Międzynarodowa korporacja, jaką jest Kościół katolicki, uważa, że adekwatną karą za tego rodzaju zachowania jest zakaz prowadzenia firmowych imprez i udziału w zebraniach. Felieton Agaty Diduszko-Zyglewskiej.
Biskup Tadeusz Rakoczy to kolejny członek Konferencji Episkopatu Polski, po arcybiskupie Głódziu i biskupie Janiaku, ukarany przez Watykan za umożliwianie gwałcicielowi w sutannie krzywdzenia dzieci, poprzez wieloletnie ignorowanie informacji o jego czynach i odmawianie pomocy ofiarom.
Z jednej strony aktywność Watykanu niezmiernie mnie cieszy w kontekście kompletnego bezruchu polskiego państwa wobec zaniechań biskupów. Z drugiej – w każdym innym przypadku publiczne informacje o tym, że jeden pracownik gwałci dzieci, a drugi, jego zwierzchnik, wie o tym i nie reaguje, byłyby powodem do natychmiastowego zwolnienia obydwu, połączonego z zawiadomieniem prokuratury.
Od kilku lat właśnie tego, dymisji i wyrzucania z pracy, domagamy się dla biskupów tuszujących pedofilię. Z tym żądaniem złożyłyśmy w lutym 2019 roku wraz z Joanną Scheuring-Wielgus i mec. Anną Frankowską raport o tuszowaniu pedofilii w Polsce na ręce papieża Franciszka. Raport był pierwszym publicznym dokumentem zawierającym zgromadzone nazwiska 23 hierarchów Kościoła katolickiego w Polsce oraz historie tuszowania przez nich przestępstw na dzieciach popełnianych przez księży.
Diduszko z Watykanu: Chcemy dymisji biskupów chroniących księży pedofilów
czytaj także
Tymczasem Rakoczy to kolejny biskup ukarany bardzo symbolicznie i nieadekwatnie – przynajmniej tak to wygląda z pozakościelnej perspektywy moralnej, nazywanej czasem przez biskupów „cywilizacją śmierci”, a przez Kaczyńskiego „nihilizmem”.
Zakaz uczestniczenia w celebracjach lub spotkaniach publicznych i w zebraniach plenarnych Konferencji Episkopatu Polski oraz nakaz prowadzenia „życia w duchu pokuty i modlitwy”, a także wpłacenia z prywatnych środków nieokreślonej „odpowiedniej sumy” na rzecz Fundacji Świętego Józefa to bardziej żart niż kara za to, co zrobił biskup Rakoczy.
Przypomnijmy. Rakoczy jako biskup diecezjalny bielsko-żywiecki (1992–2013) latami chronił i tym samym umożliwiał działanie księdzu Janowi W. z Międzybrodzia Bialskiego. Jako proboszcz i katecheta, a do tego osobisty sekretarz kardynała Franciszka Macharskiego, Jan W. molestował i gwałcił chłopców. Jednego z nich miał w ciągu kilku lat zgwałcić około 500 razy. Kiedy zrobił to po raz pierwszy, dziecko miało 11 lat.
Ksiądz W., co opisał w wydanej w 2007 roku książce ksiądz Isakowicz-Zalewski, był także w czasach PRL współpracownikiem SB, który czynnie szkodził ludziom. W. został odwołany z funkcji proboszcza i skazany za opisane wyżej czyny prawomocnym wyrokiem kościelnym na karę (czy raczej „karę”) zakazu publicznego wypełniania posługi kapłańskiej oraz nakazu zamieszkania w odosobnionym miejscu.
Stało się to dopiero w 2014 roku – jak wynika z ustaleń dziennikarzy, po blisko trzech dekadach od pierwszego przestępstwa na dziecku – kiedy diecezją zaczął kierować nowy biskup – Roman Pindel. Jednak biskup Pindel nie poinformował o sprawie prokuratury (prokuratura zajęła się nią dopiero kilka lat później, po zawiadomieniu złożonym przez jedną z ofiar). Nie uznał też za stosowne wydalenia gwałciciela ze stanu kapłańskiego. Parafianom powiedziano oczywiście – to powtarzalny motyw w tego rodzaju sytuacjach – że ich proboszcz odszedł z przyczyn zdrowotnych.
