Kraj

Ziółkowska: In vitro – pierwszy krok za nami. Wreszcie!

Czasem miałam wrażenie, że nie doczekam tego dnia.

10 marca rząd przyjął projekt ustawy o leczeniu niepłodności przygotowany przez Ministerstwo Zdrowia. Niewiarygodne, zwłaszcza jeśli pomyślimy, że zabiegi in vitro wykonywane są w Polsce od 27 lat!

Jednak dopiero dziś doczekaliśmy się pierwszego kroku w stronę ucywilizowania leczenia niepłodności w Polsce i przyjęcia ustawy o in vitro, a zatem zagwarantowania bezpieczeństwa osobom, które się leczą dzięki metodom wspomaganego rozrodu, i ich dzieciom. Bo o to przede wszystkim chodzi.

Rządowi chodzi pewnie również o to, żeby uniknąć niebotycznej kary, którą najprawdopodobniej zasądziłby za opieszałość w implementowaniu prawa unijnego Trybunał w Luksemburgu.

Polska jest jedynym krajem UE, w którym leczy się niepłodność metodami zaawansowanymi, ale który kwestii in vitro nie uregulował prawnie.

Do tej pory nie wdrożyliśmy dyrektyw unijnych dotyczących postępowania z trzema kategoriami tkanek i komórek: rozrodczych, zarodkowych i tkanek płodu (wymagania odnośnie dawstwa, pobierania i badania komórek oraz procedury dotyczące kodowania, przetwarzania, konserwowania, przechowywania i dystrybucji tkanek i komórek ludzkich); powinniśmy ją implementować w 2006 roku. We wrześniu zeszłego roku Komisja Europejska pozwała Polskę do Trybunału Sprawiedliwości za tę wieloletnią zwłokę. Straszak podziałał, zwłaszcza że kary naliczane są dziennie, a KE skarżąc Szwecję, żądała w Trybunale po 50 tys. euro za każdy dzień zwłoki. Łatwo to policzyć.

Z dyrektyw unijnych wynika m.in. obowiązek prowadzenia krajowego rejestru procedur, dawców, liczby zarodków, transferów, zamrożonych zarodków etc. Wprowadzenie tych regulacji na poziomie centralnym, tak jak jest w projekcie ustawy przyjętym dziś przez rząd, gwarantuje wreszcie bezpieczeństwo procedur, kontrolę, standaryzację leczenia i postępowania lekarzy oraz wszystkich klinik, które leczą niepłodność metodami wspomaganego rozrodu, a nie tylko tych 26 ośrodków objętych programem ministerialnym (którego skuteczność okazała się bardzo wysoka, wynosi 29% co jest zbliżone do europejskich standardów).

Dotychczasowy rządowy program in vitro, oparty na rozporządzeniu ministerialnym, nie gwarantował tego bezpieczeństwa. Zmiana na stanowisku ministra na kogoś przeciwnego leczeniu niepłodności metodami zaawansowanymi mogłaby doprowadzić do zamknięcia programu, nie wspominając o tym, że nie wszystkie polskie kliniki spełniają standardy postępowania określone dyrektywą. Kiedy sejm przegłosuje ustawę – będą musiały; to, co było praktyką postępowania w nielicznych przypadkach, wreszcie stanie się obowiązującą normą i będzie podlegało centralnej kontroli.

Czego zabrakło w przyjętym dziś projekcie ustawy? Duże wątpliwości budzi zapis o anonimowym dawstwie.

W większości krajów europejskich (w Szwecji już w 1987 roku!), po serii procesów wygrywanych przez osoby poczęte w ten sposób, wprowadzono zakaz anonimowego dawstwa. Stowarzyszenie Nasz Bocian postulowało – kompromisowo – wprowadzenie zapisu o dwóch ścieżkach, umożliwiających jawne bądź niejawne dawstwo. W opcji anonimowej jedyna informacja, o którą mogą wystąpić osoby poczęte dzięki komórkom dawców, i to po ukończeniu 18 roku życia, obejmuje rok urodzenia dawcy oraz podstawową historię medyczną.

W projekcie ustawy pominięto również problem badań potencjalnych dawców i biorców pod kątem stabilności psychicznej, kompletnie ignorując psychospołeczny aspekt dawstwa i rodzicielstwa niegenetycznego. Nie ma też ani słowa o konsultacjach i wsparciu psychologicznym dla osób starających się o potomstwo metodą in vitro ani o państwowej refundacji in vitro.

Tak więc przyjęcie przez rząd tego projektu to naprawdę pierwszy, minimalny krok. Jeszcze wiele przed nami. Teraz sprawdzian czeka parlamentarzystów.

 

**Dziennik Opinii nr 69/2015 (853)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Agnieszka Ziółkowska
Agnieszka Ziółkowska
Aktywistka miejska
Ukończyła italianistykę oraz hispanistykę na poznańskim UAM-ie, obecnie studiuje w Kolegium Europejskim w Natolinie. Aktywiska miejska i działaczka społeczna związana ze Stowarzyszeniem My-Poznaniacy. Zaangażowana w kampanię przeciwko budowie osiedla kontenerowego w Poznaniu. Koordynatorka działań na rzecz powołania Okrągłego Stołu ds. Polityki Mieszkaniowej w Poznaniu. Jedna z inicjatorek i współorganizatorka I Kongresu Ruchów Miejskich. Członkini Krytyki Politycznej.
Zamknij