Wsparcie Wspieraj Wydawnictwo Wydawnictwo Dziennik Profil Zaloguj się

Przyszłość się kurczy. Po 26 latach reforma administracyjna wymaga przeglądu

Struktury projektowane w latach 90. mogą być nieprzystosowane do współczesnych potrzeb choćby w zakresie codziennej mobilności czy opieki zdrowotnej, a to wymaga pewnego przeformułowania myślenia, może współpracy ponadgminnej.

Brałam niedawno udział w debacie poświęconej polskim miastom przyszłości. Dyskusja poszybowała w stronę rozwiązań smart city, dronów zaopatrujących polskie miasta w różnego rodzaju dobra, usług elektronicznych i wszystkich tych rozwiązań, które się kojarzą z rozwojem technologicznym, wzrostem i – jednak, biorąc pod uwagę rzeczywistość wielu mniejszych ośrodków – futurystycznym filmem.

Biorący udział w dyskusji prezydent Sosnowca postanowił sprowadzić ją na właściwszy tor – nie miast przyszłości, tylko przyszłości miast. Mówił o depopulacji i o wyzwaniach związanych z zarządzaniem jednostkami samorządu, które się kurczą. Powiedział w pewnej chwili, że reforma administracyjna domaga się korekty od lat, nie ze względu na ambicje bycia miastem czy przynależenia do jakiegoś konkretnego powiatu albo województwa. Chodzi o codzienność.

Reforma administracyjna z perspektywy 2025 roku  

Reforma administracyjna ma ponad ćwierć wieku. W styczniu 1999 roku, po niemal ćwierćwieczu obowiązywania poprzedniego systemu opartego na podziale dwustopniowym: 49 województwach i gminach, narysowaliśmy sobie na nowo mapę kraju. Polska została podzielona na województwa, powiaty i gminy – w praktyce 16 województw, 308 powiatów i 65 miast na prawach powiatu oraz 2489 gmin, w tym 11 gmin m.st. Warszawy.

Była to zmiana o charakterze nie tylko administracyjnym, ale i symbolicznym – miała przenieść punkt ciężkości z centralizacji w stronę samorządności. Reforma administracyjna była zresztą częścią szerszego programu czterech reform rządu Buzka, którego cztery filary – oświata, emerytury, zdrowie i właśnie administracja – miały wspólnie nadać kontury państwa po transformacji.

Czytaj także Gitkiewicz: W Polsce transport publiczny nie działa Kaja Puto rozmawia z Olgą Gitkiewicz

W ramach reformy oświatowej wprowadzono gimnazja, reforma emerytalna stworzyła trzyfilarowy model zabezpieczenia: pierwszy oparty na Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, drugi na otwartych funduszach emerytalnych, a trzeci na indywidualnych i pracowniczych formach oszczędzania, takich jak IKE, IKZE i PPE. Reforma zdrowotna przyniosła nowy, mieszany system finansowania opieki medycznej, powołała kasy chorych i wprowadziła instytucję lekarza rodzinnego. Umożliwiła też tworzenie niepublicznych zakładów opieki zdrowotnej, tzw. NZOZ-ów, liberalizując system, który kilka lat później – w 2003 roku – został jeszcze raz skorygowany.

Gimnazja są pieśnią przeszłości, OFE w dużej części został przejęty przez ZUS, o kasach chorych mało kto już chyba pamięta, a reforma administracyjna od lat trzyma się bez korekt, choć już 26 lat temu budziła wątpliwości. Jasne, przyczyniła się do wzmocnienia samorządów i decentralizacji władzy, ale jej koszt społeczny i organizacyjny był wysoki.

Kontrowersje budził sposób wytyczania granic województw, który miał charakter polityczny, a nie funkcjonalny. Granice nowo tworzonych jednostek często nie pokrywały się z tymi historycznymi czy kulturowymi. Zwłaszcza w mniejszych miastach, które utraciły status stolic województw, jak Ciechanów, Sieradz, Piła czy Tarnobrzeg, dominowało poczucie marginalizacji. Pamiętam to z moich rodzinnych Skierniewic, które opłakiwały swoją utraconą wojewódzkość, a jeszcze mocniej chyba to, że włączono je do województwa łódzkiego – granica z mazowieckim przebiega jakieś dziesięć kilometrów od granic miasta. Warszawa jest dla Skierniewic od lat głównym rynkiem pracy, choć dokładnych statystyk brak, widać je za to codziennie na peronie pierwszym między godziną piątą a siódmą trzydzieści.

