Zapisz się na newsletter
Artykuły warte czytania i dające do myślenia mieszają się na naszych newsfeedach z memami i fake newsami. Łatwo się w tym szumie pogubić, a trudno czytać autorów i autorki, których nastawiony na maksymalizację zysku z reklam algorytm zamknął poza granicą naszej bańki informacyjnej. W „Przeglądzie tygodnia” proponuję zestaw tekstów, które z jakiegoś powodu szkoda byłoby przegapić.
Zostaw swój email, a w każdy piątek znajdziesz „Przegląd Tygodnia” w swojej skrzynce:
I. Dochód podstawowy – instrukcja obsługi
Z pewnością warto przeczytać wywiad z Maciejem Szlinderem, szefem Polskiej Sieci Dochodu Podstawowego. Szlinder wyjaśnia podstawowe założenia projektu wypłacania „pensji obywatelskiej” i odpowiada na najczęściej stawiane zarzuty: że to za drogie, że demoralizujące, że niesprawiedliwe. Nie wszystkie odpowiedzi są równie przekonujące, ale z tekstem warto się zapoznać – to dobre wprowadzenie do tematu. Na marginesie dodam, że niecierpliwie czekam na moment, kiedy krytycy dochodu podstawowego, oburzający się wizją niezwiązanego z pracą zarobku, zauważą, że właściciele kapitału już dzisiaj otrzymują dochód dokładnie tego rodzaju. Z drugiej strony fakt, że najbardziej radykalny projekt zmiany politycznej, który lewica jest dzisiaj w stanie postulować, polega na dosypaniu każdemu tysiąca złotych na konto, zdaje mi się smutnym symptomem urynkowienia stosunków społecznych. Jak gdyby było ono już tak daleko posunięte, że nasza wyobraźnia polityczna nie jest w stanie wykroczyć poza rynek.
czytaj także
II. Koniec postprawdy
W ostatnim tygodniu ukazały się dwa teksty krytyczne wobec modnej ostatnio koncepcji postprawdy. Filip Konopczyński w „Kulturze Liberalnej” twierdzi, że żadnej postprawdy „nie ma, nie było i nigdy nie będzie”, a to, co staramy się tym terminem opisać, to jedynie stara dobra propaganda. Konopczyński argumentuje, że dziś tradycyjne, jakościowe, dziennikarstwo przestało być rentowne, na rynku utrzymywane są więc tylko te tytuły, które służą stronom sporu politycznego do walki o władzę. Nic więc dziwnego, że propagandy zrobiło się dużo.
czytaj także
Z kolei Rafał Woś w „Gazecie Prawnej” ma dość „jęczenia na temat postprawdy”. Według Wosia termin ten to nic innego jak wytrych, służący liberalnym elitom do zrzucenia odpowiedzialności za ostatnie polityczne porażki na głupi lud, który emocjonuje się fake newsami, zamiast posłusznie słuchać merytorycznego głosu ekspertów. Oba teksty trzeba docenić, bo autorzy starają się łapać w nich analityczny dystans, jednak mam wrażenie, że wciąż brakuje nam porządnego przegryzienia się przez ten temat. (A może coś przeoczyłem? Przy okazji przypominam, że moja skrzynka: [email protected] jest otwarta na propozycje wartych polecenia tekstów).
III. Dlaczego wierzymy w bzdury?
Skoro wciąż brakuje nam dobrej politycznej analizy postprawdy, uporządkować myśli może Elizabeth Kolbert, która w „New Yorkerze” zrobiła przegląd badań z zakresu psychologii poznawczej, dających wgląd w to, jak ludzie wyrabiają sobie poglądy. Tekst nie jest zbyt optymistyczny, tysiące badań wskazują bowiem, że ludzie nie są racjonalni w potocznym sensie tego słowa. Trzymają się raz uformowanych przekonań nawet wtedy, gdy dowiadują się, że fakty, na podstawie których wyrobili sobie zdanie, były fałszywe. Mają silną tendencję do preferowania informacji, które potwierdzają ich oczekiwania, oraz do ignorowania wiadomości, które im przeczą. Gdy są konfrontowani z faktami sprzecznymi z ich przekonaniami, nie tylko tych przekonań nie zmieniają, ale jeszcze się w nich upewniają. Wygląda na to, że nasze neurologiczne wyposażenie po prostu nie sprzyja samodzielnemu i krytycznemu myśleniu – ponoć jest to cena, którą nasz gatunek płaci za umiejętność współpracy w dużej grupie. Dobrze, że tego rodzaju badania są popularyzowane. Bardzo brakuje dzisiaj wiedzy o tym, jak przekonywać nieprzekonanych i trafiać z merytorycznym przekazem poza zasięg własnej bańki informacyjnej. To zresztą ciekawe, że dziś sztuki perswazji uczą się już tylko profesjonalni przekonywacze pracujący w marketingu i public relations, podczas gdy jeszcze do XIX wieku retoryka była w Europie jednym z filarów wykształcenia.
IV. Powolna apokalipsa
A na koniec przeglądu polecam ładny esej o końcu świata. Laurie Penny w „The Slow Confiscation of Everything” („Powolna konfiskata wszystkiego”) pisze o współczesnych wizjach apokalipsy. Według Penny przez dekady Zimnej Wojny nauczyliśmy się myśleć o globalnych kataklizmach w kategoriach zero-jedynkowych: albo bomba wybuchnie, albo nie. Sposób ten, czerpiący swoją siłę oddziaływania z wiekowego lęku przed sądem ostatecznym, nie przystaje jednak do wyzwań, które przyniesie globalne ocieplenie. Efekty zmian klimatycznych będą bowiem rozproszone, dotkną różne regiony i grupy ludzi w różnym stopniu i będą miały raczej formę nieskończonej liczby lokalnych katastrof niż jednej globalnej hekatomby. Penny twierdzi więc, że aby powstrzymać nadchodzącą apokalipsę, musimy odrzucić tradycyjne apokaliptyczne myślenie i postawić na nowego rodzaju solidarność. Zauważa też, że już dziś są tacy, którzy wiedzą, że globalne ocieplenie nie dotknie wszystkich w takim samym stopniu, i opisuje amerykańskich multimilionerów, którzy w ostatnich latach inwestują w przygotowanie ewakuacji dla swoich najbliższych na wypadek poważniejszego kryzysu państwa.
V. KrytykaPolityczna.pl
Najczęściej czytane teksty tygodnia
1.
czytaj także
2.
czytaj także
3.
czytaj także
4.
PiS nie wstał z kolan, tylko położył się krzyżem. Przed Rydzykiem
czytaj także
5.
Majmurek: „Klątwa” odpowiada na Polskę klaustrofobiczną i duszącą
czytaj także