Dla miłośników intymnych wyznań Knausgårda, którzy przeczytali wszystkie dotychczasowe dziesięć tomów jego dzieł, ta książka to nie lada gratka. Kinga Dunin czyta „Gwiazdę Poranną” Karla Ove Knausgårda oraz „Ostatni raz” Helgi Flatland.
Karl Ove Knausgård, Gwiazda Poranna, przeł. Iwona Zimnicka, Wydawnictwo Literackie 2022
Nagła myśl o tym, że chłopcy śpią w domu za moimi plecami, podczas gdy nad morzem zapada zmrok, była tak przyjazna i spokojna, że nie wypuściłem jej, kiedy się pojawiła, tylko usiłowałem ją przytrzymać i uchwycić to, co w niej dobre.
Dla miłośników intymnych wyznań Knausgårda, którzy przeczytali wszystkie dotychczasowe dziesięć tomów jego dzieł – sześć Mojej walki i cztery pory roku: Wiosnę, Lato, Jesień, Zimę – ta książka to nie lada gratka. Znajdą tam wszystko, co lubią. Znany styl – powolny i enumeracyjny, te wszystkie drobiazgowe wyliczenia kolejnych czynności, którym oddaje się bohater-ka. Zagłębianie się w psychologii w sposób, który nie sprowadza się do prostego opisywania emocji. Pojawi się też picie.
Może po prostu pokażę, jak on to robi:
„W ciągu dnia miałem w sobie coś twardego i kanciastego, jałową suchość, coś w rodzaju królestwa zaprzeczeń. W dużej mierze związanych z rezygnowaniem z rożnych rzeczy.
Wino wypełniało tę przestrzeń, twardość i kanciastość nie znikały, ale przestawały być wszystkim. Jak gładka skała po odpływie, na której schną w słońcu pozostawione przez morze wodorosty, a potem woda znów zaczyna się podnosić.
Co też te wodorosty muszą wtedy czuć! Gdy się orientują, że słony chłód z powrotem je unosi, gdy falują w przód i w tył w tej życiodajnej cudowności, kiedy wszystkie płaszczyzny znów miękną i wilgotnieją…”
Nie trzeba się zachwycać, ale musicie przyznać, że jest to dość wyjątkowy sposób opowiedzenia, czemu ktoś lubi, a nawet musi, napić się wina. Z innych znanych wątków znajdziemy tu poczucie alienacji, kłopoty z przystosowaniem, no i pracę opiekuńczą – w autobiograficznych książkach dotyczyło to głównie dzieci, w tej będą to też osoby starsze i zależne, z niepełnosprawnością umysłową. (Czyli użeranie się z ukochanymi dziećmi, męcząca opieka nad półsparaliżowaną matką i marna praca w domu opieki). Pojawi się też żona na skraju psychozy.
czytaj także
Jednak mimo że rozpoznajemy rękę (i duszę) autora, już nie jest to literatura konfesyjna, tylko rasowa powieść. Jeśli kogoś Knausgård onieśmielał opasłością, albo tym, że tyle pisze o sobie, to tym razem, chociaż nie jest to krótka książka, jest inaczej. To wiele różnych przeplatających się ze sobą historii. Różni bohaterowie i bohaterki, w rożnym wieku i w rożnych miejsca swego życia. Pastorka, która przestała kochać męża, cyniczny dziennikarz na tropie sensacyjnego morderstwa czterech członków zespołu deathmetalowego, gitarzysta (no tak, u Kanausgårda jest też zwykle coś związanego z muzyką), niespełniony pisarz, pielęgniarka, samotnik czytujący Biblię i Kierkegaarda…
Niektóre z tych historii łączą się ze sobą, powracają, inne nie. I zawsze w codziennym życiu bohaterów pojawi się coś niezwykłego, niespodziewanego, trudnego do wytłumaczenia. Albo przynajmniej coś, co zburzy porządek, który daje nam poczucie bezpieczeństwa. Poza tym w każdej z opowieści na nocnym niebie rozbłyśnie nieznana, mocno świecąca gwiazda. (I nie chodzi o Wenus zwaną Gwiazdą Poranną).
Gwiazda Poranna to symbol zaczerpnięty z Biblii. Oznacza Chrystusa, który ma nadejść, ale, jak wyczytał w innym miejscu jeden z bohaterów, może oznaczać też Lucyfera. Motto powieści zaczerpnął autor z Apokalipsy. Chodzi więc chyba o jakiś koniec znanego nam świata? Paruzję, czyli drugie przyjście Chrystusa? To już zbyt mocna interpretacja, ale na pewno chodzi też o wiarę, raczej niedogmatyczną, której potrzebujemy, chociaż przeważnie jej nie mamy. Oraz o wszystko to, co nie mieści się w naszych racjonalnych schematach.