Koszt aparatu wzrasta (w wyludnionych miastach)

Co roku na mapie Polski pojawiają się nowe miasta i dokonują się korekty granic.

1 stycznia 2025 r. status miasta uzyskały trzy miejscowości w woj. lubelskim – Końskowola, Kurów, Wąwolnica, Kazanów (woj. mazowieckie), Kobylnica (woj. pomorskie), Sobków (woj. świętokrzyskie) oraz Zaniemyśl (woj. wielkopolskie). Rozporządzenie z lipca tego roku nadaje od 1 stycznia 2026 r. status miasta sześciu miejscowościom. To Janów Podlaski, Stanisławów, Małkinia Górna, Staroźreby, Branice i Janów. Do tego gmina wiejska Nowe Miasto Lubawskie w województwie warmińsko-mazurskim zmieni nazwę na Bratian, aby odróżnić ją od gminy miejskiej Nowe Miasto Lubawskie. Ta zmiana ma ograniczyć pomyłki adresowe, ale wynika też z potrzeby wyróżnienia się, a także, jak podkreślono we wniosku, „podniesienia poziomu atrakcyjności danej przestrzeni oraz osiągnięcia rozpoznawalności na tle innych samorządów”.

Słyszałam to w nieco zmienionej wersji w Wałbrzychu, w Żyrardowie, w Bytomiu, w Człuchowie: musimy się wymyślić na nowo. Musimy się wymyślić na nowo. Musimy.

GUS prognozuje, że w ciągu najbliższych trzech dekad nastąpi spadek ludności do ok. 32,9 mln – tyle nas będzie w 2060 r., a oznacza to zmniejszenie liczby ludności o 4,8 miliona, czyli niecałe 13 proc. Rządowa Rada Ludnościowa te szacunki potwierdza.

Wiele jednostek samorządu, zwłaszcza wiejskich i małych, traci mieszkańców, choćby dlatego, że osoby młode migrują do miast lub innych regionów w celach edukacyjnych i zawodowych. Sprawia to, że koszty utrzymania stałego aparatu administracyjnego (urzędy, infrastruktura) rozkładają się na coraz mniejszą liczbę mieszkańców, a jednostki z mniejszą bazą podatkową mają trudności w finansowaniu swoich ustawowych obowiązków.

Wprawdzie według raportów Najwyższej Izby Kontroli dochody własne gmin rosną, ale rosną również zaległości. W raporcie z 2024 roku NIK zaznacza, że kontrolowane gminy podejmują działania mające przeciwdziałać negatywnym tendencjom demograficznym (to m.in. rozbudowa infrastruktury oświatowej, przygotowanie terenów pod budownictwo wielorodzinne oraz wprowadzanie kart dużej rodziny i programów pomocowych dla rodzin), a jednak to nie działa, mieszkańców jest mniej i mniej.

Z kolei zwiększający się odsetek osób starszych generuje zupełnie nowe potrzeby – zwiększone w zakresie opieki społecznej, pomocy zdrowotnej, pomocy w miejscu zamieszkania. To sprawia trudność w małych, słabo zaludnionych gminach, a drenaż średnich i małych miast sprawia, że wiele z nich traci funkcje społeczno-gospodarcze. 

W Wałbrzychu, mieście, w którym polski rząd zgasił światło w latach 90. i nawet się nie zainteresował, czy ktoś tam jeszcze po tej transformacji został, liczba ludności spada systematycznie od roku 1992 – zmniejszyła się przez te lata o ponad 40 tysięcy.

Ale też to właśnie w Wałbrzychu jakieś dwa lata temu usłyszałam: „My się nie zamierzamy buntować przeciwko temu, że jesteśmy sypialnią. Możemy nią być – zielonym, spokojnym i dobrym miejscem do życia”.

Reformy, korekty, autobus na apkę

Z powodu starzenia się i kurczenia populacji oraz zmian osadniczo-gospodarczych dotychczasowy kształt jednostek samorządu terytorialnego w Polsce wymaga przeglądu, może korekt granic, może wypracowania sposobów współdzielenia usług, dostosowania finansowania. Struktury projektowane w latach 90. mogą być nieprzystosowane do współczesnych potrzeb choćby w zakresie codziennej mobilności czy opieki zdrowotnej, a to wymaga pewnego przeformułowania myślenia, może współpracy ponadgminnej.

