Kampania Biedronia niewiele nas nauczy o tym, czy dla lewicy jest miejsce w Polsce ani czy ekologiczna polityka, równouprawnienie kobiet i mniejszości, wysokiej jakości usługi publiczne i progresywne opodatkowanie obywateli mają nad Wisłą przyszłość. To jasne, że mają. Świadczą o tym programy i język większości pozostałych kandydatów, pełne lewicowych postulatów.
Polska lewica gra w tych wyborach o trzy rzeczy naraz. Optimum (czyli rozwiązanie najlepsze z możliwych) to wyprowadzić Andrzeja Dudę z pałacu prezydenckiego, zdobyć dla swego kandydata lepszy wynik, niż uzyska Krzysztof Bosak, i przekonać wyborców, że lewicowych głosów w Polsce jest jeszcze więcej, niż to wynik kandydata Lewicy sugeruje.
Punkt pierwszy nie wymaga obszernych wyjaśnień – jeśli ktoś na lewicy uznaje Andrzeja Dudę za mniejsze zło niż każdego z czwórki kandydatów demokratycznej opozycji (Biedronia, Hołownię, Kosiniaka-Kamysza, Trzaskowskiego), to znaczy, że nie jest na lewicy. Coś jak ten narzeczony w dowcipie Slavoja Žižka, co spóźniwszy się na randkę, przestał być narzeczonym. Bo choć demokracja konstytucyjna i podstawowe prawa człowieka to elementy dla lewicy niewystarczające, niemniej konieczne.
Dwa, to właśnie skrajna prawica będzie w kolejnych latach największą siłą wschodzącą, z którą stoczymy walkę o dusze (umysły, postawy, jak zwał, tak zwał) pokoleń młodych i średnich. To ona ma wszelkie szanse pożywić się politycznie na spodziewanym kryzysie gospodarczym; to ona również prowadziłaby najbardziej katastrofalną dla Polski politykę, będąc u władzy lub mając na tę władzę istotny wpływ. Jest bowiem antyunijna, ekstremalnie kseno- i homofobiczna, darwinistyczna i mizoginiczna, antynaukowa i neguje antropogeniczny charakter zmiany klimatycznej.
Do tego jest sprawna wizerunkowo i wiarygodnie odwołuje się do wielu realnych frustracji i lęków społecznych, ale jeszcze skuteczniej – do „wewnętrznej świni w człowieku”, jak mówiono przed wojną, a więc najgorszych ludzkich instynktów. Dlatego właśnie – przykra sprawa – ewentualnie lepszy wynik Bosaka od Biedronia byłby dla lewej strony potężnym ciosem wizerunkowym, ale także złym znakiem na polityczną przyszłość.
Trzy, musimy uwierzyć – i przekonać do tego resztę społeczeństwa – że horyzont poparcia i dla Lewicy jako ugrupowania, i dla lewicowych postulatów gospodarczych, społecznych i tożsamościowych nie wyczerpuje się wraz z wynikiem Roberta Biedronia.
Dziś szczególnie ważne są uczciwość i odważna wizja Polski po kryzysie. Robert Biedroń je ma
czytaj także
Za wcześnie jeszcze na pełną ocenę kampanii – cel drugi, czyli prześcignięcie kandydata Konfederacji, z pewnością jest w zasięgu twórcy Wiosny. Faktem jest jednak, że duża część wyborców Lewicy z roku 2019 gotowa jest oddać swe głosy na Rafała Trzaskowskiego lub Szymona Hołownię.
Lewicowe postulaty głoszą nawet kandydaci konserwatywni
Fakt jeszcze ważniejszy jest taki, że nawet polityk dość konserwatywny, jak Hołownia, poczuł się w obowiązku zawrzeć w swym przekazie postulaty, które Biedroń i Lewica konsekwentnie głosiły od dawna.
To nie przypadek, że postępowa odpowiedź na zmianę klimatu, systemowe wsparcie dla osób z niepełnosprawnościami czy nawet rozdział Kościoła od państwa znajdują swe miejsce na agendzie tak prawdopośrodkowego kandydata. To efekt zmiany nastrojów społecznych na zbieżne z postulatami lewicy (i w dużej mierze też jej zasługa). Tak samo jak to, że Rafał Trzaskowski głosi hasło „nowej solidarności”, zapowiada inwestycje publiczne „za każdym rogiem” zamiast gigantomanii rodem z lat 70. i edukację klimatyczną w szkołach.
czytaj także
To wszystko znaczy, że wynik Biedronia nie będzie jedyną wskazówką perspektyw rozwoju lewicy w Polsce. Jego kampania powie nam sporo o trwałości polaryzacji w Polsce, o warunkach i ograniczeniach medialnej hegemonii, o politycznej „strefie zgniotu”. Niewiele nas jednak nauczy o tym, czy dla lewicy jest miejsce w Polsce ani czy ekologiczna polityka, równouprawnienie kobiet i mniejszości, wysokiej jakości usługi publiczne i progresywne opodatkowanie obywateli mają nad Wisłą przyszłość.
Bo mają i świadczą o tym choćby programy i język większości pozostałych kandydatów.
Jak w tej sytuacji głosować?
W drugiej turze – wiadomo.
W pierwszej to sprawa sumienia i priorytetów. Pomóc Lewicy i zsolidaryzować się z zaszczuwanymi osobami LGBT? Dać partiom duopolu odczuć, że mają na plecach oddech czegoś nowego? A może dać wiatru w żagle najsilniejszemu i pomóc mu przejść psychologiczny próg 30 procent? Wyborcy lewej strony mają dziś spory wybór.
A czy sami kandydaci powinni z góry, in blanco poprzeć kandydata opozycji w ostatecznej rozgrywce, do czego wzywają ich kolejne liberalne media? Powinni go poprzeć, ale dopiero po turze pierwszej, by nie demobilizować własnych wyborców. Nie dla wszystkich głosujących na Hołownię czy Kosiniaka-Kamysza te wybory są czarno-białe, wielu jest przywiązanych właśnie do swego kandydata, niekoniecznie też do abstrakcyjnej idei anty-PiS.
Jaki będzie wynik wyborów? To ruletka epidemiczno-emocjonalna
czytaj także
A skoro tak, to i odrobina teatru negocjacyjnego, zakończonego poparciem choćby za symboliczne koncesje, tylko pomoże wspólnemu kandydatowi opozycji w drugiej turze. Bo przecież wyborcy to nie pieniądze, które można przelać z konta na konto – muszą dojrzeć sens w przeniesieniu swego głosu i zapewne wolą zobaczyć, że w drugiej turze kandydat opozycji, jej anty-Duda, choć trochę się o ich poparcie stara.
Te wybory mogą zatrzymać Budapeszt w Warszawie. Dają nadzieję, że rząd będzie recenzowany przez silny ośrodek polityczny, a ekscesy obozu władzy zostaną powściągnięte. Wreszcie, prezydent z opozycji będzie otwierał system demokratyczny na nowe siły społeczne, także innej niż on sam proweniencji – zamiast domykać kontrolę partii nad kolejnymi sferami naszego życia.
czytaj także
Inaczej niż głosi PiS-owska propaganda, zdobyty dla opozycji pałac prezydencki to szansa na ucywilizowanie dialogu społecznego zamiast autorytarnego chaosu. 28 czerwca i 12 lipca możemy uratować samą możliwość prowadzenia lewicowej polityki w Polsce – choćby pod żyrandolem zasiadł jedynie bardzo umiarkowany liberał w granicach prawa.