Rakoczy wiedział o czynach Jana W. od 1993 roku, kiedy zgłosiła się do niego jedna z ofiar księdza, Janusz Szymik. Historię Szymika w zeszłym roku opisał w obszernym, wstrząsającym reportażu na portalu Onet.pl Szymon Piegza (którego zresztą wsparłam informacjami przesłanymi przez internautów do bazy Mapy Kościelnej Pedofilii – jedynego publicznego dokumentu pokazującego skalę ujawnionych przypadków kościelnej przemocy, pedofilii i jej tuszowania).
Rola Rakoczego w tej historii jest zdecydowanie mroczna:
„Nie zrobił nic, żeby powstrzymać księdza. Zamiast tego przydzielił duchownemu tytuły honorowe: prałata oraz kanonika EC, natomiast osobę, która namówiła Szymika do późniejszego odwołania zeznań, podniósł do rangi Szafarza Nadzwyczajnego Komunii Świętej, czyli bardzo zaszczytnej funkcji przeznaczonej dla osób świeckich”.
Jak już wiemy, wielka międzynarodowa korporacja, Kościół katolicki, uważa, że adekwatną karą za tego rodzaju wieloletnie zachowania jest zakaz prowadzenia firmowych imprez i udziału w zebraniach. I nie mam wątpliwości, że to się nie zmieni, dopóki będą ludzie gotowi słuchać na klęczkach pouczeń z ust gwałcicieli i ich zwierzchników, a także przekazywać im pod opiekę swoje dzieci.
Jednak mnie w tej całej historii najbardziej interesuje reakcja naszego państwa.
Biskup Rakoczy, tak jak Głódź i Janiak, tak jak gwałcone przez księży dzieci, są obywatelami polskimi i podlegają polskiemu prawu, które zakłada karanie sprawców i ochronę ofiar. Wszyscy trzej hierarchowie wraz z trzydziestką innych kolegów z Episkopatu są od dawna oznaczeni i opisani na Mapie Kościelnej Pedofilii – którą na bieżąco aktualizujemy i która może stanowić naprawdę sensowne źródło wiedzy dla niezorientowanej w sprawie prokuratury.
4 marca tego roku razem z Joanną Scheuring-Wielgus złożyłyśmy zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa z art. 240 kk przez około 30 członków Episkopatu (w tym m.in. Rakoczego, Janiaka i Głódzia) w państwowej komisji ds. pedofilii. Komisja zaakceptowała formalnie nasze zawiadomienia i przekazała je do prokuratury.
Opisane w mediach historie i watykański wyrok wskazują na to, że Rakoczego i wielu innych purpuratów dotyczy:
– art. 240 kk: „Kto, mając wiarygodną wiadomość o karalnym przygotowaniu albo usiłowaniu lub dokonaniu czynu zabronionego określonego w art. […] art. 198, art. 200, art. 252 lub przestępstwa o charakterze terrorystycznym, nie zawiadamia niezwłocznie organu powołanego do ścigania przestępstw, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3”.
– art. 239 kk o poplecznictwie: „Kto utrudnia lub udaremnia postępowanie karne, pomagając sprawcy przestępstwa, […] uniknąć odpowiedzialności karnej, w szczególności kto sprawcę ukrywa, zaciera ślady przestępstwa, w tym i przestępstwa skarbowego albo odbywa za skazanego karę, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5”.
Wszystkie karty są na stole. Zeznania ofiar i świadków, wyroki watykańskie, reportaże dziennikarzy śledczych. Pytanie brzmi, kiedy wreszcie polskie państwo zbierze się na odwagę, wstanie z klęczek i zgodnie z własnym prawem skaże pierwszego biskupa na karę pozbawienia wolności za krzywdzenie polskich dzieci?