„Co za piękny czas! Ale nie umiem się nim tak do końca cieszyć, bo myślę sobie: klimat się zmienia. I czasem myślę… – dziewczyna śmieje się – ach, jaka to piękna zmiana”.
Then felt I like some watcher of the skies
When a new planet swims into his ken
John Keats
2 kwietnia
Po zadziwiająco chłodnym dniu, najpierw mglistym i wilgotnym, a później suchym i wietrznym, znów jest ciepło: przedwczesne, zachwycające marcowo-kwietniowe lato. Nieliczne chmury, rzucające granatowy cień, niczym ryby w błękitnym akwarium nieba; i jeszcze te odległe przestrzenie w polu widzenia. Drzewa mają już pąki, ale wciąż są bezlistne, niezdecydowane, czy już uwierzyć w ciepło, czy to aby nie za wcześnie, zbyt nagle. Poranny chłód przedwiośnia, południe jak w maju, czerwcowe popołudnie. Zanim nadejdzie przenikliwy chłód wieczoru, który przyprawia o dreszcze i zapędza ptaki do kryjówek. Pogoda żyje – pierwsze muchy, wesołe, ciekawskie; błyska się.
3 kwietnia
Rozmowa w autobusie. Ludzie w T-shirtach, koszulach, bluzach, letnich ubraniach: „Co za piękny czas! Ale nie umiem się nim tak do końca cieszyć, bo myślę sobie: klimat się zmienia. I czasem myślę… – dziewczyna śmieje się – ach, jaka to piękna zmiana”. Kiedy wysiadałem, uderzył mnie w nozdrza mocny zapach letniej ziemi. Wracałem do domu wzdłuż ociekających tłustą zielenią żywopłotów, ze wschodnim wiatrem na twarzy, pod bezchmurnym niebem. Różowa poświata wczesnym wieczorem. Zaczyna się wewnętrzna Australia. Za trzy tygodnie będę w Melbourne. Przyjaciele dodają otuchy, nie powinienem się martwić, choćby z powodu światła.
4 kwietnia
Nagle, w ciągu nocy robi się tak jak w Hamburgu: chłodny, szary kwiecień, najokrutniejszy miesiąc, kiedy wiosnę czuć już w kościach, aż tu nagle wielkie krople, heavy rain, a Starnberger See coming down, dudnienie godzinami. Nawet jeśli po tych słonecznych dniach mam w sobie spokój, mam słońce w sobie, I got sunshine in my stomach, to i tak jestem oszołomiony, nie – wręcz zaniepokojony; meteorolodzy przepowiadali całkiem inną pogodę, taką, która nie przyszła, a której chętnie bym doświadczył: ciepły wiatr z południa, który podobno przynosi piasek z Sahary i żółtą poświatę na niebie – prognoza pogody jest opowieścią, raczej teoretyczną niż fikcyjną, niepewną i bezpodstawną, dlatego udającą pewność i poszukującą po omacku podstaw. Ale nie ma się na czym oprzeć.
5 kwietnia
Po trzydziestu godzinach deszczu z nieśmiałych i otwartych pąków wszędzie rozlały się strugi w różnych odcieniach zieleni. Wiedziałem od zawsze, że ptaki to tak naprawdę ryby, sikory-makrele, kosy-węgorze, drozdy-złotoryby. Wszystkie chciałyby być mądre, ale na szczęście nie są i mkną przez wilgotne powietrze. Wysuszona ziemia z mlaskiem wysysa wodę. Niebo odsuwa chmurę od chmury, tak jak ja słowo od słowa. Smukła kraina / trwając w zawieszeniu / niosąc niosącą wodę, ptaki / nie są przecież ciężkie. / Grobla prowadzi pod dach – pisze Nicolas Born.
