Wyspy Kanaryjskie kojarzą się z plażami, hotelami i turystyką, ale ktoś te hotele buduje i ktoś w nich sprząta. Tak pracują rodzice narratorki i bohaterki tej historii. Kinga Dunin czyta „Dolinę Kwiatów” Niviaq Korneliussen i „Ośli brzuch” Andrei Abreu.
Niviaq Korneliussen, Dolina Kwiatów, przeł. Agata Lubowicka, Wydawnictwo Czarne 2022
Na wielkim krzyżu przy wejściu na cmentarz siedzi kruk. Nie leży tu nikt z moich bliskich.
Dolina Kwiatów naprawdę istnieje. Można ją znaleźć niedaleko miejscowości Tasiilaq na zachodnim wybrzeżu Grenlandii. A nawet przespacerować się nią za pomocą Google Street View i zobaczyć cmentarz. Internet to jednak wspaniały wynalazek.
A grenlandzka powieść napisana przez Grenlandkę też często się nie trafia, prawdę mówiąc, mnie dotąd nie trafiła się nigdy. I chociażby ze względu na to, że to głos płynący ze społeczności tej dziwnej wyspy, jest to ciekawe, bo poznajemy różne realia tamtejszego życia. Niestety nie zawsze przyjemne.
Numeracja rozdziałów zaczyna się od 45, a tytuł rozdziału brzmi niepokojąco: Kobieta. Trzydzieści osiem lat. Powiesiła się. I tak trwa odliczenie, wszystkie tytuły rozdziałów są związane, również w bardziej wyrafinowany sposób, z problemem samobójstw, które są niezwykle częstym powodem śmierci na Grenlandii, autorka poda nam też rozmaite dane. To kilkadziesiąt osób rocznie na wyspie liczącej niespełna sześćdziesiąt tysięcy mieszkańców. I o wiele więcej prób samobójczych. Szczególnie dotyczy to osób młodych.
Trudno nie domyślić się, jak to odliczanie się skończy. Bezimienna bohaterka pozornie powinna być zadowolona ze swojego życia. Jest lesbijką, ale akceptowaną przez swoją rodzinę, a jej partnerka przyjęta zostanie z entuzjazmem, podobnie jak ona w rodzinie swojej dziewczyny. Jest miłość, udany seks… Rodzice może nie są idealni, ale kogo w tym wieku nie irytuje nadmierna troska mamy?
Bohaterka dostaje się na studia w Danii, gdzie dla studentów z Grenlandii (przypomnę, że jest to terytorium autonomiczne) jest przygotowany program wsparcia. Nie czuje się tam jednak dobrze, nie potrafi nawiązać kontaktów towarzyskich, jest inna, tęskni za ukochaną. Wraca na Grenlandię, żeby wesprzeć ją w smutnej rodzinnej sytuacji – jej siedemnastoletnia kuzynka popełniła samobójstwo. Tu pojawia się jeszcze jedna postać: queerowy kolega, który też próbował się zabić. Może jednak ludzie na Grenlandii nie są aż tak tolerancyjni, jak mogłoby się nam wydawać?
Potem już będzie tylko gorzej, odliczanie trwa, a pogrążającej się w depresji bohaterce nikt nie jest w stanie pomóc. System wsparcia psychologicznego działa słabo albo nie istnieje. Na spotkanie z terapeutą przez Skype’a czeka się wiele miesięcy, a potem okazuje się, że mówi on w dialekcie zachodniogrenlandzkim, podczas gdy potrzebny jest wschodniogrenlandzki.
Powieść ta bywa porównywana do Szklanego klosza Sylwii Plath, jednak nie jest aż tak depresyjna, a miejscami nawet zabawna.
czytaj także
Jeśli zainteresujecie się Grenlandią, a ta lektura na pewno temu sprzyja, to polecam jeden z moich ulubionych seriali – Rząd, taki duński House of Cards, tyle że z sympatyczną, dobrą kobietą, a nie złym Kevinem Spacey. Udaje jej się zostać premierką, przy okazji tracąc męża, a potem przestaje nią być i zakłada nową maleńką partię. To pierwsze trzy sezony, a potem mija dziesięć lat. W czwartym jest ministrą spraw zagranicznych. Na Grenlandii znaleziono ogromne pokłady ropy. Zainteresowane są Stany, Rosja, Chiny, zwolennicy niepodległości wyspy i oczywiście Dania. Jedni liczą zyski, inni troszczą się o dobro planety i nie chcą wydobycia. (Tego w serialu nie ma, a pasowałoby – Trump miał taki pomysł, żeby odkupić od Danii Grenlandię – naprawdę!)
