Rząd przyjął właśnie nowe zadania w polityce nowotworowej.
Przyzwyczailiśmy się już, że nie ma specjalnej nadziei na poprawę sytuacji w ochronie zdrowia. Znamy wszystkie zastrzeżenia dotyczące właściwie każdego aspektu jej funkcjonowania. Ewentualnym wyjątkiem mogą być kwestie ściśle medyczne – bo lekarze nie są winni zaniedbaniom ekonomicznym, prawnym i administracyjnym, które utrudniają życie pacjentom. Nie od lekarzy przecież zależą limity, kolejki, ograniczenia w przyjęciach do szpitala oraz inne, często równie dramatyczne, co absurdalne niedostatki systemu opieki medycznej.
Problemy w ochronie zdrowia są odbiciem bardziej ogólnych zjawisk politycznych. Nie trzeba daleko szukać: atomizacja relacji i komercjalizacja potrzeb społecznych, niski poziom zaufania do instytucji, poczucie anonimowości i osamotnienia dotyczą w takim samym stopniu ochrony zdrowia, jak wymiaru sprawiedliwości.
Wszystko to jest mało optymistyczne – nie przeoczmy jednak momentu, który jeśli nie oznacza zmian na lepsze, to przynajmniej je zwiastuje. Mówię o tym, co od kilku tygodni dzieje się w polskiej onkologii.
W drugiej połowie kwietnia rząd uchwalił harmonogram zadań kolejnej edycji „Narodowego programu zwalczania chorób nowotworowych”. Nie byłoby w tym niczego zaskakującego, bo podobne decyzje podejmowane są regularnie od wielu lat, gdyby nie charakter proponowanych zmian.
NPZChN to kluczowy dokument dla wszystkich pacjentów onkologicznych. Określa standardy i formułę leczenia onkologicznego. Wyznacza również wieloletnią strategię rozwoju polskiej onkologii. Niestety, w praktyce pozostaje dokumentem zrozumiałym jedynie dla garstki specjalistów, i to niekoniecznie lekarzy. Warto by wreszcie „przetłumaczyć” NPZChN na bardziej przystępny język, nie to jest jednak teraz najważniejsze.
Pięć podstawowych celów Programu, uchwalonych w 2005 roku, to zahamowanie ogólnego wzrostu zachorowań na nowotwory złośliwe, osiągnięcie europejskiego standardu w zakresie wczesnego diagnozowania chorób onkologicznych, osiągnięcie europejskiego poziomu skuteczności leczenia nowotworów złośliwych, ciągłe rozwijanie i stosowanie w praktyce najnowszej wiedzy o przyczynach powstawaniach nowotworów i wreszcie – stworzenie ogólnopolskiego systemu monitorowania leczenia onkologicznego. Te pięć celów ma charakter strategiczny i systemowy. Pacjenci nie mogą się z nimi bezpośrednio zidentyfikować. Pozostają w ich szpitalnym życiu jedynie kolejnym urzędniczym zapisem. Dlatego tak kluczowe są właśnie ustalone, bardziej konkretne zadania i realne zmiany, które się z nimi wiążą.
Ich wspólnym mianownikiem jest uspołecznienie. Opieka psychoonkologiczna, z którą w Polsce wciąż jest bardzo kiepsko, zostanie dookreślona specjalnym programem, który przede wszystkim zwiększy jej dostępność. Ten dotychczas marginalizowany aspekt leczenia onkologicznego, który w praktyce okazuje się kluczowy dla niemal każdego pacjenta, został wreszcie zauważony i uzyska systemowe wsparcie.
Kolejną sprawą jest utworzenie punktów informacyjnych, których zadaniem, jak czytamy w komunikacie Kancelarii Premiera, będzie „zapewnienie kompleksowej opieki pacjentowi, który często nie ma pełnej wiedzy o sposobie leczenia choroby nowotworowej i jego skutkach ubocznych, a także sposobach podniesienia jakości życia swojego oraz rodziny w trakcie choroby”. Oznacza to, że osoby odpowiedzialne za kształt ochrony zdrowia w Polsce wreszcie – chociaż z dużym opóźnieniem – zrozumiały, że leczenie onkologiczne nie jest jedynie kwestią technologii medycznych i najnowszych procedur terapeutycznych, ale stanowi ogromne wyzwanie organizacyjne dla pacjentów i ich bliskich. Wczesna, kompetentna i cierpliwa informacja wyjaśniająca i porządkująca proces leczenia onkologicznego zredukuje przynajmniej część stresu i wątpliwości, z którymi dotychczas każdy pacjent musiał radzić sobie sam.
Ostatnim zadaniem na lata 2013–2015 jest modyfikacja programów profilaktycznych. Dotychczas były dostępne dla tych pacjentów, którzy korzystali z podstawowej opieki zdrowotnej (POZ) oraz mieli dostęp do mediów elektronicznych. Ten sposób promocji profilaktyki pomijał bardzo istotną grupę wykluczonych – na przykład osób ubogich i niemających dostępu do mediów, nielegalnych imigrantów czy bezdomnych. W najbliższych latach programy profilaktyczne, a więc nierzadko szansa na uratowanie własnego życia, staną się naprawdę powszechne – i przez to o wiele bardziej skuteczne. Na tym etapie nie wiadomo jeszcze, a to kluczowa sprawa, w jaki sposób będzie zwiększany poziom partycypacji osób wykluczonych profilaktyce antynowotworowej. Jednak sam fakt, że taki problem w ogóle się pojawił, świadczy o istotnej politycznie zmianie nie tylko w ramach NPZChN, ale i w w całej polskiej ochronie zdrowia. Dotychczas brakowało nawet deklaracji, nie mówiąc już o żadnych konkretnych działaniach w tej sprawie.
Przeglądając cele i zadania Programu jestem coraz mniej ostrożnym optymistą. Dotychczas dominowały w nim inwestycje w technologię medyczną stosowaną w leczeniu i diagnostyce chorób onkologicznych. Można było odnieść wrażenie, że choroba onkologiczna jest przede wszystkim „problemem technologicznym”, a nie ważną kwestią społeczną.
Najnowsze formy diagnostyki i terapii są oczywiście ogromnie ważne, ale nie tylko one wpływają na jakoś leczenia i życia w chorobie. Można powiedzieć: wreszcie ktoś te pozamedyczne kwestie zauważył i docenił.
Uspołecznienie onkologii będzie w praktyce oznaczać również większe otwarcie na problemy pacjentów. Umożliwi też w nieodległej perspektywie lepszą współpracę z fundacjami i stowarzyszeniami. Politykę nowotworową w Polsce, i to nie tylko w ramach NPZChN, nareszcie zaczynają kształtować ludzie, którzy, jak choćby profesor Jacek Jassem, oprócz kompetencji i niekwestionowanego autorytetu medycznego mają również wyobraźnię i wrażliwość społeczną. Onkologia powoli staje się „wspólną sprawą” i ważnym cywilizacyjnym wyzwaniem. Trudno wyobrazić sobie dzisiaj lepszą wiadomość dla wszystkich pacjentów.