Kinga Dunin czyta

Trzy kobiety i podglądacz

Bohaterami wakacji będą: zadłużona wdowa, jej towarzyszka dziewczynka-zombi, dziewczynka mało dziewczynkowata i podglądacz z motelu. Miłego lata!

W tym roku spośród pięciu nominacji w kategorii proza w Nagrodzie Gdynia znalazły się trzy kobiety. Miło. Ciekawe nominacje. Tu też, podobnie jak przy Nike, okazało się, że mam zaległości. Czytałam tylko książkę Anny Cieplak, Ma być czysto, którą wydała KP, więc nie będę o niej pisała. Tylko tyle, że dobrze się ją czyta, więc na wakacje będzie w sam raz. A dwie inne nominowane?

Książki KP nominowane do Nike i Literackiej Nagrody Gdynia

***

Salcia Hałas, Pieczeń dla Amfy, Muza 2016

Siedzimy z Elwirką na skrzynkach plastikowych, co je ma Elwirka za sklepem do siedzenia, i jaramy mentolowe.

Póki nam Unia nie zabroniła.

Na zapas.

Elwirka, ja i dziewczynka zombi.

Jeśli chodzi o wakacyjne zalety tej prozy, to też je ma, bo składa się króciutkich rozdzialików. Można przerwać, potem znowu zacząć, trochę po nich poskakać, bo też nie ma tu zbyt wyraźnie zaznaczonej akcji.

Szukając gatunku, któremu można by tę powieść przyporządkować, przypomniałam sobie funkcjonujące w środowiskach feministycznych określenie „kobieca ględźba”. Jest to określenie jak najbardziej pozytywne, dotyczące takiego dziewczyńsko-kobiecego gadania, trochę bajania, a trochę opowiadania życia na bieżąco.

Główną narratorką tej ględźby jest Maria Mania, a Elwira to jej przyjaciółka. Poznały się u „świrologa” (opłacanego przez Unię Europejską), do którego chodzą ze względu na skłonność do nieszczęśliwych związków. Ale nie jest to żadna Bridget Jones, jeśli nasuwają się tu jakieś skojarzenia to raczej z Masłowską – twórczo wykorzystany język potoczny, nieunikający kolokwializmów, czasem wulgaryzmów, operujący krótkimi frazami. No i sytuacyjny, to znaczy czasami wymagający zrozumienia kontekstu, sytuacji, w której znajdują się bohaterki i bohaterowie albo ich wspólnych kodów kulturowych, np. ulubionych filmów.

W tej warstwie powieść ta pewno nie jest mistrzostwem świata – może powinna być krótsza, bardziej zwarta kompozycyjnie, może autorka mogłaby sobie darować nadużywanie inwersji językowej  – ale i tak jest oryginalna i świeża.

Maria Mania to zadłużona wdowa, właścicielka psa znajdy Amfy i dwóch szczurów, kwiaciarka pracująca w przycmentarnej kwiaciarni. Towarzyszy jej dziewczynka-zombi, jej cień z trudnego dzieciństwa jeszcze za PRL-u. Jej najbliższa przyjaciółka Elwira jest samotną matką, posiadaczką przygarniętych psów i niezbyt udanego i rozgarniętego faceta. Elwira pracuje w Żabce, a dorabia strzyżeniem psów.  Obydwie mieszkają w gdańskim falowcu – prawie najdłuższym budynku na świecie, i tam toczy się powieściowe życie. Wszystko jest na miejscu, nawet Matka Boska Zaciekowska, która pojawiła się na ścianie między Żabką a fryzjerem.

Bohaterki to niby kobiety po przejściach, ale wciąż dziewczyny. Gadają o życiu, miłosnych perypetiach, palą zioło i oglądają japońskie anime. Maria Mania wymyśla bajki… Cierpią (ale z dystansem) przez facetów, na których nie można polegać i którzy wolą od nich alkohol, jednak potrafią bez nich żyć i mają swój świat. Maria Mania swatana z jakimiś odpowiednimi kandydatami – w perspektywie dom i dzieci – mówi, że umarłaby z nudów. To nie jest historia o umęczonej klasie ludowej, bardziej o trochę hipsterskim prekariacie – często smutna, ale również zabawna.

Salcia Hałas to piękny pseudonim. Pisze o sobie, że skończyła polonistykę i szkołę ogrodniczą, zajmuje się ogrodami, bawi w street art, jest wolontariuszką w świetlicy środowiskowej i  lubi swoje życie. I to w tej książce widać. Ma też fajne zdjęcie – siedzi na murze w bojówkach, bluzie w tygrysie paski. Niezła stylówka. Większość pisarek, zapewne na życzenie wydawców, ma fotki na których wyglądają jak pańcie z sesji zdjęciowych dla jakiejś Gali.

***

Joanna Lech, Sztuczki, Nisza 2016

Nie będzie pierwszego zdania. Niestety zostawiłam książkę w pociągu relacji Warszawa-Poznań. Ale zdążyłam ją przedtem przeczytać, starcza dokładnie na taką podróż, z przerwami na gapienie się w okno i herbatę w Warsie. Ale to nie znaczy, że to literatura pociągowa.

