Czytaj dalej

Krawczyk: Frontex spółka z o.o.

W warszawskich biurach agencji królują korposzarości, Power Point i bezimienne zagrożenie – imigranci.

Do wybrzeży Europy każdego dnia dopływa z północy Afryki jakiś przepełniony ponton, stara łódź albo kajak. Z tym, że czasem nie dopływa, tylko tonie gdzieś po drodze. Wtedy na miejsce tragedii przyjeżdżają dziennikarze i fotoreporterzy. Produkują zdjęcia, teksty, filmy o śmierci na Morzu Śródziemnym. Aktywiści i tak zwane społeczeństwo obywatelskie się oburza, papież Franciszek ogłasza, że mu przykro i tak dalej być nie może, a cyniczni politycy zlecają badania fokusowe, żeby sprawdzić czy lepiej szczuć na migrantów, czy jednak wyrazić żal i współczucie. Po kilku latach tego, co zwykło nazywać się kryzysem uchodźczym, każdy dobrze zna swoją rolę, niezależnie od tego, po której stronie reżimu granicznego by się nie znajdował.

Ruben Andersson, autor książki Illegality, Inc. Clandestine Migration and the Business of Bordering Europe, dodałby jeszcze pewnie, że każdy na swojej roli całkiem nieźle zarabia. Rzecz jasna poza samymi migrantami, którzy w drodze do Europy albo giną, albo tkwią gdzieś w zamkniętych ośrodkach. Chociaż są też tacy, którzy zwątpili już w sukces podróży do Europy i zatrudnili się jako „profesjonalni migranci” – sprzedając swoje historie głodnym wrażeń dziennikarzom.

Autor Illegality, Inc. nie spisuje heroicznych opowieści twardych facetów, którzy przeżyli wyprawę przez Saharę i z okrzykiem „Barcelona albo śmierć” gotują się do przepłynięcia przez Morze Śródziemne.

Zamiast żerować na dramatycznych doświadczeniach swoich rozmówców, postanawia zbadać coś, co sam nazywa „przemysłem nielegalnej migracji” – złożony system mniej lub bardziej formalnych instytucji powołanych do tego, żeby zwalczać nielegalną migrację.

Jak uwrażliwić migranta

Można ją zwalczać na różne sposoby. Budując na lądowych granicach Unii Europejskiej rzędy kilkumetrowych płotów uzbrojonych w druty kolczaste i spryskiwacze z gazem pieprzowym – tak jak wokół Ceuty i Melilli, hiszpańskich enklaw na północy Afryki. Można też stosować mniej inwazyjne metody – organizować pogadanki z udziałem deportowanych, którzy opowiedzą, że lepiej klepać biedę w domu niż jechać do Europy. Takie spotkania nazywa się „uwrażliwianiem”, a w książce Illegality, Inc. znajdziemy świetne reporterskie relacje z tego osobliwego frontu walki z migracją.

Andersson spędził setki godzin na rozmowach z pracownicami NGO-sów, strażnikami w centrach recepcyjnych, przedstawicielami Frontexu i wreszcie samymi migrantami. Po dwóch latach intensywnych badań nie ma złudzeń: walka z nielegalną imigracją na pewno jej nie powstrzyma. Z prostej przyczyny: spora część ludzi starających się dostać do Europy nie ma dokąd wracać. Opowieści o tym, że podróż przez morze jest śmiertelnie niebezpieczna nie doprowadzą do tego, że domy uchodźców przestaną być bombardowane, a w senegalskich miejscowościach magicznie pojawi się praca, za którą będzie można utrzymać kilkuosobową rodzinę. Droga przez morze lub skok przez płot to często jedyny realny wybór, przed którym stają afrykańscy migranci.

Uchodźcy z Power Pointa

Książka Anderssona nie jest jedynie zbiorem rozmów i reporterskich fragmentów utrzymanych na świetnym literackim poziomie. Illegality, Inc. to również próba teoretycznej analizy systemu ochrony granic, podana w zgrabnej i publicystycznej formie. Udaje się to za sprawą wykorzystania dwóch perspektyw, stosowanych konsekwentnie od początku do końca: przemysł nielegalnej migracji jest dla autora z jednej strony politycznym spektaklem, a z drugiej pracującą na wysokich obrotach fabryką – wytwarzającą granice i samych „nielegalnych imigrantów”, zarówno na poziomie symbolicznym jak i materialnym.

