Pytanie o zasadność świętowania 1 Maja to w dużej mierze pytanie o politykę historyczną i tragiczne w skutkach zaniedbania lewicy w tej materii.
Instytuty historii na polskich uniwersytetach zdają się być wylęgarnią lustratorów, rekonstruktorów i endeków. Dopuściliśmy do stworzenia tak szkodliwych dyskursywnie instytucji jak Instytut Pamięci Narodowej i Muzeum Powstania Warszawskiego, które utrwalają nacjonalistyczną, martyrologiczną i antylewicową narrację o dziejach Rzeczypospolitej i jej obywateli. „Odzież patriotyczna”, nacjonalistyczny rap, ustawa dekomunizacyjna i ostatecznie totalna dominacja symboliczna prawicy to pokłosie wycofania się lewicy z polityki historycznej.
Teoretycznie świąt państwowych mamy w Polsce siedem: 1 marca – Dzień Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”, 1 maja – Dzień Solidarności Ludzi Pracy, Trzeciego Maja, 8 maja – Dzień Zwycięstwa, 1 sierpnia – Dzień Pamięci Powstania Warszawskiego, 31 sierpnia – Dzień Solidarności i Wolności, 11 listopada – Święto Niepodległości. Mniej niż połowa z nich jest ewidentną domeną prawicy. Reszta zdaje się mieć dość liberalno-lewicowy, propaństwowy charakter.
Polak-pragmatyk jako prawdziwe święto traktuje jednak dzień, w którym nie musi iść do pracy. Tu zaś dominuje combo Kościół katolicki&nacjonaliści.
Dziewięć z trzynastu to święta powiązane z religijną celebrą. Do tego nie wiadomo do końca, dlaczego dniami wolnymi w III RP zostały Wniebowzięcie Najświętszej Marii Panny, Trzech Króli oraz Zielone Świątki. Ich sens i znaczenie liturgiczne Polacy rozumieją słabo. Co mają one do formalnie laickiego państwa? Nie bardzo wiadomo. Prawica i skrajna prawica zawłaszczyły w polskiej przestrzeni symbolicznej jednak dużo więcej ważnych dat. Nacjonaliści maszerują już ulicami naszych miast pierwszego i siedemnastego września, by upamiętnić klęskę roku 1939, trzynastego grudnia, żeby przypominać wprowadzenie stanu wojennego, 28 czerwca w rocznicę protestów robotniczych w Poznaniu 1956 r., plus pierwszego marca i jedenastego listopada. Niewiele zostaje ważnych dat w oficjalnym kalendarzu, których nie „uświęca” ciężki but nacjonalistycznego bojówkarza.
Oczywiście można za Marksem powiedzieć, że pracownicy nie mają ojczyzny i na cóż im państwowe święta? I będziemy mieć rację. Tylko czy pracownicy to aby wiedzą? Bo z tego, co widać na polskich ulicach, pragną poczucia siły i wspólnoty. Pragną oderwać się od swojej kiepskiej codziennej pracy w call center, specjalnej strefie ekonomicznej, na bramce, za kierownicą, na rusztowaniu i poszybować w rzeczywistość symboliczną, która ma ich uwznioślać i przywracać godność. Chcą bronić Europy przed „islamizacją”, kobiet przed „obcą przemocą”, a dzieci przed „seksualizacją”. Odlatują więc w fantastyczny świat „żołnierzy wyklętych” i husarii, gdzie na chwilę ich udziałem jest przeszła gloria.
Kiedy zabierzemy jednak te ewidentnie rasistowskie, patriarchalne i nacjonalistyczne rekwizyty, zostanie naga potrzeba przynależenia, oparcia we wspólnocie, a nawet pewne przywiązanie do Europy jako kulturowego kręgu. Naszym zadaniem, jako lewicy, jest przedstawić kontrnarrację – racjonalną i postępową, ale angażującą emocje i dającą poczucie dumy i przynależności do większej całości. Albo odrabiamy lekcję ze Świętego Pawła Alain’a Badiou, albo przegrywamy na całej linii. Prawica nie bawi się w niuansowanie prawdy, ona w swoim mniemaniu ją dzierży.