7 kwietnia
W Oberallgäu brudne resztki śniegu na stokach gór niczym kaleki lodowiec, a w oddali białe Alpy przeświecają poprzez ten bezchmurny dzień. Łąki pełne jaskrów, kaczeńców, mleczy, zieleń już bardziej soczysta i syta. Widocznie także w Augsburgu jest już lato, życie na ulicach na pełnych obrotach, jakżeby inaczej. Kopuły drzew nad fosą są jasnozielone, niemal przezroczyste. (Immenstadt, Augsburg)
8 kwietnia
Zapowiadany spadek temperatury do 10 stopni nie nastąpił – lub też nastąpił w łagodniejszej formie. Jak mogli tego nie przewidzieć? Czy opierają się na danych, które nie mają podstaw? Podstaw czego? Z pewnością mogliby szczegółowo objaśnić swoją pomyłkę. Nocą nie powinno być deszczu przy tak silnym wietrze, niebo szczelnie pokryte chmurami, wieje oszałamiająco ciepły wiatr. „Jest buro, będzie padać – powiedział taksówkarz, – każdy to wie”, a dzieciak przechodzący obok: „Jest tak ciepło, że spociłem się po pachy”. (Augsburg)
9 kwietnia
Północny wiatr w Kinzigtal, przez cały dzień na niebie wielki chmurny spektakl. Brzuchate, pokrzywione, garbate, blade chmury tam hen, a poniżej płynie czarny, spłaszczony u dołu obłok, sterczący jak wieża w niebieskich przestrzeniach. Z pewnością nauka wymyśliła dla chmur nazwy, żeby móc je uporządkować, usystematyzować, uczynić rozpoznawalnymi i sklasyfikować jako nieszkodliwe czy pożyteczne itp. Może to stratocumulusy. Nieprzewidywalne i nietrwałe niczym łąka poezji, każda łąka. Wiersze też mogą nazywać się jak chmury, każdy tomik mógłby nosić nazwę „stratocumulusy”. Konie z chmur. Nad wieczorem tonące słońce opuszcza lśniące promienie przez dziury i szpary w obłokach pary wodnej, tego Niczego. (Offenburg)
11 kwietnia
„To Brama Burgundzka” – powiedział do mnie pszczelarz, emerytowany nauczyciel wiejskiej szkoły i miał na myśli źródło tego ciepłego dnia, promienne światło nad ziemią Markgräflera. Przez ten wąski prześwit między Jurą Szwajcarską a Wogezami przychodzi wiatr z Hiszpanii. Kiedy wieje słaby halny, widać w oddali Säntis. Dwa dni przyjaznego błękitu nieba. Niesamowicie szeroko rozrzucone pierzaste chmury, które się łączą i stają coraz szersze wśród krzyżujących się smug. Pszczelarz opowiada mi o pladze roztoczy, sprowadzonych przez pszczoły z Kamczatki, owady doświadczalne jednego z instytutów biologii. Opowiada o mszycach i mrówkach i o tym, jak pszczoły na nie uważają – to poezja znaczeń w języku pszczelarzy. „To nie jest wojna między gatunkami – mówi pszczelarz – tylko bezlitosne rozboje niosące dalekosiężne skutki. Ta czarowna pogoda jest dobra nie tylko dla nas, ale cenią ją sobie także pszczoły”. (Jestetten)
13 kwietnia
Gdy wracałem na Północ, na najdalszym południowo-zachodnim krańcu było lato, 23 stopnie. Z godziny na godzinę chmury stawały się coraz gęstsze, światło – coraz bardziej mętne, temperatura coraz niższa. W Hamburgu 12 stopni, mżawka, zimny zachodni wiatr, dolina Łaby to nie Brama Burgundzka, tylko atlantycka. Wiosna rozprzestrzeniła się w przeciągu tygodnia, zniknęła nagość, pąki zmieniły się w kwiaty. Everything’s gone green. Potężne chmurne stwory wciąż płyną na Wschód przez miasto i rzekę, chmury jak wrony, które głośno kraczą, ale teraz są dziwnie milczące. W prognozie zapowiadają zmienną pogodę i trzymają się tego otwarcie. Bądź co bądź, odzwierciedla to niebo. Środek kwietnia, wszystko możliwe. (Baden-Baden – Hamburg)
16 kwietnia
Kwiecień z całym swym bogactwem! Słońce, wiatr, zimowy chłód, majowe ciepło, pąki, przymrozki, rozległa cisza, bliskość, która ćwierka. Bezchmurne noce przynoszą ci chłód, znów okrywasz kwiaty na balkonie, a rankiem na doniczkach siedzą drżące trzmiele. Ty, w cienkim płaszczu twej ufności, idziesz sobie dygocząc na wieś, dzieci bawią się na ulicach i łąkach i kiedy czekasz do okienka na poczcie, ciemne obłoki zatrzymują się nad skrzyżowaniem, niosąc deszcz. Przedwczoraj cztery gradobicia i granatowo-fioletowe wieczorne niebo z pojedynczymi gwiazdami. W ciągu dnia dzieci szaleją na placach zabaw i wracają do domów z lodowatymi dłońmi. Wiuu-puch, jak to nazywa Hopkins, mówi Waterhouse na szeroko porozrzucane po niebie chmury. Przekreślone smugą.
