Czytaj dalej

Klauzula bestsellerowa to młot na wydawcę

Prawo autorskie daje naprawdę solidne wsparcie dla twórców i faktycznie stoi po ich stronie. Zeszłoroczna nowelizacja przepisu nazywanego klauzulą bestsellerową wsparła autorki i autorów. Teraz jej efekty zobaczymy w sądzie.

W ostatnich dniach wszyscy chyba zdążyliśmy już przeczytać w mediach przynajmniej jeden tekst o autorce Chłopek – Joannie Kuciel-Frydryszak, która zapowiedziała pozew przeciwko swojemu wydawcy. Zamierza domagać się w nim podwyższenia honorarium autorskiego za głośną książkę. Za autorką solidarnie stanęło środowisko literackie. Wydawca Chłopek, Marginesy, zapewnia, że zależy mu na porozumieniu i dalszej współpracy z autorką.

Prawa autorskie nie są zwykłym towarem

Sprawa dotyczy specyfiki umów prawnoautorskich i sposobu, w jaki interesy autorów są chronione w polskiej Ustawie o prawie autorskim z 1994 roku. Prawa autorskie nie są zwykłym towarem. Ich przeniesienie (sprzedaż) czy dzierżawa (licencja) odbywają się w ściśle określonych rygorach i po każdej transakcji część uprawnień do dysponowania utworem pozostaje po stronie autora. Oznacza to, że kupując prawa np. do wydania książki, uzyskujemy jedynie możliwość dysponowania utworem w ściśle określony sposób, a autor czy autorka nadal mają prawo sprzeciwu w przypadkach m.in. nierzetelnego wykorzystania utworu, uznania autorstwa, zachowania integralności utworu czy tworzenia jego adaptacji.

Mężowi nogi umyć i brud wypić. Jak żyły chłopki? [rozmowa]

Mówiąc obrazowo – nie można bez zgody m.in. dokonywać nieautoryzowanej redakcji, dzielić na części, wykonywać nieudolnych kopii czy publikować tłumaczeń oraz kręcić na jego podstawie np. filmy. Samo autorstwo jest chronione bardzo restrykcyjnie i za przypisanie sobie autorstwa cudzego utworu grozi wyrok karny – dlatego polscy politycy i celebryci publikują wywiady rzeki, a amerykańscy, gdzie autorstwo jest zbywalne, publikują autobiografie. Przywołuję te okoliczności, żeby pokazać, iż nie mamy do czynienia ze zwykłą transakcją kupna-sprzedaży.

Od 2012 roku nie jest możliwe też sprzedanie wszystkich praw majątkowych do utworu – każde pole eksploatacji musi być precyzyjnie wskazane i te, które pojawią się w przyszłości (np. nowe media), zostają z zasady przy autorze i mogą być przeniesione jedynie osobną umową. Dzięki temu wycena przedmiotu umowy zawieranej przez autora z np. wydawcą może być bardziej precyzyjna.

W przypadku Joanny Kuciel-Frydryszak mamy do czynienia z sytuacją, kiedy napisana przez nią książka odniosła spektakularny sukces, który był absolutnie nie do przewidzenia. Pod koniec ubiegłego roku wydawnictwo Marginesy poinformowało, że sprzedaż Chłopek przekroczyła pół miliona egzemplarzy. W momencie podpisywania umowy i ustalania honorarium, którego wysokość autorka uzgodniła z wydawcą, absolutnie nikt nie wiedział, że książka będzie takim hitem sprzedażowym.

Prawo stanęło po stronie twórców

Dziś Joanna Kuciel-Frydryszak domaga się podniesienia stawki ustalonej w zawartej w dobrej wierze przez obie strony i rozliczonej umowie. Dlaczego? Otóż wycena przedmiotu umowy w umowach prawnoautorskich jest złożonym zagadnieniem, bo mimo najlepszych chęci trudno ocenić, jakie zyski przyniesie np. jeszcze nienapisana książka w momencie zawierania umowy na jej napisanie. Ta wartość pieniężna może się zmieniać w czasie.