To lewica tradycyjnie daje zbuntowanej młodzieży narrację. To ona kieruje jej gniew i frustrację w miejsca, które systemowo decydują o trwaniu biedy i wyzysku – na lobbystów, korporacje i banki, na oderwane od ludzi elity, na stacjonujące w okolicy obce wojska. Tymczasem w Polsce od książek historycznych po koszulki, od przypinek po uniwersytety – prawie całą sferę symboliczną zdominowała prawica. I to często ta najbardziej skrajna, brunatna.
Od jakiegoś czasu czyni ona też zakusy i na 1 Maja. Od klerykalnego święta Józefa Cieśli przez demonstracje nacboli z prorosyjskiej Zmiany po demonstracje neonazistowskich Autonomicznych Nacjonalistów, coraz więcej prawicowych organizacji przyjmuje jako swoje, to od zawsze lewicowe, święto. Coraz mniejszym demonstracjom lewicy tego dnia, towarzyszą coraz liczniejsze obchody urządzane przez prawicę.
Żadna z sił głównego nurtu polskiego życia politycznego nie spróbowała nigdy realnie użyć 1 Maja i lewicowej, egalitarnej symboliki. Przez lata w ofercie było symbolicznie tylko „wybierzmy przyszłość” (UW, SLD, PO) albo „Polska Walcząca” (RdR, ROP, LPR, PiS, Kukiz’15). I ostatecznie, po latach snucia prawicowej propagandy, po latach nasączania polskiej edukacji religijnymi i nacjonalistycznymi treściami, Polacy entuzjastycznie wybrali drugie hasło. Od „Trzeciej drogi” do lewicy poza parlamentem, oto efekty prób umieszczania się socjaldemokratów w liberalnym „centrum”. Od zupełnego odrzucenia lewicowych tradycji przez postkomunistów, po bicie się w piersi Razemitów, że oni to nic nie mają wspólnego z czerwoną flagą czy sierpem i młotem, wbrew pozorom niedaleka droga.
Łączy je lęk przed byciem kojarzonym z PRL i próba odnalezienia się w konserwatywno-liberalnej rzeczywistości symbolicznej.
Próba z góry skazana na niepowodzenie, bo to nie lewica wyznacza tam główne osie i struktury etyczne. Zawsze będzie jej przypisana rola pomiędzy „neobolszewią” a kwiatkiem u kożucha, jeśli nie odrobi lekcji, jaką dała jej zwycięska obecnie prawica. To wbrew pozorom prosta nauka. Można ją streścić w dwóch słowach: historia i media. Opracować przekaz, naładować go emocjami, zbudować kanały, dystrybuować przekaz, zwiększać gęstość sieci, dystrybuować szerzej, zwyciężać. Takie właśnie podejście pozwoliło prawicy wyjść z zupełnego rozbicia i dziś dzierżyć władzę w Polsce. Im więcej czasu mija, tym rzeczywistość postulowana dawniej tylko przez skrajną prawicę zaczyna być naszą rzeczywistością. Dla pokolenia nie pamiętającego innej historii niż ta z propagandówek IPNu, jedyną konotacją jest „red is bad”.
Dlatego nie wolno nam oddać prawicy ostatniego z ducha lewicowego święta. Kiedy znikną z planów miast Ludwik Waryński, Dąbrowszczacy czy Jan Młot, niewiele zostanie w głównym nurcie z lewicowej symboliki. I owszem, w PRLu były 1 Maja masówki i przemarsze ordynowane odgórnie. Dopuśćmy jednak, że wielu osobom, szczególnie tym starszym, PRL kojarzy się dobrze. Postarajmy się też wypełnić tę datę i nową treścią. Walką o prawa pracownicze w Specjalnych Strefach Ekonomicznych, o stałe umowy dla sprzątających i ochrony w obiektach publicznych, o regularne i terminowe wypłaty, o możliwość zrzeszania się w związkach zawodowych, wszystkim tym, co się już dzieje na naszych ulicach, w polskich zakładach pracy. Jeśli nam się uda, 1 Maja zyska nowy, aktualny wymiar. „Lepszy zły stary przepis niż nowy dobry”, tłumaczyła mi moja wykładowczyni wstępu do prawodawstwa. W wypadku 1 Maja ta zasada stosuje się w pełni. Szczególnie, że na nowy lepszy pomysł nikt na polskiej lewicy jeszcze nie wpadł.
Czytaj także:
Jakub Majmurek: Pierwszy (i ostatni?) taki 1 maja
**Dziennik Opinii nr 122/2016 (1272)