Konkurujemy, bo się wstydzimy, że nie mamy tego, co inni. A wspólnota rozpada się na cząstki elementarne. Wstępniak do KP 31–32 w Magazynie Świątecznym GW.
XX stulecie było wiekiem strachu, XXI jest wiekiem wstydu. W taki sposób najkrócej można opisać, jak zmienił się dominujący sposób represji. XX wiek pełen był strasznych wydarzeń i nieustraszonych bohaterów. XXI jest może zbyt krótki, żeby wykluczyć podobne tragedie i tym samym wyzwania dla odważnych, ale póki co wydaje się czasem zwykłych historii i zwykłych ludzi. W obu stuleciach żyjemy w społeczeństwach masowych, ale dominującym uczuciem przeżywanym masowo nie jest już strach, ale wstyd. Wstyd, inaczej niż strach, jest uczuciem, które można ukryć, i o to w nim chodzi. Rodzi się z poczucia bycia gorszym. Strach nie musi naruszać godności. W XX wieku totalitaryzmy faszystowskie i komunistyczne robiły z ludźmi najgorsze rzeczy, ale przegrały ostatecznie, bo nie potrafiły skutecznie zapanować nad ich tożsamością. Zbyt wielu jednostkom udało się zachować wolność wewnętrzną i godność. Strach ich nie upokorzył.
Wstyd i kapitalizm
Również kapitalizm potrafił budzić strach; dziś częściej rodzi wstyd. Konieczności sikania do pampersa w pracy w supermarkecie nie boimy się, ale wstydzimy. Nie zabije nas, ale uderza w naszą godność. Nie boimy się, że umrzemy z zimna, częściej wstydzimy się, że na coś nas nie stać. Owszem, kapitalizm dalej potrafi być straszliwy, ale raczej w tych rejonach i sytuacjach, kiedy jest to właśnie kapitalizm XX-wieczny, a nie ten z XXI wieku. Straszny mógł być „kapitalizm produkcji”, dzisiejszy „kapitalizm konsumpcji” częściej rodzi wstyd, że jest się gorszym od kogoś, kogo stać na więcej.
[…]
Wstyd i dystans
Wydaje się, że pomijając sfanatyzowaną część sfery publicznej, reszta nie tylko nie przejawia specjalnego zainteresowania polityką, ale nie funkcjonuje już jako społeczeństwo. „Ludzi bez właściwości” Roberta Musila, ale ciągle tworzących społeczeństwo, zastąpiły zupełnie zindywidualizowane „cząstki elementarne” Michela Houellebecqa. O tych pierwszych można powiedzieć, że byli podatni na strach, który prowadził do podziału na straszących i zastraszanych. Tym drugim – właśnie dlatego, że więź międzyludzka znacznie osłabła albo wręcz uległa zerwaniu – taki podział nie grozi. Zajęci są czym innym. W samotnej pogoni za samorealizacją przez konsumpcję chcą uniknąć wstydliwej porażki i okazania się gorszymi od innych. Tym, co ich nakręca do nieustannego konkurowania, jest właśnie wstyd.
Odczuwanie wstydu jest zawsze związane z obecnością spojrzenia innego, ryzykiem bycia ocenionym. Nawet jeśli doświadczam wstydu w samotności, to na wspomnienie lub wyobrażenie siebie w oczach innych. Wstyd jest więc reakcją na ryzyko bycia wyłączonym ze wspólnoty. Mogę się bać, że spotka mnie coś złego ze strony władzy, wstydzić się mogę odrzucenia totalnego – to oznacza śmierć symboliczną, czyli społeczną.
