Po rezygnacji przez rząd PiS z refundacji in vitro wprowadzenie dofinansowania rozważają kolejne samorządy. W ostatnich dniach swój projekt zapowiedziała Warszawa.
Magda Majewska: W sierpniu zeszłego roku warszawski ratusz negatywnie zaopiniował przygotowany przez partię Razem projekt dofinansowania zabiegów in vitro z miejskiej kasy, pod którym zebraliście 18 tys. podpisów poparcia. Miasto argumentowało wtedy, że to zadanie wykracza poza zadania własne gminy – mimo że taki program działa już m.in. w Częstochowie. Teraz kończy prace nad własnym programem refundacji in vitro. Wypada się z tego cieszyć, ale trudno też nie zapytać, dlaczego nagle wprowadzenie takiego programu stało się możliwe?
Mateusz Olechowski, pełnomocnik komitetu inicjatywy uchwałodawczej „In vitro dla Warszawy”: To dowód na to, że Hanna Gronkiewicz-Waltz przez długie miesiące z premedytacją okłamywała warszawiaków, za co powinna publicznie przeprosić, zwłaszcza osoby czekające na program refundacyjny. Nie mamy złudzeń – wolta w sprawie in vitro to sposób na ratowanie wizerunku po aferze reprywatyzacyjnej i słabych wynikach w sondażach. To pokazuje priorytety Platformy, dla której kalkulacja polityczna stoi ponad dobrem mieszkańców. Mimo to cieszymy się bardzo, że PO w końcu się ugięła – szkoda tylko, że niepłodne pary musiały tak długo czekać.
Jak oceniacie rozwiązania proponowane przez miasto?
Ciężko ocenić program, którego jeszcze nie ma. PO szumnie zapowiedziało w mediach, że do końca tygodnia prześlę go do zaopiniowania Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji. Kiedy spróbowaliśmy dowiedzieć się w ratuszu, jaka jest treść projektu, okazało się, że nie ma takiej możliwości, bo nie jest jeszcze skończony! Po raz kolejny mieszkańcy wprowadzani są w tej sprawie w błąd.
A co można powiedzieć na podstawie zapowiedzi?
Wynika z nich, że będzie to refundacja okrojona w stosunku do tego, co proponowaliśmy w inicjatywie obywatelskiej. Zamiast postulowanego przez nas finansowania w wysokości 7 tysięcy złotych, mamy zapowiedź 5 tysięcy. Koszty zabiegu są bardzo wysokie, więc najbiedniejsze pary dalej nie będą w stanie ich udźwignąć. Z programu nie będą mogły skorzystać kobiety poniżej 25. i powyżej 40. roku życia. Nie wiemy też, czy będzie można w jego ramach skorzystać z dawstwa gamet oraz „adopcji” zarodka, co jest bardzo ważnym elementem kompleksowego wsparcia osób niepłodnych.
Czy nasza choroba jest mniej istotna od cukrzycy czy raka? [rozmowa]
czytaj także
Dlaczego dofinansowanie in vitro jest takie ważne?
Prawo do posiadania potomstwa jest podstawowym prawem człowieka i mamy obowiązek go bronić. Osobom płodnym ciężko zrozumieć, jak wielkim dramatem jest niemożność zajścia w ciążę i urodzenia wymarzonego dziecka. Jest to choroba szczególna, ponieważ dotyka ludzi młodych w okresie ich największej aktywności i ma zgubny wpływ na ich funkcjonowanie i dalszy rozwój. Niepłodność to gigantyczne obciążenie psychiczne, które może prowadzić do depresji, rozpadu związku, utraty pracy.
Nie ma innych pilnych spraw związanych ze zdrowiem, które powinny być finansowane publicznie?
Oczywiście brak dostępu do in vitro to niejedyny problem służby zdrowia. Na tle Europy wydajemy na nią ekstremalnie mało. Wielomiesięczne oczekiwanie na operacje, słaby dostęp do specjalistów, przepracowanie i niskie zarobki pielęgniarek, brak profilaktyki – to wszystko przekłada się na niższą jakość i długość życia. Niestety w rządzie PiS nie widać determinacji, żeby coś z tym zrobić.
czytaj także
Angażujecie się też w walkę o dofinansowanie in vitro w innych miastach?
Tak, w Koszalinie zebraliśmy ponad tysiąc podpisów pod obywatelskim projektem refundacji. Niestety został odrzucony przez radnych, także tych z PO. Wspieramy też inicjatywy w innych miastach – w zeszłym tygodniu pikietowaliśmy w tej sprawie pod Radą Miasta Krakowa. Także w tym wypadku radni zagłosowali na „nie”.
***
Mateusz Olechowski – członek zarządu okręgu warszawskiego Razem oraz pełnomocnik komitetu inicjatywy uchwałodawczej „In vitro dla Warszawy”.