20 kwietnia
Kwitnie bez. Spomiędzy gałęzi wyfruwa pierwszy kwiczoł. Po kilku chłodnych dniach, kiedy powietrze było zimne i wilgotne, a zachodni wiatr przewiewał na wskroś, zapowiada się na Wielkanoc piękny maj. Na następne tygodnie zapowiedziano 27 stopni – już ich tu nie doświadczę. Jutro lecę przez Abu Dhabi do Melbourne, gdzie spotkam południowoaustralijską wczesną jesień. Na wszystkich czeka zieleń łąk w hamburskich trawach. Ludzie na feriach – wolni ludzie. W powietrzu wisi zapach dymu z drewna wielkanocnych ogni, a kolor nocy waha się między modrym a liliowym, prawie purpurowym. „Wszystkie dzieci już spały. Na niebie nie było już ptaków – pisze Peter Handke w Pewnej ciemnej nocy wyszedłem z mojego cichego domu. – Za to był tam obłok, biało-szary olbrzymi cumulus, pełen garbów na górze, który z wolna płynął na Wschód, niczym pielgrzym; jakby pielgrzymował. Mógł też równie dobrze płynąć na Zachód i mogło to być rankiem”. Czym jest pogoda dla poezji, zawiera się w słowach „za to”. Naprzód! Do Australii! Niech się dzieje!
21 kwietnia
Ile tysięcy kilometrów leciałem nad chmurami przez Budapeszt, Bukareszt, Ankarę, Beirut, Bagdad, Kuwejt i Bahrain do Abu Dhabi? Nie przeszedłem nawet dwudziestu metrów na zewnątrz od drzwi samolotu do autobusu. Podczas kołowania w ciemnościach nafta rozpływała się w nagrzanym do 30 stopni powietrzu. (Abu Dhabi)
Mirko Bonné – autor książki „Nigdy więcej nocy” nominowanej do Niemieckiej Nagrody Literackiej. Zdobywca szeregu nagród, w tym Prix Relay du Roman d’Evasion we Francji. Dzięki pobytom w Marsylii, Nowym Jorku, Rio De Janerio i Szanghaju obserwuje świat ze zróżnicowanej, międzynarodowej perspektywy.
Tekst powstał w ramach projektu Stacje Pogody (Weather Stations) współtworzonego przez Krytykę Polityczną, który stawia literaturę i narrację w centrum dyskusji o zmianach klimatycznych. Organizacje z Berlina, Dublina, Londynu, Melbourne i Warszawy wybrały pięcioro pisarzy do programu rezydencyjnego. Dzięki niemu stworzono pisarzom okazje do wspólnej pracy i zbadania, jak literatura może inspirować nowe style życia w kontekście najbardziej fundamentalnego wyzwania, przed którym stoi dzisiaj ludzkość – zmieniającego się klimatu.
Polskim pisarzem współtworzącym projekt jest Jaś Kapela.