Joanna Lech jest dobrą poetką, więc jest to przede wszystkim bardzo piękny tekst, ale trudno nazwać to powieścią. Mimo realistycznej scenografii – wieś, blokowisko. Ale to tylko szkic scenografii, odsyłający do pewnych oczywistych  i właściwie schematycznych lokalizacji. Po przeczytaniu w pamięci zostaje raczej nastrój, niż akcja. Głównym motywem jest dojrzewanie i zderzenie ze śmiercią. Najpierw jest to śmierć odgrywana przez dzieci, w zabawie, w której potem trup podnosi się i otrzepuje z piachu. Potem śmierć prawdziwa. A potem znowu udawana. To są te tytułowe sztuczki, ale wiadomo, że kiedyś sztuczka nam nie wyjedzie i nie  zawsze wszyscy wstają na nogi. Podobał mi się również podmiot liryczny (wiem, że to nie poezja, ale jednak był liryczny) – dziewczynka mało dziewczynkowata, aktywna, niezależna, bliska natury nie dzięki jakiejś menstruacji, tylko pierwiastkowi dzikości i swobody.

Gdybym nie zgubiła książki, napisałabym więcej.

***

Gay Talese, Zapiski podglądacza, Piotr Kaliński, Czarna Owca 2017

Znam pewnego mężczyznę, żonatego i z dwójką dzieci, który wiele lat temu kupił pod Denver motel z dwudziestoma jeden pokojami po to, żeby podglądać w nim swoich gości.

To nie powieść. Tak było. Na strychu motelu znajdowały się stanowiska obserwacyjne, a podglądacz prowadził szczegółowe zapiski wszystkiego, co zaobserwował. Tworzył statystyki. A przy okazji także masturbował się albo uprawiał seks z żoną, która była we wszystko wtajemniczona i czasem mu towarzyszyła. Robił tak przez 15 lat, mniej więcej do początku lat 80. Wtedy też napisał list, możemy zobaczyć faksymile, do znanego reportera, autora tej książki, proponując mu spotkanie i materiały.

Tales nie chciał początkowo o tym pisać, chociaż dał się skusić i sam dokonał kilku podglądackich obserwacji. Nie chciał o tym pisać, dopóki bohater jego książki nie zdecyduje się na ujawnienie nazwiska i wizerunku. Zgodził się na to, kiedy sprawy, które można by mu za to wytoczyć, uległy przedawnieniu. W książce są jego zdjęcia i zdjęcia jego rodziny, nie ma oczywiście zdjęć klientów.

Robił to codziennie, więc jest to ogromny materiał. Czy jest to ciekawe? W zasadzie nie bardzo. Sam podglądacz jest zwykłym facetem, którego akurat to, a nie co innego podnieca. I nie byłoby sprawy, gdyby nie naruszało to cudzej intymności. Dziś, jak sam podglądacz zauważa, zastąpiły go kamery i wszechobecny monitoring.

W większości życie ludzi w motelu składa się z oglądania telewizji i nic nieznaczących rozmów, najczęściej o braku pieniędzy. Chociaż w ciągu tylu lat coś się czasem musiało wydarzyć – morderstwo, kazirodztwo, kradzież… Próby kradzieży zresztą prowokował sam w ramach swoich „eksperymentów” i mało kto potrafił oprze się pokusie.

Czy coś z tych obserwacji wynikało? Bohater reportażu uważa się co najmniej za Kinseya albo Mastersa i Johnson. A tak naprawdę jego obserwacje dadzą się streścić w kilku zdaniach. Ludzie z południa i klas niższych są bardziej pruderyjni. Mężczyźni nie dbają o satysfakcję seksualną swoich żon. I kobiety i mężczyźni dopuszczają się zdrad małżeńskich. Od lat 60. widać pewne zmiany, więcej jest seksu oralnego i więcej par międzyrasowych. Poza seksem heteroseksualnym jest też homoseksualny. Podglądacza umiarkowanie interesowały pary męskie, natomiast pary lesbijskie występują tu jako wręcz ideał udanego życia seksualnego i emocjonalnego, równości i wrażliwości.

Socjolog Peter Berger napisał w którejś ze swoich książek, że socjologa można poznać po tym, że idąc ulicą spogląda w okna i zastanawia, co robią ludzie za zasłoniętymi oknami. Przez lata myślałam, że to całkiem trafne spostrzeżenie, i że to naprawdę ciekawe, co ludzie tam robią. Teraz chyba w to zwątpiłam. Albo już nie jestem socjologiem.

„Sztuka kochania” aktualna? Może i tak, ale to nie jest dobra wiadomość

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kinga Dunin
Kinga Dunin
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka. Od 1977 roku współpracowniczka KOR oraz Niezależnej Oficyny Wydawniczej. Po roku 1989 współpracowała z ruchem feministycznym. Współzałożycielka partii Zielonych. Autorka licznych publikacji (m.in. „Tao gospodyni domowej”, „Karoca z dyni” – finalistka Nagrody Literackiej Nike w 2001) i opracowań naukowych (m.in. współautorka i współredaktorka pracy socjologicznej "Cudze problemy. O ważności tego, co nieważne”). Autorka książek "Czytając Polskę. Literatura polska po roku 1989 wobec dylematów nowoczesności", "Zadyma", "Kochaj i rób".
Zamknij