Kraj

Uwolnić Ameera!

Polskie służby aresztowały niewinną osobę. Powód? Rasizm – zarówno systemowy, jak i indywidualny.

Ameer Alkhawlany jest doktorantem biologii, pochodzi z Iraku, uczy się i mieszka w Krakowie. Jest też ostatnią ofiarą mieszanki rasizmu i nieudolności polskich władz. Przez ostatni miesiąc był zamknięty w ośrodku dla cudzoziemców – grozi mu deportacja. Powód jego zatrzymania nie został do dziś ujawniony, można tylko domyślać się, że ma to związek z jego odmową współpracy z Agencją Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Agenci pojawili się u niego przed wizytą papieża Franciszka w Polsce, namawiając do pomocy w infiltrowaniu społeczności muzułmańskiej w Polsce. Wydaje się, że tylko zmasowany nacisk na władze może pomóc w uwolnieniu niewinnego studenta i powstrzymaniu jego deportacji z kraju, który wybrał jako miejsce zamieszkania i gdzie kontynuuje naukę.

W czerwcu tego roku rząd wprowadził bardzo surowe prawo „antyterrorystyczne”, które pozwala aresztować ludzi na dwa tygodnie bez podania powodu. Te zapisy są szczególnie niebezpieczne dla cudzoziemców, bo prawo pozwala też przedłużać czas ich zatrzymania oraz deportować – jednocześnie nie ma konieczności ujawniania powodów, dla których zastosowano takie środki, o ile „są istotne z punktu widzenia porządku publicznego, obronności albo bezpieczeństwa”. Nie trzeba dodawać, że najbardziej narażeni na takie traktowanie są cudzoziemcy z Kaukazu, Bliskiego Wschodu i Azji Środkowej. Większość z przyjeżdzających do Polski muzułmanów i muzułmanek to studentki, pracownicy naukowi, uczestniczki wymian międzynarodowych. Media donosiły jednak, że często kontaktują się z nimi służby, próbując zaszantażować ich w celu zwerbowania do współpracy.

Dzieje się to w kraju, gdzie wobec braku poważnych zagrożeń dla bezpieczeństwa publicznego, władza desperacko poszukuje jakichś „aktów terroru”, przed którymi mogłaby chronić obywatelki i obywateli.

Niedawne „ataki terrorystyczne” to: nieudana próba skonstruowania bomby przez pogubionego osobnika o skrajnie prawicowych poglądach oraz zdewastowanie dwóch radiowozów na policyjnym parkingu. W Polsce jednak rasizm i ksenofobia osiągają niespotykanie wysoki poziom – regularnie dochodzi do napaści na tle rasowym, a partia rządząca nie oporów przed współpracą z grupami skrajnej prawicy. Antymuzułmańska histeria, jaka wybuchła na Zachodzie, w Polsce ma wymiar szczególny: w kraju bowiem nie ma licznej społeczności muzułmańskiej, a kraj odmawia przyjmowania uchodźców z Bliskiego Wschodu.

Wyjątkowo źle przedstawia się podejście właśnie tych przedstawicieli władzy, którzy zajmują się bezpieczeństwem. Działalność Antoniego Macierewicza to mieszanka manii prześladowczej, radykalnej religijności na pokaz, obsesji zewnętrznego – pochodzącego i ze wschodu, i z zachodu – zagrożenia. A wszystko przy podejrzanych powiązaniach finansowych powiązań i zupełnym braku profesjonalizmu. Polska obronność pod jego kierownictwem raz zachowuje się jak na wzór rozzuchwalonej bezpieki, a raz jak rozpieszczona grupka prawicowych nastolatków, którzy swoje wizje rodem z filmów akcji chcą realizować cudzym kosztem.

Przypadek Ameera pokazuje, do czego to prowadzi. ABW próbowała namówić go do współpracy wielokrotnie. Na początku chodziło o infiltrowanie społeczności muzułmańskiej w Krakowie – chcieli dowiedzieć się, co ludzie robią, gdzie mieszkają i skąd mają pieniądze. Kiedy odpowiedział, ze jest niewierzący i nawet nie wiedziałby, jak ma się zachować w meczecie, ABW wymyśliła nowe zadanie, do którego chcieli go zwerbować: jeżdżenie po Polsce i szukanie osób o bliskowschodnim pochodzeniu i zbieranie o nich informacji.

Od początku agenci mieszali surowość i stanowczość z uderzającą niekompetencją. Niektórzy z cudzoziemców, o których miał się czegoś dowiedzieć Ameer, nawet nie mówili żadnym z języków, które zna. ABW nie chciało przyjąć do wiadomości, że Irakijczyk może być niewierzący. Myliły im się nawet fakty dotyczące samego Ameera. Jednocześnie cały czas zastraszali go, mówiąc, że to od nich zależy, czy będzie mógł w Polsce zostać. Ameer nie dał się wziąć ani prośbą, ani groźbą – za każdym razem odrzucał ich „propozycje”.

