Jest taka gra towarzyska, która polega na tym, że należy wymienić tytuł książki, której się NIE czytało, oraz jej autora. Pozornie łatwa. Wygrywa ten, kto nie czytał najwięcej – bo nie tylko wie, czego nie przeczytał, ale też się tego nie wstydzi. „Ulisses” to zagrywka dla początkujących, „Inwazja Jaszczurów” – całkiem mocna karta. Kinga Dunin czyta „Inwazję Jaszczurów” Karela Čapka i „Prześpij się z tym...” Bolesława Chromrego.
Karel Čapek, Inwazja Jaszczurów, przeł. Jadwiga Bułakowska, Wydawnictwo Dwie Siostry 2021
Gdybyście chcieli odszukać na mapie wysepkę Tana Masa, znaleźlibyście ją na samym równiku, nieco na Zachód od Sumatry. A gdybyście na pokładzie statku Kandong-Bandoeng spytali kapitana van Tocha, co to właściwie jest ta Tana Masa, przed którą właśnie zakotwiczył – kląłby przez chwilę, a potem by powiedział, że to najobrzydliwsza dziura na całych Wyspach Sundajskich, znacznie podlejsza niż Tana Bala, a co najmniej tak samo ohydna jak Pini czy Banjak.
Čapek, wiadomo – to ten, który wymyślił słowo „robot”. Ale czy coś jego czytaliście? Jest taka gra towarzyska, która polega na tym, że należy wymienić tytuł książki, której się NIE czytało, oraz jej autora. Pozornie łatwa. Wygrywa ten, kto nie czytał najwięcej – bo nie tylko wie, czego nie przeczytał, ale też się tego nie wstydzi. Ulisses to zagrywka dla początkujących, Inwazja Jaszczurów – całkiem mocna karta. Nie czytałam. Pamiętam za to z dzieciństwa chyba dawno niewznawianą Daszeńkę, czyli żywot szczeniaka. Wciąż istnieje fanklubik tej książeczki i to wcale nie są takie staruchy jak ja.
Nie wiem, czy nadal nie trzymałabym tej karty w ręku, gdyby nie to, jak ta książka została wydana. Wspaniale. Po godzinach spędzonych z kindle’em to prawdziwa uczta. Bogato ilustrowana i są to ilustracje Hansa Tichy, „jedynego popartysty NRD”, pochodzą z roku 1987. Poza tym ogromną rolę gra tu skład, wyróżniający rozmaite teksty w tekście, i typografia, też stworzona przez autora ilustracji (oraz Petera Birmele).
Zaczęłam oglądać i podczytywać tu i ówdzie. Jakie to fajne! Jest to zapewne też zasługa Julii Różewicz, która stare tłumaczenie Bułakowskiej przejrzała, poprawiła i uzupełniła, dostosowując do współczesnych standardów. Ostatecznie więc przeczytałam książkę od początku do końca. A pomna na polski tytuł podejrzewałam, że wystąpią w niej jakieś duże jaszczury, coś w rodzaju dinozaurów albo reptilian. Jednak ten tak atrakcyjny tytuł jest mylący. Po czesku to: Válka z mloky – wojna z salamandrami.
No właśnie, to wcale nie są jakieś groźne jaszczury, tylko płazy nie większe od dziesięcioletniego dziecka, podobno spokrewnione z wymarłymi salamandrami. Są dwunożne, mają rączki i mieszkają w morzu, chociaż mogą przebywać też na powietrzu, ale po paru dniach wysychają. Odkryte przez kapitana Van Tocha w niewielkiej zatoczce, gdzie bytowały sobie endemicznie nieniepokojone przez tubylców, którzy uważali je za diabły. Okazują się całkiem sprytnymi stworzeniami, potrafią znajdować perły i chętnie oddają je kapitanowi w zamian za noże, którymi bronią się przed rekinami.
Kapitan wchodzi w układ z człowiekiem interesu i razem rozwożą je po rozmaitych miejscach, gdzie można poławiać perły. To romantyczny okres tej historii. Biznes jednak musi się rozwijać, a okazuje się, że płazy są bardzo pracowite, świetnie nadają się do rozmaitych prac podwodnych, nie mają problemu z posługiwaniem się narzędziami – mogą oczyścić port, zbudować sztuczną wyspę albo nawet dobudować kawałek lądu. Szybko uczą się też języków. Nie mają żadnych praw, bo to zwierzęta, więc świetnie nadają się na niewolników. Można je hodować na farmach albo łowić. Każdy kraj chce mieć własne. W zamian za pracę dostarcza się im karmę, narzędzia i broń.
