W Afryce nie ma czarnych. Paradoks? Tylko pozornie. W Afryce nie ma czarnych, czyli innych, żyjących w białym świecie, naznaczonych.
Dopóki Imfelu mieszkała w Nigerii, nie była czarna, bo była u siebie, stała się nią dopiero w Stanach Zjednoczonych. Nie pojechała tam jako służąca, niania czy sprzątaczka, dostała wizę studencką i stypendium, zrealizowała sen swoich rówieśników, żeby wyjechać z Nigerii znajdującej się pod rządami wojskowej dyktatury. Co prawda stypendium nie wystarczało na czesne, więc musiała pracować, z drugiej strony zaś studentom pracować nie wolno, jakoś jednak pokonała tę przeszkodę, posługując się cudzym ubezpieczeniem. Kończy studia, prowadzi znanego bloga o stosunkach rasowych, zarabia na nim, staje się znaną osoba, mogącą zarabiać dzięki blogowi oraz jako prelegentka, uczestniczka rozmaitych spotkań.
Powieść żyjącej między Stanami Zjednoczonymi a Nigerią Chimamandy Ngozi Adichie Amerykaana jest ciekawym studium amerykańskiego rasizmu. Rasizmu, którego przecież nie ma, powściąganego przez rygorystycznie przestrzegane zasady politycznej poprawności, a jednak wciąż obecnego. Także w środowiskach lewicowych liberałów, którzy nie dostrzegają rasy, uważają, że rasa „nie ma znaczenia”, chociaż wciąż ma. I często przejawia się to w drobiazgach, np. kłopotach z pielęgnacją czarnych afrykańskich włosów. W całym Princeton nie ma fryzjera, który potrafi zapleść warkoczyki, za to wszędzie są środki do prostowania włosów. Imfelu pisze na swoim blogu nie tylko o drobiazgach, ale także o sprawach dużo poważniejszych. Przygląda się różnicom między Afrykanami a Afroamerykanami. Poza angielskim nigeryjskim (oficjalny język poza językami plemiennymi) musi nauczyć się amerykańskiego. Początek jej pobytu w Stanach to bieda, poszukiwanie pracy, depresja. Oraz poznawanie Ameryki, również z jej przyjemniejszej strony, uczenie się nowych sposobów zachowania. I wreszcie dwa pozornie udane związki, zdobycie amerykańskiego obywatelstwa, euforia z powodu wyboru Obamy.
W tym czasie jej nigeryjski chłopak, wykształcony syn profesorki uniwersyteckiej, wyjeżdża do Londynu. Tu poznajemy gorszą twarz imigracji. Nielegalny pobyt, praca na czarno, mycie kibli i prosta praca fizyczna, opłacanie się pośrednikom, lęk przed urzędem imigracyjnym, próba zawarcia fikcyjnego małżeństwa i wreszcie upokarzająca deportacja. Po powrocie do Nigerii zostaje jednak bogatym człowiekiem. Jak? Dzięki znajomościom i giętkości. To jedyny sposób na nigeryjską karierę. Wielki dom, piękna żona, dzieci.
Ze Stanów wraca też po trzynastu latach Imfelu. Zmieniona. Amerykaana to nigeryjskie określenie na „repatriantów” wracających po dłuższym pobycie w USA, trochę podziwianych, ale i traktowanych z dystansem lub zdziwieniem.
Co będzie, kiedy się spotkają? No cóż, ta powieść to także romans, ale co jest złego w romansach? Nie przypadkiem przywoływana jest w niej powieść Grahama Greena Sedno sprawy, o moralnych dylematach związanych ze zdrada małżeńską.
Najciekawsze jednak w tej powieści były dla mnie właśnie kwestie związane z emigracją, spotkaniem z inną kulturą, dostosowywaniem się i niemożnością pełnego dostosowania. Czy amerykańskim związkom bohaterki dlatego brakowało głębi, prawdziwego emocjonalnego porozumienia, że wciąż istniała międzykulturowa różnica? Co, mimo udanego życia w Ameryce, ciągnęło ją do Nigerii? Gdzie życie jest ciężkie, trudno o satysfakcjonującą pracę, rządzi wszechobecna korupcja w jakiś sposób powiązana też z układami plemiennymi. Gdzie kobiety muszą mieć męża albo sponsora? Gdzie jest sto różnych kościołów, czasem fanatycznych i mamiących wiernych? Jednak swojskość, rodzinność, inny rodzaj kontaktów z ludźmi wydaje się to wynagradzać.
Jeżeli pominiemy problemy rasowe, odnajdziemy tu wnikliwy opis „duszy imigranta”, kosztów i zysków związanych z życiem w innej kulturze.
Wydaje mi się, że może to być interesująca książka dla tych, którzy wyjechali na kilka czy kilkanaście lat i wrócili. Zderzenie Nigerii z anglosaskim światem okazuje się wcale nie takie egzotyczne.
A jaka to jest literatura? Mówi się, że to nowa Zadie Smith, a nawet lepsza. To więcej niż przesada. To po prostu gruba, tradycyjne napisana powieść, dobra na wakacje.
Chimamanda Ngozi Adichie „Amerykaana”, przeł. Katarzyna Petecka-Jurek, ZYSK i S-ka 2014