Czy usuwać rasistowskie zwroty z klasyki dla dzieci i młodzieży? List dziewięcioletniej Ishemy Kane do redakcji „Die Zeit” poruszył Niemców.
Głosy na temat wprowadzania poprawności politycznej do literatury są w Niemczech podzielone. Z sondaży wynika, że 50 procent badanych jest za, a 48 procent przeciw robieniu korekt przez wydawnictwa. Co ciekawe, im wyższe wykształcenie badanych, tym częściej znajdują się w tej drugiej grupie. Opinie w niemieckiej prasie są także zróżnicowane: z jednej strony dosyć gwałtownie podkreśla się wagę historyczną tekstów, z drugiej pojawiają się wątpliwości, po co z taką siłą bronić kilku zwrotów, często niewnoszących wiele do opowiadanej historii.
Sztandarowymi przykładami są tu fragmenty Pippi Pończoszanki Astrid Lindgren i Malutkiej czarownicy Otfrieda Preusslera. Kristina Schröder, ministra ds. rodziny, w wywiadzie udzielonym „Die Zeit” przyznaje, że czytając o Pippi dziecku, na bieżąco wprowadza korektę, zamieniając na przykład określenie ojca Pippi z „Króla Murzyńskiego” na „Króla Mórz Południowych”. Taka zmiana została też już wprowadzona w nowszych niemieckich wydaniach tej książki.
Ale to nie wypowiedź ministry sprowokowała ogólnoniemiecką debatę, a oświadczenie wydawnictwa Thienemann, które zadeklarowało, że będzie zmieniać w swoich publikacjach „wyrażenia, które mogą kogoś zranić”. Idąc za tym oświadczeniem, tygodnik „Die Zeit” poświęcił tematowi „przepisania naszych ulubionych książek dla dzieci na język poprawności politycznej” całe wydanie. Debatę, która przeniosła się też na łamy innych pism, zdominowały początkowo głosy uznające takie poprawki za cenzurę i fałszowanie tekstów, a zwolenników pomysłu nazywające „higienistami języka”. W tym kontekście pojawił się list Ishemy Kane.
Dziewczynce o całej dyskusji opowiedziała matka. Dziecko tak się przejęło, że aby je uspokoić i dać mu możliwość odreagowania emocji, matka zaproponowała napisanie listu do redakcji. „Każdy powinien umieć postawić się na miejscu drugiej osoby. Mój ojciec jest Senegalczykiem i jego skóra jest ciemnobrązowa, a moja ma odcień mlecznej czekolady. Wyobraźcie sobie, że jesteście Niemcem pochodzenia afrykańskiego i żyjecie w Niemczech. Czytacie gazety i nic nie podejrzewając, kupujecie „Die Zeit” z 17.01.2013. Tam trafiacie nagle na artykuł Małe polowanie na czarownice, gdzie jest napisane, że słowo Murzyn zostanie wykreślone z książek dla dzieci i że to rzekomo zepsuje te książki. JA uważam za totalnie gówniane, że jeśli to wy mielibyście o tym decydować, to słowo zostałoby w książkach dla dzieci. Nie możecie sobie wyobrazić, jak się czuję, słysząc je lub czytając” – napisała Ishema. Zaprzeczyła przy okazji tezom niektórych autorów, że problem wymyślili dorośli, a dzieci w ogóle go nie zauważają.
Matka Ishemy umieściła list na facebookowej tablicy tygodnika; został udostępniony 2,5 tys. razy. Redakcja „Die Zeit” odpowiedziała ostrożnie po tym, jak skomentowała go „Süddeutsche Zeitung”. O tym, że debata budzi ogromne zainteresowanie, świadczy też fakt, że poświęconej jej artykuły w „Die Zeit” są wśród najczęściej komentowanych przez czytelników.
W kolejnym wydaniu „Die Zeit” Özlem Topcu, nawiązując do Django Quentina Tarantino, napisał, że „denerwujące jest, że to większość chce określać, co jest «prawdziwszym» rasizmem i który rasizm jest niewinny, a za który należy obwinić ówczesne czasy”. Z kolei Simone De Ayivi w „Tagesspeigel” zwraca uwagę, że w debacie poświęconej dyskryminacji językowej niemal zupełnie pomija się głos samych dyskryminowanych: „To tak, jakbyśmy nie istnieli. Mówi się wyłącznie o prawie białych autorów i niezakłóconym spokoju białych odbiorców, którzy najchętniej pozostawiliby wszystko tak, jak było zawsze”.
W Polsce pytanie o zasadność i możliwość wprowadzania poprawności politycznej do klasyki literackiej pojawiało się w kontekście Murzynka Bambo Tuwima czy W pustyni i w puszczy Sienkiewicza i przyniosło podobne głosy sprzeciwu. Jednak w Niemczech imigranci stanowią na tyle dużą część społeczeństwa, że problem języka, nawet literackiego, nie jest czysto teoretyczny.
List dziewięciolatki domagającej się cenzury zwrócił uwagę, jak dużą rolę w budowaniu wewnętrznego poczucia godności odgrywają język i literatura. I choć w pierwszym odruchu konieczność zachowania historycznego kształtu tekstów może wydać się nam oczywista, to warto się zastanowić, czy ten fetysz autentyzmu nie przesłania ważnego problemu: tego, że perspektywa mniejszości jest nam w większości wciąż obca.