Do Warszawy przeprowadziłam się niedawno i nigdy nie planowałam zostać aktywistką. Na co dzień sprzątam w prywatnych domach i robię zdjęcia. Byłam z tych, którzy unikają radykalizmów. W grudniu po raz pierwszy usiadłam na ulicy i skorzystałam z mojego prawa do obywatelskiego nieposłuszeństwa i z prawa do protestu.
Na początku kwietnia Ostatnie Pokolenie ogłosiło, że w pierwszych dniach maja, w ogniu kampanii prezydenckiej, ponownie wyjdzie na ulice i będzie blokować mosty. Do tej pory na blokady zapisało się ponad 120 osób. Nasz cel to minimum 150.
Ponad 120 osób z różnych środowisk, w różnym wieku i z różnym bagażem życiowych doświadczeń decyduje się narażać się na przemoc ze strony kierowców, przechodniów i niejednokrotnie także policji, wystawić się na publiczny osąd i hejterskie komentarze. Dlaczego?
Pierwszy rok Ostatniego Pokolenia: gdy elity prą do rzezi, nasz opór będzie wzrastać
czytaj także
Rzeczywistość świata w dużej mierze zależy teraz od niestabilnego, zapewne narcystycznego biznesmena, czerpiącego z faszystowskich wzorów Donalda Trumpa i od zaprzyjaźnionych z nim miliarderów. Fasady liberalnej demokracji upadają, narracja wokół nas brunatnieje. Rodzimi politycy wolą napełniać kieszenie deweloperów i bogatych przedsiębiorców niż zająć się na przykład stratami rolników spowodowanymi suszą czy gwałtownym wzrostem zgonów z powodu upału, szczególnie wśród osób 60+.
Fale upałów w latach 2010-2019 spowodowały w Polsce śmierć około 6 tys. osób. Podczas każdej ogólnopolskiej fali gorąca w 10 największych miastach Polski umierają średnio o 153 osoby w wieku 60+ więcej, niż gdyby fala upału nie wystąpiła.
To tylko jeden przykład z wielu. Kryzys klimatyczny zabija i będzie zabijać – przede wszystkim ludzi biednych czy fizycznie słabszych. Już wiemy, że ludzi żyjących dzisiaj czekają wojny o wodę i żywność. Zobaczą migracje z krajów globalnego południa w skali, jakiej jeszcze nie doświadczyliśmy.
Skoro więc świat, jaki wszyscy znamy, i tak za chwilę się zawali, skoro i tak katastrofa klimatyczna najmocniej uderzy właśnie nas, zwykłych ludzi, skoro nie mamy żadnego wpływu na wielką machinę władzy – to właściwie po co walczyć, po co się narażać, po co się spalać? Czy nie lepiej wykorzystać majówkę, złapać tani lot do jakiejś miłej europejskiej stolicy i jeszcze coś przyjemnego z tej przyszłości dla siebie wyciągnąć?
Tak właśnie myślałam jeszcze w ubiegłym roku, mając 28 lat. Nie urodziłam się w Warszawie; pochodzę z malutkiej miejscowości w południowo-zachodniej Polsce. Do Warszawy przeprowadziłam się niedawno i nigdy nie planowałam zostać aktywistką. Rewolucja była mi obca.
„Metod Ostatniego Pokolenia nie popieram, ale…” Trzy porady dla osób publicznych
czytaj także
Na co dzień sprzątam w prywatnych domach i robię zdjęcia. Idea strajku, oporu, obywatelskiego nieposłuszeństwa była mi zupełnie obca. Byłam raczej z tych, którzy unikają radykalizmów. Uważałam, że lepiej rozmawiać i tłumaczyć, a zmiany, również te społeczne, to żmudny proces ewolucji.
Kiedy pierwszy raz usłyszałam o akcji Ostatniego Pokolenia, o oblaniu farbą warszawskiej syrenki przez dwie działaczki, pomyślałam tak, jak w popularnym memie: a na co to komu? Straszenie na mnie nie działa. Wizja wyobrażonych, przyszłych śmierci z głodu i pragnienia nie przekonuje mnie na tyle, żeby poświęcić swoją dzisiejszą wygodę. A jednak… Akcja z syrenką miała miejsce w marcu, w lipcu dołączyłam do ruchu, a w grudniu po raz pierwszy usiadłam na ulicy i skorzystałam z mojego prawa do obywatelskiego nieposłuszeństwa i z prawa do protestu.
Co się zmieniło? Co mnie przekonało?
Ostatnie Pokolenie: To, co robimy, jest demokratyczną polityką [rozmowa]
czytaj także
Dołączyłam do Ostatniego Pokolenia i wzięłam udział w blokadach dróg po to, żeby nie być tylko trybikiem w posłusznej machinie władzy. Żeby w wizji katastrofy klimatycznej i beznadziei znaleźć mój własny punkt emancypacji, gdzie mogę okazać swoją sprawczość. Ulica stała się dla mnie przestrzenią, gdzie wreszcie mogę się nie podporządkować. Gdzie, nie używając przemocy, mogę stanąć do otwartej konfrontacji i chociaż na chwilę powiedzieć „stop”.
Wbrew katastroficznym wizjom postanowiłam użyć mojego prawa do protestu nie tylko jako gestu wobec rządzących, ale zrobić to dla samej siebie. Pokazać sobie, a także innym, że jest miejsce na mówienie „nie”. Nie w prywatnej, domowej przestrzeni, ale w tej wspólnej, publicznej.
Usiadłam na ulicy, bo jako społeczeństwo potrzebujemy oporu, potrzebujemy miejsca na niezgodę i sprzeciw wobec rządu. Każdy przejaw buntu wobec niesprawiedliwości i skostniałych struktur władzy ma moim zdaniem sens. Żyjemy w kraju, gdzie fundamentalistyczny, faszystowski, prorosyjski kandydat na prezydenta ma nawet 15 proc. poparcia, jego narracja opiera się głównie na mówieniu o rozbiciu układu, a lwią część jego wyborców stanowią ludzie bardzo młodzi. Dlatego tym bardziej potrzebujemy przeciwwagi. Musimy móc pokazać, że polityka nie działa, a politycy mają wyborców gdzieś – i właśnie dlatego naszym obowiązkiem jest bunt i opór.
Ostatnie Pokolenie: Gdy widzicie dłoń przyklejoną do asfaltu, pamiętajcie, że drugą wyciągamy do was
czytaj także
W maju Ostatnie Pokolenie usiądzie na warszawskich mostach. Możesz do nas dołączyć. Historia protestów to nie tylko historia kolektywnych sprzeciwów, to też jednostkowe, osobiste, często niejednoznaczne powody do tego, żeby zrzucić z siebie poczucie bezsilności. Usiądź z nami.
Anna Maksymiuk – fotografka i działaczka społeczna, związana z Ostatnim Pokoleniem od lipca 2024 roku. Studiowała psychologię na Uniwersytecie Wrocławskim.