przyjaźni się z przyjaciółmi – od lat z tą samą paczką. Razem imprezują, jeżdżą na wakacje. A to narty, a to wspomniane nurkowanie, windsurfing. W społeczeństwie, w którym ludzie tak chętnie dzielą się w social mediach zdjęciami z podróży i szczegółami życia towarzyskiego, Trzaskowski jest za to wyśmiewany.

Po co komu Rafał?

Wracając do postawionego na początku pytania o to, czy Trzaskowski dobrze wykorzystał szansę, jaką jest książka o nim w szczycie kampanii wyborczej, trzeba powiedzieć jasno: to nie ma żadnego znaczenia. Przeciwnicy i tak nie przeczytają, zwolennicy utwierdzą się w swoim wyobrażeniu. Śledzący politykę przeczytają i trochę się wynudzą, ale znajdą – jeśli zechcą – kilka smaczków.

Największym z nich jest według mnie wspomniane wyżej radzenie sobie z łatkami, jakie Trzaskowskiemu przypięto. Polityk, który mierzy wysoko, a on mierzy, musi sobie radzić z krytyką. Wziąć na klatę konsekwencje swoich słów i decyzji.

Rafał Trzaskowski stara się to zrobić. Tłumaczy na przykład, skąd wzięły się plotki o tym, że chce zmusić ludzi do jedzenia robaków (z opatrznie przeczytanego raportu C40 Cities o tym, jak zmniejszyć emisje CO2 w miastach), czy skąd łatka „tęczowego Rafała” (z podpisania Karty LGBT, w której – jak twierdzi Trzaskowski – lepiej było użyć słowa „równość”, nie „LGBT”, ale mleko się wylało). Prezydent opowiada też o aferze ze zdejmowaniem krzyży w Warszawie i wyjaśnia, że on żadnego zdejmowania nie nakazał, tylko ustalono, by nie wieszać nowych krzyży. Przy okazji dowiadujemy się, że Kościół i religia są ważnymi elementami życia kandydata.

Majmurek: O co pytać kandydatów na prezydenta (a o co nie warto)

Fakt, że Trzaskowski wraca do tych historii, pokazuje, że są drzazgą, która jemu i jego otoczeniu napsuła krwi. W efekcie dostajemy politykę „letniej wody w kranie”: kryzys klimatyczny i redukcja emisji są ważne, ale nie gadajmy o tym za dużo, bo konkretne propozycje mierzenia się z wyzwaniami mogą kogoś wystraszyć. Geje i lesbijki powinni być równo traktowani, ale nie używajmy słowa „LGBT”, bo komuś się ono źle kojarzy. Państwo od Kościoła rozdzielmy, ale cienką kreską, żeby nikogo nie denerwować.

Widzimy zresztą, jak bardzo sztab Trzaskowskiego i on sam próbują unikać tematów, które mogą zostać uznane za kontrowersyjne, bo zbyt progresywne. Jednocześnie ani sztab, ani Trzaskowski nie potrafią przedstawić tych kwestii w przekonujący, przystępny sposób. I to jest chyba największy problem Trzaskowskiego jako polityka. Może i mieszka w bloku, może ma stary samochód, ale z głupich robaków nie potrafił się wytłumaczyć. Prezydent Warszawy wspomina w książce, że sztab doradzał mu, by nie opowiadał, że zna języki, żeby schował głęboko ten swój kapitał kulturowy i progresywne pomysły. Udzielając tego rozciągniętego na kilkaset stron wywiadu, zignorował te rady. Problemem jednak nie jest to, że polityk zna języki i czyta dużo książek – a to, że nie potrafi znaleźć języka, którym miałby szansę przekonać społeczeństwo do swoich racji.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Agnieszka Wiśniewska
Agnieszka Wiśniewska
Redaktorka naczelna KrytykaPolityczna.pl
Redaktorka naczelna KrytykaPolityczna.pl, w latach 2009-2015 koordynatorka Klubów Krytyki Politycznej. Absolwentka polonistyki na UKSW, socjologii na UW i studiów podyplomowych w IBL PAN. Autorka biografii Henryki Krzywonos "Duża Solidarność, mała solidarność" i wywiadu-rzeki z Małgorzatą Szumowską "Kino to szkoła przetrwania". Redaktorka książek filmowych m.in."Kino polskie 1989-2009. Historia krytyczna", "Polskie kino dokumentalne 1989-2009. Historia polityczna".
Zamknij