Transport publiczny jest tu świetnym przykładem. W wielu jednostkach samorządu terytorialnego nie jest organizowany, a w tych, w których jest, zadania z nim związane są gdzieś tam upychane, przyporządkowywane losowo: niekiedy tworzy się jakieś stanowisko, czasem dokłada się ten zakres odpowiedzialności urzędnikom odpowiedzialnym za drogi, słyszałam również o mazurskiej gminie, w której organizacją transportu zajmowano się (z powodzeniem) w dziale księgowości. Niektóre jednostki podejmują próby organizowania wspólnych, ponadgminnych zakładów transportu albo ogłaszają wspólne przetargi, tyle że to wymaga nie tylko wiedzy z zakresu infrastruktury, ale i kompetencji miękkich. Niedawno jeden ze starostów mi się pożalił, że podjął próby rozmów o zorganizowaniu związku gmin, który wspólnie zarządzałby transportem, zebrał sporo głosów za i jeden przeciw – jeden z wójtów zaprotestował, bo nie lubi się z sąsiadem.

Wspomniany już Sosnowiec wprowadził kilka lat temu transport nocny na żądanie: bus nie ma stałego rozkładu jazdy, przewozi pasażerów na podstawie zgłoszeń potrzeby przejazdu za pomocą aplikacji lub telefonu. Początkowo miał to być pilotaż realizowany przez kilka miesięcy, ale że zainteresowanie było spore, kursy na żądanie pozostawiono.

Czytaj także Z biletem pokutnym z Katowic do Sławkowa. Jak działa śląsko-zagłębiowski ZTM? Olga Gitkiewicz

Sosnowiec jednak jest nie tylko miastem dużym, ale jest również częścią Górnośląsko-Zagłębiowskiej Metropolii. Metropolia pozwala na lepszą koordynację transportu, planowanie polityk mieszkaniowych i usług o zasięgu ponadgminnym, choć oczywiście metropolie nie są uniwersalnym rozwiązaniem i nie sprawdzą się wszędzie. Są jednak przykładem próby złapania tej zmiany, której podlegają polskie jednostki samorządu terytorialnego.

Transport również jest tu oczywiście jedynie przykładem, konieczność przeformułowania myślenia o jednostkach samorządu i „wymyślenia się na nowo” dotyczy wielu obszarów rzeczywistości, która zmienia się dużo szybciej niż pięćdziesiąt czy dwadzieścia lat temu.

Przykładem może być choćby suburbanizacja, która w wielu gminach była przez ostatnie lata receptą (bardzo często nieskuteczną) na depopulację, przyniosła chaos, rozproszenie zabudowy, degradację środowiska i zwiększone wydatki publiczne. Uporządkowanie rozlewania się miast i chaosu przestrzennego mogłoby pomóc zmniejszyć koszty związane z budową i utrzymaniem dróg, komunikacją, oświatą, opieką zdrowotną.

NIK od lat wskazuje na narastające problemy finansowe gmin i kłopoty z realizacją zadań zwłaszcza w małych jednostkach. Od 1 stycznia 2025 r. weszła wprawdzie w życie reforma finansowania samorządów (zresztą znowu jest dyskutowana, rząd właśnie zajmuje się projektem nowelizacji), która zakłada, że ich głównym źródłem dochodów są podatki, a nie subwencje z budżetu państwa, co pomoże ustabilizować dochody i lepiej planować potrzeby.  Samorządowcy zwracają jednak uwagę, że rzeczywiście własne źródła dochodów – podatki i opłaty lokalne – posiadają głównie gminy i miasta na prawach powiatu. To się sprowadza do prostej obserwacji: duże miasta wciąż są centrum wszystkiego, mniejsze ośrodki borykają z całą serią wyzwań. Nie wszystkim pomoże zyskanie praw miejskich czy prosta korekta granic.

Olga Gitkiewicz (1977) – dziennikarka i redaktorka, freelancerka. Absolwentka socjologii na UWr i Polskiej Szkoły Reportażu. Współpracuje z Instytutem Reportażu. Pisze o pracy („Nie hańbi”, reportaż nominowany do Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego za Reportaż Literacki 2017 i do Nagrody Literackiej „Nike” 2018) i o transporcie.

Tagi:

Komentarze

Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.

Zaloguj się, aby skomentować
0 komentarzy
Komentarze w treści
Zobacz wszystkie