Wstyd i tożsamość elastyczna
Wstyd, inaczej niż strach, dotyka najgłębszego sedna ludzkiego istnienia, samej jego zasadności. Nie dotyczy tylko działania. Dotyczy istoty tego, kim jako jednostka jestem i czym mam prawo być. Dotyczy i dotyka tożsamości. A dziś, gdy od szkoły, przez uniwersytet, rynek pracy, aż po emeryturę uczeni i zmuszeni jesteśmy konkurować ze sobą na każdym polu, najbardziej liczy się umiejętność dostosowania, zmienność tożsamości. Wytwarza to w nas „tożsamość elastyczną”. Ktoś z taką tożsamością będzie miał łatwiej niż osoba, która „traktuje siebie zbyt serio” i nie potrafi się dostosować. W ten sposób wstyd może prowadzić do rozdwojenia osobowości: mamy elastyczną tożsamość dla innych i własną w domu. Ale skoro tu jestem taki, a tu taki, to w zasadzie nie mam pojęcia, kim w ogóle jestem. Wielu, przede wszystkim młodych ludzi, ucieka z tego powodu w konserwatyzm albo popiera ideologie nacjonalistyczne. Dają poczucie wspólnoty, pozwalają ustabilizować tożsamość, wycofać się z „wieku wstydu” i wrócić do „wieku strachu”, wzbudzając go u prześladowanych.
Kwestia tożsamości silnie wiąże się z historią i pamięcią, na której tożsamość jest ugruntowana. Dziś – jako całkowicie decydujący o sobie – każdy z nas jest człowiekiem bez historii. Wszystko zależy przecież ode mnie. Jestem wolnym człowiekiem i kowalem własnego losu. Być może dlatego tak bardzo poszukujemy historii na zewnątrz, rekonstruujemy ją gdzieś w oddalonym „wtedy”, na przykład w powstaniu warszawskim.
Wstyd i wielkie miasto
Lądując w wielkim mieście, na wszystko trzeba zapracować samemu. W mieście stapiam się z tłumem. Tu nikogo nie obchodzi, skąd jestem i jakie mam korzenie. Gdy mam poczucie nieprzystawalności, dokonuję próby dostosowania się. Dostosowanie się ma dużo bardziej bierny charakter niż zaangażowanie. Jestem aktywny w bardzo ograniczonym zakresie – rozpoznaję, czego chcą ode mnie inni, i próbuję to wykonać. Zaangażowanie rządzi się zasadą „czego chcę ja” i razem z innymi: „czego chcemy my”. Wstyd, który niszczy zaufanie między ludźmi, wytwarza poczucie, że inni mają coś, czego ja nie mam, albo nie mają skazy, którą mam ja. Chodzi jednak o to, że nie ukrywam niczego konkretnego, ukrywam przed innymi tę wyobrażoną pustkę, boję się, że wyjdzie na jaw.
Siła bezwstydnych
Postępujące wszędzie urynkowienie sfery publicznej oraz ponowoczesne procesy indywidualizacji i atomizacji doprowadziły do rozpuszczenia więzi międzyludzkich i kryzysu zaufania. Właśnie w to miejsce wprowadził się wstyd. Konformizm strachu zastąpiony został przez konformizm wstydu. Drogę odwrotną należy rozpocząć od indywidualnych aktów przezwyciężenia wstydu i zaufania sobie. To jest zawsze decyzja o niepodporządkowaniu się powszechnemu konformizmowi. Havlowski sklepikarz z Siły bezsilnych bezmyślnie wystawia szyld w witrynie swojego zieleniaka „Proletariusze wszystkich krajów łączcie się!” wcale nie dlatego, że wierzy w komunizm, ale dlatego, że bezkrytycznie ulega masowej inercji. Dziś w ten sposób konsumujemy, robimy kariery, realizujemy zastane w kulturze masowej scenariusze. W wieku wstydu walczy się tak samo jak w wieku strachu. I to jest być może największe zaskoczenie, bo wydawało się, że to są tak różne stulecia…
Całość tekstu dostępna w: Magazynie Świątecznym „Gazety Wyborczej” z 25-26 maja 2013 oraz w piśmie „Krytyka Polityczna”, nr 31–32, „Wstyd”.