A lewica podważa zastany porządek.
Jacek Tomczuk, „Newsweek”: Kinga Dunin napisała felieton Może nie mamy racji. Może „Polakom potrzebna jest silna partia konserwatywna, która zintegruje nas w znanym kształcie patriarchalnego, białego, katolickiego narodu i poprowadzi drogą egoizmu narodowego?”. Zgadzasz się?
Sławomir Sierakowski: To w pewnym sensie pytanie: a skąd właściwie to przekonanie, że w Polsce lewicowa partia ma być taka silna? Nigdy w historii nie była. PPS w wyborach parlamentarnych dostawała raptem kilkanaście procent. Dominowała katolicko-narodowa prawica. Żeby ją zatrzymać, potrzeba było zamachu majowego. Po czym nawet rządy sanacji skręcały cały czas na prawo. Nie ma takich ugruntowanych przyzwyczajeń, żeby lewicowe kwestie można było załatwić poprzez wybory. Nie przypadkiem większość gejów w Polsce popiera PO, choć to partia, która nie staje w obronie homoseksualistów.
Właściwie dlaczego?
W „Krytyce” nazywamy to zjawisko prywatyzacją wolności. Ludzie realizują swoje oczekiwania życiowe, które można nazwać lewicowymi, poza polityką, najczęściej kupując sobie wolność. Jeśli jesteś dobrze zarabiającym gejem, możesz kupić sobie spokój, chodząc do odpowiednich miejsc, pracy i mieszkając tam, gdzie nie przytrafi ci się nic nieprzyjemnego. Kłopot z in vitro? Nie znam ludzi, którzy liczą w tej sprawie na pomoc państwa. I jak tu się im dziwić, jeśli nawet in vitro okazało się zbyt kontrowersyjną kwestią, żeby przeprowadzić ją przez parlament.
I to mówi osoba z lewicy? Przecież od lat powtarzacie, że prywatne jest polityczne. A ty namawiasz do kupowani praw, które powinny być w waszym mniemaniu powszechne.
Przeciwnie, staramy się naciskać na to, żeby prawo w Polsce uznawało to, jak żyją Polacy, a nie alienowało się od nich. A jeśli nie prawo, to przynajmniej opinia publiczna i otoczenie społeczne, które jest coraz bardziej liberalne i otwarte. Wokół gejów czy in vitro istnieje próżnia prawna, wobec innych kwestii głównie nieżyciowe zakazy. Ludzie nauczyli się to obchodzić.
Dzisiaj do aborcji nie potrzebujesz partii lewicowej, która ci to umożliwi, tylko dostępu do internetu i pieniędzy. Dlatego kwestie światopoglądowe mniej mobilizują wyborców.
Inaczej jest ze sprawami socjalnymi. Te są częścią jeszcze innego zjawiska, coraz powszechniejszego na świecie, które zadziwiło politologów: dlaczego ludzie głosują wbrew własnym interesom? Mówiąc najprościej, biedni głosują na tych, którzy obniżają podatki bogatym. Tak postępowali na przykład Bush w USA i Kaczyński w Polsce.
Dlaczego?
Bo gdy kwestie socjalne okazały się nie do zrealizowania przez państwo w epoce globalnego rynku, politycy rozpętali wojny kulturowe. Kiedyś lustracja, wczoraj Smoleńsk, dziś sfałszowane wybory, a jutro jakaś kolejna niezwiązana z żadnym problemem społecznym kwestia symboliczna.
[…]
Lewica to bunt, działanie, chęć zmiany świata. Tymczasem coraz częściej słychać, że nic nie można zrobić, bo globalizacja, korporacje, rynki…
Rzeczywiście takie formuły słyszeliśmy już tyle razy, że nas nudzą. Rynki finansowe dyktują politykę ekonomiczną rządów, korporacje unikają płacenia podatków i zmuszają państwa do ich wiecznego obniżania, deficyty budżetowe rosną, politycy mogą coraz mniej i tak dalej. Tyle że to wszystko prawda, a słyszymy o tym tak często, bo pozostaje aktualne. To frustruje i te poglądy stają się wręcz męczące. Dostaje się alergii na ciągle powtarzane słowo „neoliberalizm” albo „globalizacja”.
Wielkie pieniądze rządzą polityką.
Nie tylko zresztą poprzez nacisk na rządy. W dużej mierze fundusze europejskie zastąpiły w Polsce politykę, utrwalając przy tym obecną scenę polityczną. Olbrzymie pieniądze, jakie dostajemy z UE, modernizują kraj. Nie trzeba być ani lewicowcem, ani prawicowcem, by wydawać dobrze pieniądze z Unii. Lub źle, ale Unia jest wyjątkowo wyrozumiała i prawie nigdy nie karze. To odbiera znaczenie i wagę poglądom oraz wyborom, tym bardziej że Unia przy tym nie angażuje się w spory światopoglądowe. Owszem, sugeruje równościowe rozwiązania, ale nie egzekwuje ich, utrwalając przy tym przekonanie o ich drugorzędnym znaczeniu.
[…]
Konserwatywna strona zbudowała atrakcyjny mit patrioty: powstanie warszawskie, Marsz Niepodległości. Co ma do zaproponowania lewica?
Praca w przeszłości jest łatwiejsza niż w teraźniejszości. Grupę rekonstrukcyjną jest łatwiej założyć niż konstrukcyjną. Nie chcę usprawiedliwiać lewicy, ale nie zapominajmy, że konserwatywna agenda jest w pewnym sensie prostsza, bo polega na powstrzymywaniu wysiłków lewicy. W sprawie gejów, gender, podatków czy tęczy na placu Zbawiciela prawica nic specjalnego wymyślać nie musi. Zakazywać lub znosić. Lewica w pewnym sensie jest nienaturalna, bo podważa zastany porządek. A to, co udaje jej się trwale zmienić, staje się dopiero z czasem naturalne.
W tym sensie żyjemy w świecie zbudowanym przez ruchy lewicowe. Wolność osobista czy prawo wyborcze nie były wprowadzone dzięki konserwatystom, tylko wbrew nim.
Samo pojęcie demokracji było jeszcze niewiele ponad sto lat temu synonimem lewicy i radykałów. Dziś to są ogólnie akceptowane kwestie, nawet dla najczarniejszej sotni. Tak jak za jakiś czas dla wszystkich, łącznie z politycznymi potomkami Korwin-Mikkego, staną się oczywiste związki partnerskie czy parytety w polityce.
Cały wywiad czytaj w tygodniku „Newsweek” z dn. 24 listopada 2014.