Dla mnie to najmniej przekonująca albo raczej najmniej potrzebna część powieści. Niestety Knausgård ma skłonności do filozofowania i często są to banały. Ale poczciwe i nieszkodliwe. Książkę i tak świetnie mi się czytało, bo ten katastroficzny sznyt i bizarne wydarzenia sprawiają, że jest bardziej popowa niż dotychczasowa twórczość i pomimo wszystkich typowych dla autora chwytów naprawdę trzyma w napięciu do ostatniej strony. Zresztą oczekiwanie na jakąś apokalipsę jest teraz na propsie.
czytaj także
*
Helga Flatland, Ostatni raz, przeł. Karolina Drozdowska, Wydawnictwo Poznańskie 2022
Przecinam jej szyję jednym uderzeniem siekiery. Głowę wrzucam do jednego wiadra, a ciało do drugiego, przez chwilę słyszę jeszcze, jak pazury drapią o plastik, a potem zapada cisza.
Anne zabija swoje ostatnie kury. Ma sześćdziesiąt siedem lat, niewielkie gospodarstwo na wsi, była nauczycielką przyrody w miejscowej szkole. Mieszka sama, dzieci, syn i córka, dawno się wyprowadzili, mąż, którego stale odwiedza, przebywa w domu opieki – nie chodzi, nie mówi, demencja. Sama niedawno dowiedziała się, że ma raka i przerzuty, nie ma szans na wyzdrowienie…
Pewno nie wygląda to jak wymarzona książka na lato, ale to przede wszystkim ciekawa psychologiczna opowieść o relacjach rodzinnych. Każdy kocha rodziców, a już szczególnie matkę. Ale czy każdy ją lubi? Może to wszystko jest bardziej skomplikowane? A kiedy czas już zostanie odmierzony, dochodzi do kondensacji i ujawnienia problemów latami spychanych w milczenie.
czytaj także
Sigrid, córka Anne, lekarka, ma do matki mnóstwo pretensji. Ojciec zaczął chorować, kiedy ona i jej brat byli jeszcze mali, a matka całkowicie skupiła się na opiece nad nim. Sigrid uważa, że była zaniedbywana i niekochana. I teraz to ostatni moment, żeby matka ją przeprosiła, przyznała, że pretensje córki nie są bezpodstawne.
Jednak każda z nich widzi przeszłość nieco inaczej i czasami chodzi o drobiazgi. Anne pamięta, jak mimo jej napomnień córka nie chciała wkładać kaloszy, a Sigrid, że wciąż siedziała w szkole w mokrych skarpetkach, bo nikt jej nie dopilnował. Nie chodzi w tej książce o jakieś wielkie rzeczy, jak przemoc, drastyczne zaniedbanie, tylko o drobne rany noszone latami i określające relacje. Kiedy Sigrid bardzo młodo zachodzi w ciążę, a partner ją porzuca, matka jednak jej pomaga, ale to nie wyrównuje rachunków.
czytaj także
Wzajemne oczekiwania i splot emocjonalnych zderzeń Sigrid i Anne stanowią oś tej powieści, ale są i inne postacie. Nastoletnia córka Sigrid z jej pierwszego związku, jej mąż, z którym nie układa się jej najlepiej, ich mały synek, ojciec córki, który po latach wraca z zagranicy z nową żoną i o którego relacje z nią jest zazdrosna, także jej brat.
Wszyscy starają się zająć jak najlepiej Anne, ale trudno uniknąć napięć między członkami rodziny oraz z przyzwyczajoną do samotności Anne, która bywa zmęczona ich opieką. To, co dla niej robią, nie zawsze jest tym, czego ona potrzebuje. Nie nawykli do spędzania czasu ze sobą, a przecież to już ostatnie chwile, które trzeba wykorzystać. Może Anne jest egoistką, o co czasem oskarża ją córka? Skoro zostało jej tego czasu niewiele, powinna też myśleć o tych, których niedługo zostawi, nie tylko o sobie. Czy ma prawo prosić córkę, żeby pomogła jej umrzeć?
Gdybym miałabym określić tę powieść jednym słowem, powiedziałbym: życiowa. I nie jest to historia z cyklu „matka odchodzi”. Dramatem nie jest tu tylko śmierć bliskiej osoby, a przede wszystkim codzienne życie, którego częścią jest umieranie.