Centrum dowodzenia tej fabryki znajduje się w Warszawie, w siedzibie Europejskiej Agencji Zarządzania Współpracą Operacyjną na Granicach Zewnętrznych Państw Członkowskich Unii Europejskiej – znanej szerzej jako siedziba agencji Frontex. Wizyta autora w warszawskim biurowcu występuje w książce po bardzo wyrazistych opisach cielesnego wymiaru podróży przez Saharę. Jeszcze w Afryce jeden z doświadczonych strażników przechwala się przed Anderssonem, że żaden imigrant nie oszuka go co do swojego pochodzenia. Strażnik naoglądał się tyle poobcieranych grzbietów i pośladków, że – jak sam twierdził – na podstawie ran jest w stanie dokładnie określić, jak długo podróżował obiekt jego obserwacji.

Na drugim końcu długiego łańcucha dowodzenia nie ma śladu tej brutalnej cielesności. W biurach Frontexu – zgodnie z precyzyjnymi opisami zamieszczonymi w książce – królują korporacyjne szarości, prezentacje w Power Poincie i mapy wyświetlające dane o „zagrożeniach i ryzyku”. Tysiące kilometrów od strażnika oglądającego pośladki i grzbiety przesłuchiwanych imigrantów powstają raporty zapewniające trwanie „walki z nielegalną imigracją”.

Imigranci występują w nich jako bezimienne zagrożenie – podzielone, opisane, określone geograficznie.

Granice za pieniądze

Problemem książki Anderssona jest bez wątpienia to, że błyskotliwe refleksje, przeplecione żywymi reporterskimi miniaturami, nie są zwieńczone jakąś wyrazistą polityczną konkluzją. W efekcie czytelnik dostaje wnikliwy opis funkcjonowania „przemysłu nielegalnej imigracji” i kilka rozrzuconych tez mających w zamierzeniu podsumować ogrom zebranego materiału.

Dowiadujemy się, zatem że sytuacja migrantów jest tragiczna, ale pytania o odpowiedzialność za taki stan rzeczy już się nie pojawiają. W każdym rozdziale znajdziemy za to kilka kąśliwych uwag pod adresem wszystkich chyba aktorów pracujących z migrantami – narcystycznych liderów organizacji pozarządowych, bezdusznych strażników czy cynicznych dziennikarzy. Sam autor przyznaje w kilku miejscach, że również jest częścią systemu, o którym pisze, ale innym ma zdecydowanie więcej do zarzucenia niż sobie.

Ze wszystkich istotnych spostrzeżeń Anderssona na największą uwagę zasługuję chyba to, że realne granice Europy wcale nie leżą w Europie – i bynajmniej nie chodzi autorowi tylko i wyłącznie o płoty wokół hiszpańskich enklaw w Afryce. Wszystkie te spotkania, mające na celu „uwrażliwić”, czyli zniechęcić Afrykańczyków do wyruszenia na Północ, są hojnie finansowane z unijnych budżetów lub z pieniędzy poszczególnych krajów członkowskich. Natomiast Hiszpania angażuje się finansowo nie tylko w „miękką” walkę z nielegalną migracją. W 2010 roku przekazała senegalskiej straży granicznej quady, dzięki którym zorganizowano skuteczne obławy na grupy zmierzające do Europy.

W miejscach, w których wolność przemieszczania się jest ograniczana za pieniądze europejskich podatników znajduje się właśnie europejska granica – zdaje się twierdzić Andersson.

Współpraca służb siłowych Hiszpanii i Senegalu potwierdza również, że kategoria „nielegalnego imigranta” nie ma nic wspólnego z nielegalnym przekroczeniem granicy. Senegalscy strażnicy opowiadają Anderssonowi o metodach swojej pracy całkiem otwarcie. Jeszcze na terenie Senegalu wyszukują grupy mężczyzn z plecakami, w których spakowane są nieprzemakalne buty, biszkopty oraz pieniądze w europejskiej walucie – tyle wystarczy, żeby uznać ich za „nielegalnych imigrantów” i zawrócić do domów.

Dlaczego warto?

Pracując nad książką Illegality, Inc. Ruben Andersson lawirował pomiędzy rolą antropologa, reportera, dziennikarza śledczego, wolontariusza, aktywisty i politycznego komentatora. I mimo że wiele wątków, które domagałyby się rozległej analizy zostało w tej książce jedynie zasygnalizowanych – tak jak analogie pomiędzy wojną z terroryzmem a obecną polityką UE wobec migrantów – to Anderssonowi udało się zbudować kompleksowy obraz rzeczywistych współczesnych granic Unii Europejskiej, sięgających aż do subsaharyjskiej Afryki.

Ruben Andersson, Illegality, Inc. Clandestine Migration and the Business of Bordering Europe, World California Series in Public Anthropology 2015.

***

Artykuł powstał w ramach projektu Europa Środkowo-Wschodnia. Transformacje-integracja-rewolucja, współfinansowanego przez Fundację im. Róży Luksemburg

 

**Dziennik Opinii nr 231/2015 (1015)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij