Jedyny polski świadek skazany na mocy paragrafu 175 penalizującego homoseksualizm w nazistowskich Niemczech którego historię znamy, zrobił wiele, by w Polsce pozostała ona w ukryciu.
W sierpniu 1999 roku Lutz van Dijk razem z grupą przyjaciół zaproponował Stefanowi przeprowadzkę do Amsterdamu. Panowie znali się prawie od dekady. Razem udało im się napisać książkę Cholernie mocna miłość. Prawdziwa historia Stefana K. i Williego G., która opierała się na wspomnieniach Stefana z okresu II wojny światowej. Punktem wyjścia tego tekstu była historia miłosna – relacja intymna między polskim nastolatkiem i młodym żołnierzem Wehrmachtu. Dla Stefana ta przygoda zakończyła się pięcioletnim wyrokiem na mocy paragrafu 175, który penalizował homoseksualizm w nazistowskich Niemczech. Williego nigdy nie odnaleziono.
czytaj także
W 1999 roku Stefan miał siedemdziesiąt cztery lata. To był prawdopodobnie ostatni moment. Wtedy można było przenieść go do Amsterdamu – urządzić mu życie od nowa, na zupełnie nowych zasadach, tak aby czuł się bezpieczny. Stefan obiecał Lutzowi w trakcie rozmowy telefonicznej, że przemyśli tę propozycję. We wrześniu odpowiedział, że przeprowadzka nie wchodzi w rachubę: „Starych drzew się nie przesadza” oraz „jako Polak i katolik chcę umrzeć w Polsce”. Na koniec tej trudnej rozmowy telefonicznej ten jedyny polski świadek, który był prześladowany w okresie II wojny światowej za homoseksualizm i opowiedział swoją historię, płakał. Następnie przestał się odzywać. Milczał kilka miesięcy. Nie odpisywał na listy i nie odbierał telefonów. Nagle na początku stycznia 2000 roku nawiązał kontakt z Lutzem. Miał już siedemdziesiąt pięć lat. Poprosił o oddzwonienie. Na samym początku powiedział coś w stylu: „Będziesz na mnie zły, kiedy dowiesz się, co zrobiłem poprzedniej nocy”. To wtedy zniszczył wszystkie dowody na istnienie biografii Stefana K. z okresu wojny. Spalił listy od czytelników, korespondencję z Lutzem, wszystkie wydania książki i inne dokumenty. Był przerażony. Wtedy wspominał o strachu: „Co noc te krzyki. Nie mogę już tego wytrzymać. Co noc te krzyki w moich snach. Tamte krzyki, moje krzyki…”.
Ta rozmowa skończyła się jednym zdaniem wypowiedzianym przez Stefana: „Dziękuję Ci za wszystko”. Potem odłożył słuchawkę.
*
Historia Stefana K. pojawia się w Polsce ponad ćwierć wieku po niemieckiej premierze książki Verdammt starke Liebe. Die wahre Geschichte von Stefan K. i Willi G. W tym roku mija równo czternaście lat od śmierci Stefana K. Przez ponad dekadę żył w Warszawie jako anonimowy starszy pan, podczas gdy poza granicami Polski funkcjonował jako jeden z kluczowych świadków budujących historię prześladowań osób nieheternormatywnych w okresie nazistowskim. Historię miłosną, która byłą punktem wyjścia do jego biografii – świadectwa, „odkryto” przypadkowo. Starszy pan z Polski napisał pod koniec lat 80. XX wieku kilka listów do władz niemieckich z prośbą o odszkodowanie za okres spędzony w nazistowskich jednostkach penitencjarnych. Nigdy nie otrzymał tych pieniędzy, ale jego głos zapisał się w pamięci Rainera Hoffschildta z SARCH (Schwullesbisches Archiv Hannover), który przekazał kontakt do świadka Lutzowi van Dijkowi. W ten sposób relacja Stefana ujrzała światło dzienne.