„Chłopi” kontra „Chłopki”

Dlatego polska ustawa o prawie autorskim, podobnie jak regulacje w wielu innych krajach europejskich, zawierają na taką okoliczność zabezpieczenia dla autora. Chodzi o art. 44 Ustawy o prawie autorskim, który mówi, że „w przypadku gdy wynagrodzenie twórcy jest niewspółmiernie niskie w stosunku do korzyści nabywcy autorskich praw majątkowych lub licencjobiorcy, twórca może żądać stosownego podwyższenia wynagrodzenia przez sąd”. Tak brzmi jego treść od września 2024 roku, wcześniej w tym samym prawie zapis był inny i mówił o „rażącej dysproporcji między wynagrodzeniem twórcy a korzyściami nabywcy autorskich praw majątkowych lub licencjobiorcy”.

Zeszłoroczna nowelizacja przepisu nazywanego klauzulą bestsellerową jest korzystna dla autorów, gdyż uzyskali nowe uprawnienia, na mocy których nabywca praw majątkowych lub licencjobiorca ma obowiązek udostępnienia informacji pozwalających na określenie wysokości wynagrodzenia oraz zapewnienia wglądu w dokumentację mającą istotne znaczenie dla jej określenia. Tłumacząc z prawniczego na ludzki, oznacza to, że na żądanie autora wydawca musi zapewnić wgląd w dokumenty księgowe – umowy, faktury, deklaracje podatkowe i wyciągi bankowe.

Dodatkowo art. 43 ustawy otrzymał brzmienie mówiące, iż „wynagrodzenie musi być godziwe i odpowiednie do zakresu udzielonego prawa, charakteru i zakresu korzystania oraz korzyści wynikających z korzystania z utworu”, to znaczy musi być „proporcjonalne do przychodów z korzystania z utworu”.

Komu pomoże, a komu zaszkodzi jednakowa cena książki? [wyjaśniamy]

To naprawdę solidne wsparcie dla twórców i jedna z tych nielicznych sytuacji, kiedy prawo autorskie faktycznie stoi po ich stronie. I jest to sytuacja nowa w polskim prawie autorskim. Wcześniejsze brzmienie klauzuli bestsellerowej dawało co prawda podobne możliwości w zakresie podwyższania przez sąd wysokości wynagrodzenia, ale bez wglądu w dokumenty księgowe wydawców uzasadnienie roszczenia było zdecydowanie utrudnione.

Pamiętacie, jak Sapkowski chciał 60 mln?

Warto w tym miejscu przypomnieć sprawę Andrzeja Sapkowskiego, który w 2018 zapowiedział złożenie pozwu przeciw CD Projektowi, powołując się na wcześniejsze brzmienie artykułu 44. Jego sytuacja była o tyle korzystna, że CD Projekt jako spółka giełdowa miał szereg obowiązków publicznego dzielenia się danymi finansowymi, dzięki czemu ich przychody z kolejnych edycji gry Wiedźmin nie były tajemnicą. Dodatkowo, w momencie kiedy autor zapowiedział kroki prawne, CD Projekt był u szczytu doskonałej passy na giełdzie, więc był szczególnie wrażliwy na wszelkie negatywne informacje medialne o firmie.

Andrzej Sapkowski domagał się dodatkowych 60 mln w celu wyrównania wcześniejszego honorarium za wykorzystanie historii o Geralcie z Rivii, które według niepotwierdzonych informacji wynosiło w 2002 ok. 10 tys. dolarów. Jeśli pamiętamy, jak wyglądały wówczas najbardziej zaawansowane gry komputerowe, to możemy zrozumieć pewien sceptycyzm pisarza co do biznesowych perspektyw gry na podstawie jego książki, więc decyzja o przyjęciu jednorazowego przelewu zamiast procentowego udziału w przyszłych zyskach z produkcji była całkiem rozsądna.