Przez chwilę wydawało się, że wszystko zostanie po staremu. We wrześniu Ameer otrzymał kolejne pozwolenie na pobyt, do końca stycznia 2017. Szybko okazało się, że będą problemy – już 3. października Ameer został aresztowany i odstawiony do sądu, który zdecydował o deportacji (która wiąże się też z zakazem wjazdu do strefy Schengen przez pięć lat). Decyzja sądu nie opierała się na żadnych dowodach poza rekomendacją szefa ABW.

Jeśli ktoś miał jakiekolwiek wątpliwości co do powodu zatrzymania, wyjaśnili je sami agenci. W dzień po zatrzymaniu odwiedzili Ameera i zakomunikowali mu, że to kara za odmowę współpracy.

Agenci dawali do zrozumienia, ze podobny los czeka braci Ameera, z których jeden studiuje w Polsce, a drugi w Niemczech. Oczywiście Ameerowi kazano też o wszystkim milczeć.

Na początku Ameer rzeczywiście milczał w nadziei, że sprawa zostanie rozwiązana przy pomocy normalnej procedury prawnej. Miał tydzień, aby odwołać się o postanowieniu o aresztowaniu i dwa tygodnie od decyzji o deportacji. Sąd nie poinformował go, że ma prawo do obrony. Prawnika jednak szybko znalazł brat Ameera. Prawnikowi udało się odwołać od postanowieniu o aresztowaniu, mimo tego że samemu Ameerowi potrzebne dokumenty przetłumaczone na arabski dostarczono cztery dni po terminie odwołania. Powody aresztowania dalej nie zostały jednak ujawnione. Prawnikowi powiedziano tylko dość ogólnikowo, że jego klient stanowi zagrożenie dla polskiego bezpieczeństwa. Zdaje się jednak, że nawet samo ABW nie wierzy w tę absurdalną ocenę: pokój Ameera nie został nawet przeszukany; z jego bratem, przyjaciółmi i wykładowcami nikt się nie kontaktował, aby o „zagrożenie” pytać.

Dwa tygodnie później, gdy Ameer wciąż był w ośrodku, ABW ujawniła powody zatrzymania sędziemu, który rozpatrywał odwołanie od decyzji sądu pierwszej instancji. Co ciekawe, decyzja o podtrzymaniu decyzji nie została wcale podjęta w oparciu o te tajne informacje – być może ze względu na miałkość zarzutów – ale dlatego, że sąd pierwszej instancji działał „intuicyjnie” i to wystarczający powód, aby uznać zatrzymanie za uzasadnione. Wtedy dopiero Ameer, postawiony w rozpaczliwej sytuacji, zdecydował się ujawnić, że kontaktowało się z nim ABW.

To Kafkowska sytuacja – oskarżonemu i prawnikowi nie podaje się podstawowych informacji, więc nie mają jak przygotować linii obrony przed sądem. Co więcej Ameerowi (jako cudzoziemcowi) wystawiono rachunek za zatrzymanie i bilet powrotny do Iraku – łącznie 5 tys. złotych. Aktualnie Ameer czeka na decyzję Urzędu ds. Cudzoziemców, który ma na dniach rozstrzygnąć o losie Irakijczyka.

Bilans sytuacji przedstawia się następują: polskie służby specjalne aresztują niewinną osobę wyłącznie na podstawie jej pochodzenia, zamykają i odbierają możliwość obrony. Wszystko to po to, aby zatrzeć ślady nieudanej akcji rekrutacyjnej, która sama w sobie została wymyślona na podstawie rasistowskich przesłanek i opierała się na szantażu.

To, co stało się z Ameerem, nie ma nic wspólnego z jego postawą, zachowaniem i poglądami. Jedyny powód, jaki stoi za tym, jak go potraktowano, to rasizm – zarówno systemowy, jak i indywidualny.

Polskie władze potrzebują kozłów ofiarnych w czasach społecznego niepokoju. Zniszczenie życia Ameerowi jest ubocznym efektem zawieszania w Polsce demokratycznych standardów.

Nie dajmy się jednak znów na to nabrać. Kryzys, w jakim się znajdujemy, nie został wywołany ani przez Ameera, ani przez cudzoziemców, którzy przyjeżdżają tu pracować, uczyć się i żyć. Ten kryzys ma korzenie dużo głębiej. Faktycznymi winowajcami są ci, którzy podkręcają tę atmosferę z własnej chciwości i ci, którzy wynoszą na ulice hasła nienawiści. Musimy solidaryzować się z ofiarami tej sytuacji, z ofiarami wykluczenia i nacjonalizmu, napędzanego przez media i polityków. Trzeba sprzeciwić się powrotowi autorytaryzmu i rasizmu w Europie.

Uwolnić Ameera Alkhawlany’ego!

**
Hanna Gospodarczyk, Joanna Grzymała-Moszczyńska, Mateusz Trzeciak i Marta Tycner są działaczami partii Razem. Michał Małszycki i Katarzyna Lisikiewicz są działaczami Kolektywu Reaktor.

Zinn-Ludowa-historia-stanow

 

 **Dziennik Opinii nr 301/2016 (1501)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij