Określanie „prawdziwego przekazu świętej księgi” jakiejś religii naprawdę nie jest rolą sądów w demokratycznym państwie prawa.
Należy oczywiście cieszyć się z uniewinnienia Elżbiety Podleśnej, Anny Prus i Joanny Gzyry-Iskandar, oskarżonych o „obrazę uczuć religijnych” za rozklejanie wizerunku Matki Boskiej Tęczowej. Niestety, ustne uzasadnienie wyroku zawiera treści, które mogą jeszcze nieraz zostać użyte przeciwko wolności słowa w Polsce.
Wyrok w sprawie aktywistek to dobra wiadomość dla wszystkich, którym zależy na obronie swobód obywatelskich w Polsce. W uzasadnieniu wyroku sąd jasno podkreślił, że sprowokowanie debaty publicznej nie jest obrażaniem ani znieważaniem w rozumieniu artykułu 196 Kodeksu karnego. Sędzia Agnieszka Warchoł niewątpliwie wykazała się odwagą, zwłaszcza w aktualnym kontekście politycznym.
Elżbieta Podleśna, Joanna Gzyra-Iskander, Anna Prus – niewinne Dziewczyny ode mnie ❤️❤️❤️???#TęczowaMaryja nie obraża, udostępniajcie zdjęcie, niech zaleje Facebooka
Posted by Joanna Scheuring-Wielgus – polityk on Tuesday, March 2, 2021
Niestety, uzasadnienie wyroku zawiera też treści, które mogą zostać użyte jako argumenty przeciw wolności słowa. Zapewne wbrew intencji sędzi Warchoł. Przyjrzyjmy się im.
Pohamujmy entuzjazm
Sędzia słusznie przypomniała, że zwłaszcza na gruncie prawa karnego obraza musi być oceniana obiektywnie. Zaistnienie przestępstwa nie może bowiem zależeć od uczuć osoby, która twierdzi, że została obrażona, ponieważ to by prowadziło do stosowania prawa wyłącznie na podstawie subiektywnych przesłanek. Obraza musi być więc zdefiniowana w sposób obiektywny i dać obywatelom pewność co do wiążących ich norm.
Tęcza nie obraża! Elżbieta Podleśna, Joanna Gzyra-Iskandar i Anna Prus są niewinne
czytaj także
Niestety, argumentacja sądu w sprawie Matki Boskiej Tęczowej zostawia otwartą furtkę dla subiektywności w ocenie, czym jest obraza. A także, co ważniejsze, nadmiernie uzależnia analizę prawną od elementów doktryny religijnej.
Sąd w uzasadnieniu obrazę zdefiniował jako „zachowanie, które powszechnie byłyby odbierane jako znieważające, z uwzględnieniem przekonań panujących w tym danym kręgu kulturowym, z którego wywodzi się pokrzywdzony”. To odwołanie do „społecznych norm kulturowo-obyczajowych i powszechnie przyjętych kryteriów oceny” wynika z ustalonego orzecznictwa Sądu Najwyższego, powtórzonego m.in. w postanowieniu o oddaleniu kasacji przeciwko wyrokowi uniewinniającemu Adama Darskiego w sprawie o podarcie Biblii na koncercie.
Orzecznictwo to wskazuje, że za wzorzec oceny owych przekonań czy norm należy przyjąć „przeciętnego członka danej grupy wyznaniowej”. Rodzi się pytanie, jak sąd ma ustalić, kim jest ów „przeciętny członek” i jakie ma poglądy?
„Przedmiot czci religijnej” zaś to przedmiot, który jest za taki uznawany przez daną wspólnotę religijną. Sąd Najwyższy definiuje więc pojęcia z Kodeksu karnego na podstawie wewnętrznych zasad grupy wyznaniowej i uzależnia interpretację i stosowanie prawa od poglądów jej członków.
Argumentacja sądu w sprawie Matki Boskiej Tęczowej doskonale obrazuje to uzależnienie, spowodowane przez samo istnienie w polskim porządku prawnym przepisu o obrazie uczuć religijnych. Skądinąd wywody te, potencjalnie niebezpieczne dla wolności słowa, w ogóle nie były konieczne do wydania wyroku uniewinniającego, skoro już w pierwszej części swojego uzasadnienia sąd wykluczył, że aktywistki rozpowszechniały wizerunek Matki Boskiej Tęczowej z zamiarem obrażenia uczuć osób wierzących. A to było niezbędne dla zaistnienia przestępstwa.
Mimo to sąd argumentował dalej, że „na wizerunku obrazu nie umieszczono aktów seksualnych między osobami nieheteronormatywnymi, a tylko takie akty w nauce Kościoła katolickiego są uznawane za grzeszne. Natomiast nauka Kościoła katolickiego nie wyklucza ze wspólnoty w wierze osób nieheteronormatywnych”.
I jeszcze, że: „w żadnym wiadomym sądowi miejscu w Biblii ani w katechizmie Kościoła katolickiego nie znajduje się zapis wykluczający ze wspólnoty Kościoła osoby nieheteronormatywne”.
Inny przywołany przez sąd argument dotyczył też… braku kościelnych wytycznych, dotyczących dozwolonego i obrazoburczego przedstawiania Matki Boskiej i Dzieciątka Jezus.
Sąd świecki czy religijny?
Opieranie wyroku na nauczaniu jakiegoś Kościoła, na tym, jak ocenia on osoby nieheteroseksualne, czy na samych wytycznych w sprawie przedmiotów jego kultu, jest bardzo ryzykowne.
Czy należy domniemywać, że w sprawie Matki Boskiej Tęczowej sąd wydałby wyrok skazujący, jeśli strona oskarżająca byłaby w stanie lepiej dowieść, że Kościół katolicki osoby nieheteroseksualne wyklucza, a i owszem, a także uznaje ich orientację seksualną za grzech i wyraźnie zabrania przestawiania Matki Boskiej tak, jak zrobiły to aktywistki LGBT+?
W demokratycznym państwie prawa nie można uzależniać zakresu praw i wolności obywateli od stanowiska, opinii czy nauczania jakiegoś Kościoła lub ich braku. Artykuł 196 Kodeksu karnego o „obrazie uczuć religijnych” skutkuje poważnymi ograniczeniami dla wolności słowa, a więc musi być interpretowany w sposób ścisły, na podstawie obiektywnych kryteriów, niezależnie od doktryn religijnych.
Sąd w dalszej części swojego uzasadnienia powołał się na „przekaz, jaki płynie z Nowego Testamentu”, czyli, „miłość bliźniego, […] wiara, nadzieja i miłość”. To „miłość, zrozumienie i szacunek, wzajemny szacunek” są, zdaniem sądu, „właściwą drogą”.
Pomijając już fakt, że zastosowanie takiej retoryki powoduje, że uzasadnienie wyroku brzmi chwilami bardziej jak kazanie niż analiza prawna, to określanie „prawdziwego” przekazu świętej księgi nie jest rolą sądów w demokratycznym państwie prawa. Ich ważną funkcją jest natomiast obrona praw i wolności obywatelskich w oparciu o konstytucję i ratyfikowane przez Polskę konwencje międzynarodowe, takie jak Europejska Konwencja Praw Człowieka.
Katolicy listy piszą
Sąd w swoim uzasadnieniu zwrócił uwagę na dużą liczbę listów, jakie otrzymał od katolików zapewniających, że nie poczuli się obrażeni wizerunkiem Matki Boskiej Tęczowej.
Jest godnym uznania, że osoby wierzące wystąpiły w obronie swoich współobywatelek i pokazały, że nie życzą sobie, żeby ich wiara była używana do zwalczania aktywizmu na rzecz praw osób LGBT+. Akcja wysyłania listów poparcia dla aktywistek w sprawie, w której oskarżycielami posiłkowymi byli ksiądz i znana aktywistka anti-choice, uwidacznia głębokie podziały wśród polskich katolików.
Ale powoływanie się w wyroku na listy od katolików, w połączeniu z argumentami o „prawdziwym przekazie Nowego Testamentu”, sprawia wrażenie, że polski sąd wyraża poparcie dla jednej z konkurujących grup w obrębie wspólnoty religijnej i dla promowanej przez nią interpretacji doktryny. To trudne do pogodzenia z zasadą autonomii oraz wzajemnej niezależności państwa i Kościoła.
czytaj także
Zresztą, nawet niezależnie od kontekstu religijnego opieranie rozstrzygnięcia w sprawie karnej na podstawie liczby listów z poparciem także wydaje się ryzykowne. Co, gdyby sąd dostał więcej listów od katolików konserwatywnych, domagających się skazania aktywistek, niż od tych „otwartych”? Stosowanie prawa nie może przecież zależeć od plebiscytu popularności czy aktywności wśród różnych grup opinii publicznej.
Pomieszanie dwóch porządków: prawno-świeckiego i religijnego, widoczne w uzasadnieniu wyroku, jest niebezpieczne dla praw i wolności obywatelskich. Sądowe argumenty, odwołujące się do konkretnej doktryny religijnej, bardzo łatwo mogą zostać wykorzystywane przez grupy konserwatywne i fundamentalistyczne.
Klarowna separacja między prawem państwowym i doktryną religijną jest zasadą konieczną w państwie demokratycznym. To świeckość państwa jest bowiem najlepszym gwarantem praw człowieka.
**
François Finck jest prawnikiem Centre d’action laïque, organizacji działającej na rzecz świeckości państwa w Belgii i Europie, i wykładowcą na Université Libre de Bruxelles.
Katarzyna Ważyńska-Finck jest doktorantką na Wydziale Prawa Europejskiego Centrum Uniwersyteckiego we Florencji.