60 mln. To was nie rusza?

Początkowo przedstawiciele spółki stanowczo wzbraniali się przed możliwością uzupełnienia wynagrodzenia pisarza. Niedługo potem wszyscy zasiedli do negocjacji, w wyniku których nie tylko zawarto satysfakcjonujące Andrzeja Sapkowskiego porozumienie, ale dodatkowo rozszerzono zakres pierwotnej umowy o dodatkowe prawa do wykorzystania postaci wiedźmina. Prawdopodobnie na wyobraźnię właścicieli odnoszącej spektakularne sukcesy rynkowe i giełdowe spółki podziałał fakt, że sądy mogłyby zamienić zapowiadany proces w wieloletnią medialną batalię, po której nawet mało prawdopodobny korzystny wyrok nikogo z nich by nie ucieszył.

Przywołuję case Sapkowskiego, gdyż jego ewentualny pozew miał jedną istotną wadę, której nie będzie posiadać pozew zapowiedziany przez Joannę Kuciel-Frydryszak. Otóż gra będąca adaptacją książki, czyli utwór zależny, według niektórych prawników mogła nie mieścić się w zakresie umów, o których mówi art. 44 ustawy. Niezbadane są wyroki polskich sądów pierwszej instancji, więc jakieś ryzyko niepowodzenia istniało.

Czy Chłopki to precedens?

Klauzula bestsellerowa tak naprawdę jest używana jako podstawa orzeczeń przez sądy niezwykle rzadko. W systemie orzeczeń trafiłem na jeden wyrok – korzystny dla autora, któremu wydawnictwo musiało podwoić stawkę zawartą w pierwotnej umowie.

Dlaczego się tak dzieje? Otóż ten rodzaj przepisu faktycznie jest używany w sytuacjach nadzwyczajnych. Żeby do tego doszło, potrzebny jest niemożliwy do przewidzenia wcześniej sukces utworu, co, jak wiemy, czasami się zdarza. Następnym warunkiem jest absolutny brak dobrej woli ze strony wydawcy lub nabywcy praw majątkowych, lub licencjobiorcy. Kolejnym etapem jest upublicznienie sprawy – tego akurat strona komercyjna zwykle się obawia, bo w branży wydawniczej reputacja jest jednak istotnym atutem, a autorzy zwykle cieszą się o wiele większą sympatią opinii publicznej niż wydające ich instytucje.

Złożenie pozwu jest ostatecznym krokiem, jeśli na każdym z wcześniejszych etapów nie uda się zawrzeć satysfakcjonującego autora porozumienia. Klauzula bestsellerowa służy zatem jako dość sprawne narzędzie negocjacyjne niwelujące asymetrię autor-wydawca.

Warto zadać w tym przypadku pytanie, czy obecny stan prawny jest faktycznie dla autorów satysfakcjonujący i czy Ustawa o prawie autorskim nie mogłaby zawierać dodatkowych instrumentów wspomagających twórców w podobnych sytuacjach? Otóż osobiście jestem sceptyczny co do wskazywania sądów cywilnych jako instancji rozstrzygającej. W tej roli o wiele bardziej sprawdziłaby się jakaś forma postępowania arbitrażowego czy mediacyjnego – mogę łatwo wyobrazić sobie takie ciało orzekające przy MKiDN, gdzie ustalano by wysokości wynagrodzeń w nadzwyczajnych przypadkach, korzystając z uproszczonego trybu i w zdecydowanie krótszym czasie, niż oferują to sądy powszechne. Takie rozwiązanie obowiązuje np. w Holandii i całkowity koszt postępowania wynosi dla autora 150 euro za rozpatrzenie sprawy plus 90 za jej wniesienie. To kwota bardzo przystępna, nawet jak na polskie warunki.

Książki budują społeczność. Wydawnictwa i księgarnie kameralne w dobie pandemii

Kolejnym zabezpieczeniem mogłoby być wprowadzenie możliwości wypowiedzenia lub zmiany warunków umów licencyjnych zawartych na czas nieokreślony co np. pięć lat. Dałoby to możliwość renegocjacji warunków w przypadku niespodziewanego sukcesu utworu.

Nawet amerykańskie prawo autorskie zawiera instytucje tzw. termination law, które jest substytutem europejskiej klauzuli bestsellerowej. Wprowadzone w 1979 roku prawo pozwala na renegocjację umowy zawartej po wejściu w życie wspomnianych przepisów po 35 latach od jej zawarcia po poprawnym złożeniu w odpowiednich wieloletnich terminach w sądzie stosownych zawiadomień o zamiarze zmiany warunków lub wypowiedzenia umowy.

To otwiera szerokie pole do prowadzenia negocjacji. Czynności te mogą być wykonywane również przez spadkobierców, z czego skorzystali potomkowie Christophera Milne’a, podejmując próbę odzyskania praw do Kubusia Puchatka. Sprawa założona w 2004 roku zakończyła się dla nich niepomyślnie jedynie dlatego, że powołali się na nieobowiązującą umowę.

Amerykańskie rozwiązanie nie dotyczy jednak praw do utworów, które powstały w ramach wykonywanej pracy najemnej, czyli znajdujących się w kategorii work for hire. Właśnie ta przesłanka przesądziła o oddaleniu pozwu spadkobierców Jacka Kirbiego, którzy podjęli próbę odzyskania praw do szeregu postaci z uniwersum Marvela. Prawnicy wytwórni filmowych udowodnili, iż Kirby tworzył komiksowe postaci jako etatowy pracownik wydawnictwa, co wyłączyło zastosowanie termination law.

Kofta, Kałuża: Kulturowa i (handlowa) wojna

Pozytywnie za to zakończyła się walka Victora Willisa, autora YMCA (w teledysku był przebrany za policjanta), Go West czy In The Navy. Po dopełnieniu wszystkich czynności sąd przyznał mu należne części praw do 33 utworów, unieważniając zawarte wcześniej umowy, co odbiło się głośnym echem w środowisku muzycznym. Była to jedna z pierwszych głośnych spraw, gdyż w 2013 mijał wskazany przez prawo z 1978 roku 35-letni termin pozwalający na renegocjację lub wypowiedzenie umów.

Tu pojawia się kolejne bardzo ciekawe zagadnienie jeszcze nierozpoznane na polskim gruncie, gdyż w polskim prawie funkcjonuje kategoria utworu pracowniczego, tzn. utworu, który powstaje w ramach stosunku pracy. Ma to miejsce np. w przypadku grafików zatrudnionych na umowie o prace w agencjach reklamowych czy artystów pracujących w instytucjach kultury. Teoretycznie możliwość zaistnienia warunków do użycia klauzuli bestsellerowej jak najbardziej może mieć miejsce i jestem bardzo ciekawy, jak wówczas poradziłyby sobie z tym sądy.

Sprawą Chłopek najpewniej też zajmie się sąd. Przedstawione przez wydawnictwo Marginesy propozycje dodatkowego wynagrodzenia dla autorki Chłopek nie spotkały się z jej akceptacją. Nie mamy w Polsce prawa precedensowego, ale sprawa Chłopek, czyli powództwo z tytułu znowelizowanego przepisu, ukształtuje praktykę orzeczniczą.

Trzymam kciuki za Joannę Kuciel-Frydryszak. Poza wygraną sprawą życzę jej kolejnych pozycji poruszających zarówno czytelników, jak i rynek wydawniczy.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Mikołaj Iwański
Mikołaj Iwański
Ekonomista
Mikołaj Iwański – doktor nauk ekonomicznych, absolwent filozofii Uniwersytetu Adama Mickiewicza. Prorektor ds artystyczno-naukowych Akademii Sztuki w Szczecinie.
Zamknij