Ani ZL, ani Razem nie mają swoim wyborcom wiele do zaproponowania w kwestii polityki zagranicznej.
25 października wyborca lewicowy pierwszy raz od dawna będzie mógł głosować na „większe dobro” – pisał ostatnio Sławomir Sierakowski. Może i tak, ale pod warunkiem, że nie bardzo interesuje go to, co dzieje się poza granicami Polski. Ani Zjednoczona Lewica, ani Razem nie mają – przynajmniej w swoich programach wyborczych – wiele do zaproponowania w polityce zagranicznej.
Wytykanie więzień CIA jest już nudne, a poparcie Jerzego Wenderlicha dla TTIP faktycznie może o niczym specjalnym nie świadczyć. Ale co z poważniejszymi problemami współczesnej polityki zagranicznej? Tu stanowiska polskiej lewicy są albo niepewne, niekonkretne i absurdalne, albo nie ma ich wcale.
Russia first
Na programy wyborcze polskich partii lewicowych w niewielki sposób wpłynęły m.in. toczący się od półtora roku konflikt zbrojny na Ukrainie, ostatnie zaangażowanie Rosji w Syrii, wyzwania związane z Państwem Islamskim ani też coraz większa destabilizacja Bliskiego Wschodu.
W programie Zjednoczonej Lewicy polityka zagraniczna pojawia się na ostatniej stronie. Konkretów nie ma zbyt wielu.
Są za to ogólnie słuszne hasła o budowie federacji europejskiej, regulacji rynków, współpracy z sąsiadami i rozsądnej polityce wobec imigrantów.
Jeśli chodzi o Europę Wschodnią, to zawiera się ona w punkcie o współpracy z sąsiadami: „Dążenie do stabilizacji i pozytywnego rozwoju stosunków z Federacją Rosyjską (zwłaszcza w wymiarze społecznym i ekonomicznym), wsparcie dla rozwoju Ukrainy, współpraca sąsiedzka z Białorusią”. Nie jest jasne, jak w praktyce miałoby wyglądać jednoczesne stabilizowanie relacji z Rosją i wspieranie Ukrainy. Sugerując się tonem większości wypowiedzi członków Sojuszu Lewicy Demokratycznej i Twojego Ruchu od chwili rozpoczęcia ukraińskiego kryzysu, należy spodziewać się raczej utrzymanie starego kursu: ograniczonego zaufania dla Rosji i sporej nieufności dla Ukrainy.
W programie wyborczym ZL pada też stwierdzenie, że Polska powinna pełnić rolę „mostu między Wschodem a Zachodem”. Co może jest ładnie brzmiącym i chwytliwym hasłem, ale to raczej myślenie życzeniowe. Już dawno minęły czasy, w których Polska była łącznikiem w kontaktach między Europą Środkową, Wschodnią i Zachodnią. Dzisiaj i Rosja, i Europa Wschodnia świetnie nauczyły się współpracować z Zachodem bez pośredników. Nie przez przypadek rozmowy w sprawie Ukrainy toczą się bez udziału Polski.
Ponadto niepokój budzą lewicowe głosy padające w sprawie Bliskiego Wschodu. Wśród kandydatów Zjednoczonej Lewicy pojawiają się głosy, że krwawy syryjski dyktator Baszar al-Asad jest „mniejszym złem”, które trzeba popierać. A wraz z nim rosyjskie zaangażowanie, mające niewiele wspólnego z walką z Państwem Islamskim.
Inna polityka zagraniczna nie jest możliwa
Jeśli jednak propozycje w obszarze polityki zagranicznej Zjednoczonej Lewicy są albo absurdalne, albo zbyt ogólnikowe, to w przypadku Razem nie ma ich praktycznie wcale.
W dziewięciopunktowym programie partii polityka zagraniczna nie pojawia się ani raz.
Pojedyncze głosy i stanowiska partii w sprawie wydarzeń na świecie są sporadycznie publikowane na stronie internetowej i wypowiadane w mediach. Nie są one jednak wystarczające do odtworzenia spójnej wizji koncepcji polityki zagranicznej partii Razem.
W sprawie konfliktu na Ukrainie partia zajęła stanowisko w czerwcu: „Opowiadamy się przeciwko łamaniu praw człowieka. Z tych powodów potępiamy wszelkie formy polityki mocarstwowej, której najnowszym przykładem jest agresja nacjonalistycznego reżimu Władimira Putina na Ukrainę”. Partia Razem wyrażała też swój sceptycyzm do polityki prowadzonej przez ukraińskie władze, zaznaczając jednak, że „nikt nie ma prawa podważać woli Ukraińców i Ukrainek, wyrażonej w demokratycznych wyborach”.
W opublikowanym w sierpniu stanowisku Razem poparła Kurdów walczących z Państwem Islamskim, a jednocześnie wyraziła stanowczy sprzeciw wobec działań władz tureckich. Od tego czasu partia nie zabierała już głosu w sprawie wydarzeń na Bliskim Wschodzie.
Jak Razem wyobraża sobie współczesną polską polityką zagraniczną? Można tylko zgadywać.
Lewicowa polityka prowincjonalna
To nie jest sytuacja nowa ani szczególnie zaskakująca, wydarzenia na świecie dawno zniknęły z pola zainteresowań lewicy. Zastanawiające jest, że tej tendencji nie zmieniła rosnąca w zastraszającym tempie ilość wyzwań, z którymi musi mierzyć się dziś Zachód i społeczność międzynarodowa.
To interesujący paradoks, że można nieustannie nawoływać do ponadnarodowych rozwiązań globalnych problemów, jednocześnie niespecjalnie interesując się tym, co dzieje się poza polskim podwórkiem.
Odpowiadanie za każdym razem, że trzeba „dać pracować dyplomacji” może i miałoby rację bytu, ale najpierw należałoby wiedzieć, co ta dyplomacja ma osiągnąć i w jaki sposób ma to zrobić. A do tego potrzebne jest solidne przygotowanie, dobre kadry i nieustające zainteresowanie problematyką spraw międzynarodowych.
Bo to właśnie przez lekceważenie, powierzchowną wiedzą i brak zrozumienia zagranicznych partnerów dyplomacja zawodzi najczęściej.
**Dziennik Opinii nr 290/2015 (1074)