Pani minister prowadzi różne gry dyplomatyczne, żeby wyjść na swoje i jednocześnie z nikim się nie skonfliktować. Światy polityki i mediów przenikają się ze sobą, jednak dziennikarze i dziennikarki patrzą politykom na ręce i przyłapanie na kłamstwie może się źle skończyć. Sprywatyzowane media szukają sensacji. Poza główną bohaterką jest wiele innych polityczek (w tym młodsza od niej premierka), które potrafią grać podobnie ostro jak mężczyźni i są naprawdę sprawcze. Może nieco wyidealizowana, ale jednak realpolitik, bywa niezbyt czysta.
W tym miejscu piszę o tym jednak tylko z powodu Grenlandii, której jest tam sporo i przy okazji można się tego i owego dowiedzieć. I zobaczyć. Można obejrzeć czwarty sezon, nie znając wcześniejszych.
*
Andrea Abreu, Ośli brzuch, przeł. Agata Ostrowska, ArtRage 2022
Jak kot. Isora rzygała jak kot. Khe, khe, błeeergh – i wymioty lądowały z impetem w muszli klozetowej, by następnie wsiąknąć w podglebie wyspy.
Jakiej wyspy? Tym razem to Teneryfa, jedna z wysp kanaryjskich, czyli region Hiszpanii. Też ma pewną autonomię – własny parlament i sądownictwo. A konkretnie miejsce akcji to miejscowość o pięknej nazwie Icod de los Vinos, ale niezbyt piękna, ją też można oczywiście obejrzeć w internecie. Ma jedną atrakcję turystyczną – El Drago Milenario, najstarszy na świecie, może nawet tysiącletni okaz draceny smoczej, takie siedemnastometrowe drzewo i symbol Teneryfy.
Ośli brzuch to nazwa specyficznych chmur czasami pokrywających niebo nad wyspą.
Żeby znaleźć się na plaży, trzeba by z Icod de los Vinos iść trzy godziny szosą. Czemu nie podjechać? Bo jest się jeszcze dzieckiem, a nie ma kto cię zawieźć. Wyspy Kanaryjskie kojarzą się z plażami, hotelami i turystyką, ale ktoś te hotele buduje i ktoś w nich sprząta. Tak pracują rodzice narratorki i bohaterki tej historii, a guiris (cudzoziemcy) to straszni syfiarze. Jest to jej monolog wewnętrzny, opowieść o pewnym lecie i przyjaźni z inną dziewczynką, Isorą.
Ich język to mieszanina dosadności, naiwności, dziecięcego cynizmu, a czasem liryzmu. Dziewczynki są w tym przejściowym wieku między dzieciństwem a okresem dojrzewania. Trwają wakacje, które nie oznaczają dla nich plaży i kąpieli, tylko nudę małego miasteczka. Można bawić się lalkami Barbie, również z mało chłopięcym kolegą, który przyłapany na tym dostanie lanie za „pedalenie”. Można grać na Nintendo. Snuć się po okolicy. Chodzić do domu kultury na kurs komputerowy dla dzieci, tam wejść na czata i udając dorosłe, skłonić pana do pokazania penisa… Dziecięcy erotyzm wręcz buzuje w tej książce. Zainteresowanie pipkami i ich pocieraniem, ćwiczenie pocałunków, molestowanie przez chłopców… Z pewnością nie są to Dzieci z Bullerbyn.
Zapiski z życia (i śmierci) młodzieży. A na koniec przylatuje kometa!
czytaj także
Poza tym, że to wizyta na Teneryfie od tego mniej eleganckiego zaplecza, przede wszystkim jest to obraz relacji, nierównej – ale kto takich nie pamięta z dzieciństwa? Isora jest pod każdym względem bardziej. Bardziej dojrzała, zaczęła miesiączkować w wieku dziewięciu lat. Bardziej rozbudzona. Bardziej wygadana. Zuchwała. Bezczelna. Bystrzejsza. Bardziej lubiana. Taka „hop do przodu”. Wychowuje ją apodyktyczna, wrzaskliwa babka, do której Isora, korzystając z tego, że babka nie zna angielskiego, mówi bitch, a do bohaterki shit. Wygrywa zawsze we wszystkie gry, nawet wtedy, kiedy przegrywa. Rządzi. Taka właśnie jest Isora, bez której jej przyjaciółka nie umie żyć. W pewnym momencie jej zaufanie zostanie nadużyte, Isora okaże się nielojalna…
Ośli brzuch to brawurowy debiut powieściowy młodej pisarki urodzonej na Teneryfie. Żywiołowy język, obrazy czasem chaotyczne, ale w zamierzony sposób, świetnie oddany nastrój lata w sennym, prowincjonalnym miasteczku. Stale balansuje między brzydotą a pięknem, wulgarnością a subtelnością, pragnieniami a przemocą. Na mnie ta książka zrobiła spore wrażenie.