Podobnie jak w przypadku innych osób nieheteronormatywncyh prześladowanych w czasach nazistowskich Stefan milczał kilkadziesiąt lat. Nikt nie pytał go o przeszłość. Książka Lutza, każdy kolejny wywiad, którego Stefan K. udzielił m.in. Muzeum Holokaustu w Waszyngtonie i USC Shoah Foundation, każde kolejne spotkanie z czytelnikami za granicą było krokiem w kierunku odzyskania tamtej historii – kreowania świadectwa. Do końca swoich dni Stefan używał pseudonimu. Wiemy, że tych pseudonimów w jego życiu było kilka. Odważył się pozostawić relację, ale potrzebował gwarancji, że jego tożsamość będzie chroniona. Bał się przede wszystkim tego, że ktokolwiek w Polsce dowie się, co naprawdę działo się od listopada 1941 roku, kiedy poznał Williego Götza – Austriaka – żołnierza Wehrmachtu.
Od roku 2000 Stefan czuł się coraz gorzej. Zdarzało mu się wpadać w panikę i podważać wszystko, w co wierzył przez ostanie kilka lat. W bogatej korespondencji, którą prowadził z Lutzem, dominuje temat samotności i strachu przed całkowitym odrzuceniem. Zły stan zdrowia uniemożliwiał mu samodzielne funkcjonowanie. Coraz częściej był od kogoś zależny. Z jednej strony chciał być sam, z drugiej – potrzebował wsparcia. W tamtym okresie dużo pisał o swojej rodzinie. Twierdził, że jego bliscy nie mogą się o niczym dowiedzieć: „Moja rodzina bardzo mnie kocha. Uważają mnie za pobożnego katolika. Gdyby teraz dowiedzieli się, że prowadziłem podwójne życie, byłby to dla nich szok. U nas »coming out« jest czymś nieznanym i nieakceptowanym. Polska to wciąż bardzo katolicki kraj”. W połowie 2000 roku był pewny, że relacja Stefana K. po jego śmierci powinna zniknąć. Nikt nigdy nie miał się dowiedzieć, kim był Stefan i co przeżył.
Jednocześnie cierpiał z powodu braku dawnych przyjaciół. Wiemy na pewno, że od początku lat 90. miał kontakt z homoseksualnymi aktywistami z Warszawy. Od 2000 roku był sam. Był załamany: „Ja tu naprawdę nikogo nie mam poza trzema, czterema osobami z mojej rodziny i sąsiadką. Dzień za dniem spędzam sam w czterech ścianach. Od stycznia nie byłem na dworze [był początek kwietnia – JO]. Cały czas mam nadzieje, że jeszcze będę zdrowy (…) Szkoda, że mieszkasz tak daleko [do Lutza – JO]. Moi bliscy przyjaciele z Warszawy zmarli albo zniknęli (…) Paweł ożenił się i ma rodzinę, Zygmunt jest w szpitalu”.
W liście z sierpnia 2002 roku – piętnaście miesięcy przed śmiercią – napisał, że dotychczas nikt go nie zaatakował. Oczywiście miał na myśli ataki homofobiczne. Był już za stary, żeby znosić raz jeszcze takie upokorzenia zarówno ze strony obcych, jak i bliskich. Wierzył, że może to jest znak, że sytuacja osób nieheteronormatywnych zmienia się na lepsze: „kiedy zostanę pochowany, zrób z moją historią to, co podyktuje Ci serce (…)”. Ostatni list od Stefana do Lutza przyszedł 12 kwietnia 2003 roku. W listopadzie Stefan K. vel Teofil Kosiński zmarł.
*
Strach przed opowiedzeniem swojej historii to punkt wyjścia w procesie odzyskiwania biografii Stefana K. Polskie wydanie książki Lutza van Dijka stanowi jedynie pierwszą odsłonę wyjątkowego życiorysu człowieka, który starał się za wszelką cenę przetrwać i nie narażać na dalsze prześladowania. Okres II wojny światowej wspominał z jednej strony jako najszczęśliwszy w życiu (pierwsza miłość), z drugiej – jako gehennę (więzienia karne i obozy pracy). Po wojnie czuł, że nie tylko nie może mówić o tym, co go spotkało, ale przede wszystkim jest nadal zagrożony.
Strach powojenny Stefana to uczucie, które dotyczyło nie tylko jego tożsamości seksualnej. Jedyny polski świadek skazany na mocy paragrafu 175, którego historię znamy, bał się przede wszystkim oskarżenia o zdradę i kolaborację. W końcu Willi G. był żołnierzem Wehrmachtu. Dodatkowo zanim Stefan wrócił do Polski, spędził jeszcze prawie dwa latach w okolicach Dachau, gdzie jako dipis pracował m.in. w kantynie i klubie dla alianckich oficerów. Wiedział, co oznacza „wyzwolenie” w amerykańskiej strefie okupacyjnej. Na pewno dochodziły do niego informacje o tym, że jeśli ktoś skazany na mocy paragrafu 175 nie odsiedział swojej kary w całości, wracał do więzienia. Stefan miał jeszcze ponad dwa lata. Paragraf w zaostrzonej nazistowskiej wersji z 1935 roku funkcjonował w Republice Federalnej Niemiec do końca lat 60. Nadal można było ścigać tylko za podejrzenie o relację homoseksualną. Nikt nie mógł czuć się bezpiecznie. Nikt nie mógł o tym mówić.
Paragraf 175 w zaostrzonej nazistowskiej wersji z 1935 roku funkcjonował w Republice Federalnej Niemiec do końca lat 60.
„Naznaczony”, straumatyzowany, skrzywdzony człowiek wraca do Polski w 1947 roku. Od tego momentu tworzy nową historię wojenną – kreuje biografię, która będzie wygodna i bezpieczna w nowym państwie. Ma nadzieję, że nikt nie dowie się, jaka była prawda. Do końca lat 80. Stefan wielokrotnie przetworzy narrację dotyczącą przeszłości. Będzie próbował uciec od „podwójnego życia”. Będzie Stefanem, Pawłem, katolikiem, biznesmenem, dyplomatą, żonatym mężczyzną… Dotrwa do 1990 roku. Wtedy nareszcie opowie o czymś, co wydarzyło się w pierwszej połowie lat 40. w Toruniu, Koronowie, Sztumie, Grudziądzu, Hahnöfersand koło Hamburga i Dachau. O tej historii opowiada Cholernie mocna miłość. Prawdziwa historia Stefana K. i Williego G. Kolejne czterdzieści lat – po roku 1947 – to drugi etap odzyskiwania biografii jednego z najważniejszych świadków polskiej queer historii XX wieku. Etap, który jest jeszcze przed nami.
***
Wszystkie cytaty i informacje dotyczące korespondencji Lutza van Dijka i Stefana pochodzą z książki: „Endlich den Mut…” Briefe von Stefan T. Kosinski (1925–2003), red. L. van Dijk, Berlin 2015.
*
W piątek 20 października o godz. 20.30 Korporacja Ha!art, wydawca książki Lutza van Dijka Cholernie mocna miłość, oraz Krytyka Polityczna zapraszają na spotkanie wokół książki, towarzyszące obchodom 20. urodzin Lambdy Warszawa! Udział wezmą: redaktorka książki dr Joanna Ostrowska, Mariusz Kurc i Bartek Arobal Kociemba. Rozmowę poprowadzi Krzysztof Tomasik.
***
Joanna Ostrowska (1983) – doktor nauk humanistycznych w zakresie historii (Wydział Historyczny UJ), absolwentka Instytutu Sztuk Audiowizualnych UJ, Katedry Judaistyki UJ i Gender Studies UW, studiowała również produkcję filmową i telewizyjną na PWSFTviT w Łodzi, stypendystka Sokrates-Erasmus na Humboldt Universität zu Berlin. Współautorka książek: Auschwitz i Holocaust. Dylematy i wyzwania polskiej edukacji, Kino Polskie 1989-2009. Historia krytyczna, Kobiety wobec Holocaustu. Historia znacznie później opowiedziana. Wykładała w Katedrze Judaistyki UJ, na Gender Studies UJ, UW i IBL PAN, w Pracowni Pytań Granicznych UAM, na Żydowskim Uniwersytecie Otwartym i na Studiach polsko-żydowskich PAN. Zajmuje się m.in. tematyką związaną ze zjawiskiem przemocy seksualnej w czasie II wojny światowej i zapomnianymi ofiarami nazizmu. Obecnie studiuje również hebraistykę na Wydziale Orientalistycznym UW.