Nie kalkuluję, nie oglądam się na sondaże. W niedzielę oddam głos na partię, do której poglądów jest mi najbliżej.
Wzmocnienie systemu emerytalnego przez walkę z nieoskładkowanymi formami zatrudnienia i innymi przywilejami, jakie przysługują przedsiębiorcom; progresywny system podatkowy, mający za cel bardziej sprawiedliwą redystrybucję dochodu narodowego i zmniejszenie nierówności społecznych; wyższa ściągalność podatków; przestrzeganie praw człowieka i ludzkiej przyzwoitości w odniesieniu do uchodźców; solidarna polityka ekonomiczna wobec państw europejskiego południa oraz w kwestii imigracyjnej z całym obszarem europejskim jako gwarancja międzynarodowej solidarności w sprawach bezpieczeństwa polskiego państwa; „nie” dla militarystycznych dążności elit politycznych i gospodarczych; jednoznaczny rozdział kościoła od państwa przeprowadzony z uniknięciem wojen kulturowych; „nie” dla prywatyzacji służby zdrowia i innych dóbr publicznych. To najważniejsze punkty wystąpienia Adriana Zandberga – jednego z liderów Partii Razem – podczas wczorajszej debaty z udziałem przedstawicieli komitetów startujących w najbliższych wyborach parlamentarnych.
Zgadzam się z Agatą Szczęśniak, że wreszcie mamy na lewicy klęskę urodzaju, że dylemat nieprawicowego elektoratu nie polega dziś na konieczności wyboru pomiędzy pragmatyczną, malowaną socjaldemokracją spod znaku SLD a cyniczną liberalną lewicą „od Palikota”, lecz pomiędzy Zjednoczoną Lewicą zasiloną wiarygodnymi ludźmi (m.in. z Zielonych) a partią Razem – formacją polityczną, która posiada ambitny lewicowy program, jest zakorzeniona oddolnie i wyrasta z ruchów społecznych. Zgadzam się również ze Sławomirem Sierakowskim, który – wobec owej klęski urodzaju – proponuje, by głosować albo na zaufane osoby z list ZL, lub – jeśli takowych nie mamy – na partię Razem. Barbara Nowacka, Joanna Erbel, Piotr Szumlewicz, Krystian Legierski – by ograniczyć się do postaci z Warszawy, gdzie będę oddawał swój głos – to osoby z listy Zjednoczonej Lewicy, do których mam nie tylko zaufanie, ale które w taki czy inny sposób miałem okazję wspierać w ich politycznych dążeniach.
A jednak – w najbliższą niedzielę – zagłosuję na Razem.
Dlaczego? Podążę za apelem Zandberga, który na zakończenie debaty telewizyjnej powiedział, by w nadchodzących wyborach głosować na partie, do których programów jest nam najbliżej. Najbliżej jest mi do programu partii Razem. Ale chodzi o coś jeszcze. Podczas trwania debaty Zandbergowi udało się obalić jedno z dominujących przeświadczeń na temat polskiej polityki. Głosi ono, że scena polityczna dzieli się na autentycznych ideowców z wizją i nudnych biurokratów z programem, i że ci pierwsi ubogacają demokrację, ale to ci drudzy są protagonistami prawdziwej polityki. Partia Razem jest ideowa i ma program. Posiada też sprawną organizację, która w mgnieniu oka zebrała wystarczającą liczbę podpisów, by zarejestrować listy wyborcze we wszystkich okręgach. Ma liderów i liderki zaprawione w bojach (to działacze i działaczki ruchów społecznych), ma tysiące członków i członkiń tworzących struktury zakorzenione w niemal każdej gminie w Polsce, ma wyraźne poglądy i kompetencje, by przekuć je w polityki publiczne. A do tego – jak się okazało podczas wczorajszej debaty telewizyjnej – jej przedstawiciele potrafią stanąć w medialne szranki z najgrubszą zwierzyną rodzimej sceny politycznej i wyjść z takiego pojedynku z tarczą.
Nie będę spekulował, na ile procent liczyć może Razem. Nie będę rozwodził się nad nieufnością w stosunku do sondaży i mechanizmami medialnej selekcji. Partia Razem jest długofalowym przedsięwzięciem, któremu – z pewnością – nie raz powinie się noga.
A może nawet podąży w kierunku, który odwiedzie mnie od stawiania na nią w kolejnych elekcjach. W najbliższą niedzielę jednak Razem ma mój głos, otwiera bowiem możliwość, w której polityka opiera się na wyrazistym programie i reprezentuje ludzi, w której partie polityczne skupiają obywatelki i obywateli, kształtując ład państwowy w zgodzie z ich przekonaniami i realnymi potrzebami.
**Dziennik Opinii nr 295/2015 (1079)