Rozmnażają się szybko, wiadomo, skrzek. I w krótkim czasie okazuje się, że jest ich wielokrotnie więcej niż ludzi. Niezbyt wiele dowiadujemy się o tym, co robią w swoim podwodnym świecie. Ludzi interesują jako ciekawostka, o tyle, o ile są przydatne i kiedy wychodzą na brzeg. To spotkanie dwóch cywilizacji nie zawsze bywa całkiem pokojowe, ale wiadomo, czyja jest Ziemia. A przeżywa ona okres niesłychanego rozwoju za sprawą taniej, masowej pracy. I uzależnia się od ogoniastych.
Co z tym fantem można zrobić – poza tym, że jaszczury stają się istotą światowej gospodarki? Obcy będą stanowili pożywkę dla prasy, to jasne. Zajmą się nimi naukowcy i teolodzy. (Czy mają duszę? Warto ich nawracać?) Politycy. Dyplomaci i prawnicy. Progresywni działacze i działaczki walczący o ich prawa. Na przykład prawo do edukacji. Ideolodzy, rewolucjoniści i kontrrewolucjoniści. Za sprawą jaszczurów wiele się wydarzy między ludźmi. A płazy rzadko zabierają głos, chociaż są ich miliardy. Czasem na jakąś konferencję przyślą reprezentujących ich prawników, ale zasadniczo milczą. Do czasu…
Inwazja Jaszczurów, która ukazała się w 1936 roku, wciąż jest inteligentną satyrą, która, o dziwo, właściwie się nie zestarzała. Albo zestarzała się ładnie.
czytaj także
*
Bolesław Chromry, Prześpij się z tym…, Korporacja Ha!art 2021
Na pewno spotkaliście się z jego rysunkami. Jeśli nie, to jesteście z innej bańki. Ale serdecznie zapraszam.
Czy za jakieś 80 lat będzie można kupić luksusowe wydanie prac Chromrego? Albo odpowiedni token? To może prędzej. Kogoś to będzie interesowało? Jeśli chodzi o dzieła graficzne, to nie da się niczego przewidzieć, bo rynek sztuki zapewne nadal będzie jedną wielką spekulacyjną bańką. Ale w jego książkach są też słowa. Teksty. I jakaś połączona siłą skojarzeń i emocji opowieść o nas tu i teraz. Mam nadzieję, że za kilkadziesiąt lat wymagałaby ona miliona przypisów. Czemu świat z marzeń autora to tęcza, której nikt nie podpala? Podpalanie tęczy? Jakiś surrealizm. O ile świat z marzeń jest prosty, o tyle świat „nie z moich marzeń” to dużo dłuższa lista, którą znamy na pamięć – od Ordo Iuris po antyszczepionkowców. I pisolicja też nie będzie istniała za 80 lat, prawda?
O nas, naszych emocjach, ale jakich nas? Jacy „my”? Jakaś wspólnota symboli i emocji, takie „wiecie, rozumiecie…”. Na pewno nie sprowadza się jedynie do ***** ***. Chromry odwołuje się do pewnych kodów kulturowych, tych bardzo dzisiejszych i tych bardziej uniwersalnych. Szczegółowe ich zbadanie i dopasowywanie do jakiejś grupy społecznej byłoby ciekawym zadaniem dla socjologa.
czytaj także
Czy to jest moje „my”? Nie odnajduję się w stu procentach w tym świecie, co zapewne jest kwestią wieku i płci. Oraz może czegoś jeszcze. O parę rzeczy musiałam zapytać Google’a, na przykład o to, kto to jest Daniel Magical albo Rafał Brzozowski. Ale mogą to być idiosynkrazje autora i wiadomo, o co chodzi, miewamy takie cudaczne fascynacje. Ja zamiast Brzozowskiego wpisałabym „Dagmara Kaźmierczak”. Nie dziwi mnie, że nie wiedziałam, co to jest XHamster. No i tam, gdzie autor pisze THC, ja niestety już wpisuję CBD, CBN + melatonina. Do walizki na emigrację pakujemy – poza innymi rzeczami – pregabalinę i ketrel, to chyba nie tylko ja musiałam sprawdzić? Wśród lęków, które nas spinają, nie zakreślę badania prostaty i nie znajdę żadnego, którego nie mógłby zakreślić mężczyzna. Bo chyba ciąży panowie też mogą się bać.
Mam jednak nadzieję, że bardziej się zrozumieliśmy, niż nie zrozumieliśmy, i martwiąc się Polską, naprawdę cieszyłam się Chromrym.