Ryszard Petru jawi się niczym Jan Szyszko ekonomii politycznej: z niewzruszoną pewnością siebie głosi jako prawdy objawione idee, które cywilizowany świat mniej więcej dekadę temu uznał za szkodliwe skamieliny intelektualne.
Bardzo cenię Joannę Scheuring-Wielgus – za obronę praw i godności osób z niepełnosprawnościami i ich opiekunów, za heroiczny opór wobec i faszyzmu, i zwykłego chamstwa w polskim Sejmie, za pryncypialne stanowisko w kwestii praw kobiet i świeckości państwa. Tym bardziej jest mi przykro, że może najznakomitsza z posłanek tej kadencji została twarzą tak koszmarnego spektaklu, jak ogłoszenie programu partii Teraz!.
Program ogłoszono podczas konwencji programowej Teraz!, która odbyła się w niedzielę 9 grudnia w Warszawie.
Scheuring-Wielgus: Byliśmy amatorami w polityce i popełnialiśmy szkolne błędy
czytaj także
Są słuszne sprawy, których jej współzałożycielka wiarygodnie w swym wystąpieniu broniła: świeckie państwo, którego przejawem ma być wyprowadzenie religii ze szkół, konsekwentne ściganie przestępstw seksualnych dokonywanych przez księży, treści nauczania oparte na nauce i wreszcie prawodawstwo odpowiadające woli obywateli, a nie kościelnych hierarchów i fanatyków religijnych.
Wszystko pięknie, ale do walki o te wszystkie sprawy trzeba pozyskiwać sojuszników w ruchach społecznych i środowiskach politycznych, zwłaszcza tych o lewicowej orientacji – będzie trudno, jeśli świeckość sklejona będzie z radykalnie rynkowym pakietem. Tym bardziej, że pozyskać dla tych postulatów trzeba będzie nie kilka, ale kilkadziesiąt procent poparcia opinii publicznej. Trudno w takiej sytuacji o bardziej szkodliwy ruch niż powiązanie liberalnej idei świeckości z darwinizmem społecznym i demontażem – choćby mocno niedoskonałych – rozwiązań solidarnościowych.
Wszystkie podniosłe frazy Scheuring-Wielgus trzeba czytać w kontekście późniejszej opowieści Ryszarda Petru o tym, jak jest, a jak być powinno. Bez tego nie zrozumiemy, co w praktyce znaczyć mają słowa posłanki o „pomocy najbardziej potrzebującym”, o tym, że „zdrowy i młody i tak sobie poradzi”, że Polacy zasługują na „dobre i godne warunki życia, a nie jałmużnę”, wreszcie – o „edukacji, przemyślanej, stawiającej w centrum młodego człowieka, wydobywającej i wspierającej jego talenty i pasje, ale dbającej również o nauczyciela”. Dodajmy jeszcze ochronę środowiska i zapobieganie katastrofie ekologicznej – hasła dziś ważne, ale w ramach programu Teraz! wyjątkowo niewiarygodne.
Bo co zapowiada Ryszard Petru? Wejście do strefy euro, likwidację KRUS i przywilejów górniczych (a także odejście od węgla jako głównego źródła energii), obniżkę wszystkich podatków, z VAT-em włącznie, obniżkę stawki ZUS dla najmniejszych przedsiębiorstw, ulgę budowlaną na mieszkania budowane pod wynajem i – to, jak rozumiem, ma być „społeczny” aspekt rozwiązania – dopłaty z budżetu do ich wynajmu dla najuboższych.
Lider Teraz! zapowiada również, że zlikwiduje „daninę solidarnościową, podatek bankowy, opłatę recyklingową, opłatę za deszcz, opłatę mocową”. Kolejki do lekarza (i niskie płace pielęgniarek i rezydentów!) zlikwiduje wprowadzając sektor prywatny do służby zdrowia, Kartę nauczyciela „napisze na nowo”, zniesie abonament RTV, co by „misję” realizowały stacje prywatne, sprywatyzuje państwowe spółki. Na tym tle zniesienie zakazu handlu w niedzielę to właściwie ozdobnik.
O ile akces do euro – z przyczyn politycznych – jest kwestią, o której w przyszłości będziemy musieli poważnie dyskutować, o tyle cała reszta pomysłów to muzealne idee peryferyjnego kapitalizmu lat 90. Petru jawi się niczym Jan Szyszko ekonomii politycznej: z niewzruszoną pewnością siebie głosi jako prawdy objawione idee, które cywilizowany świat mniej więcej dekadę temu uznał za szkodliwe skamieliny intelektualne. Lider Teraz! najwyraźniej bowiem wierzy w krzywą Laffera: obniżenie bądź likwidacja danin publicznych nie tylko cudownie przyspieszą wzrost PKB, ale także nie spowodują utraty wpływów do budżetu państwa. Wierzy również w moc wielkomiejskiej dystynkcji – ciemny chłop i górnik palący opony jako główni sprawcy Zła to figura dobrze osadzona w liberalnym imaginarium.
czytaj także
Choć za „katastrofę ekologiczną” w Polsce dużo bardziej niż kilkadziesiąt tysięcy górników odpowiada brak dobrego transportu publicznego w miastach, ubóstwo energetyczne i przede wszystkim wielkie koncerny blokujące zmianę miksu energetycznego – górnośląski związkowiec jako winowajca smogu na pewno się przyda w retorycznych bojach o kilka procent głosów.
O przełożeniu prywatyzacji usług publicznych – w tym wypadku oświaty i służby zdrowia – na ich jakość i dostępność zapisano już tony papieru i terabajty danych. Przykład amerykański dobitnie pokazuje, że wycofywanie się sektora publicznego z ochrony zdrowia nie tylko zwiększa koszty całego systemu, ale też prowadzi do rażących nierówności – o ile wzrost wydatków publicznych daje się teoretycznie zatrzymać, o tyle resztę pokrywana jest po prostu z prywatnych kieszeni. O warunkach pracy i zarobkach pielęgniarek w niepublicznych ZOZ lepiej nawet nie wspominać. Podobnie jest ze szkołą: przy tych samych nakładach, likwidacja Karty nauczyciela przyniesie po prostu dalszą prekaryzację zawodu nauczycielskiego i dalsze zróżnicowanie jakości oferty edukacyjnej – i w ochronie zdrowia, i w oświacie więcej sektora prywatnego to po prostu większe nierówności w dostępie do usług, uzależnione od indywidualnych możliwości finansowych. Czytaj: pogłębienie patologii obecnych.
czytaj także
Jeszcze śmieszniej zapowiada się program mieszkaniowy. Już dziś mamy do czynienia z patologicznymi rozmiarami marż deweloperskich, rynkiem spekulacyjnym i przytłaczającym obciążeniem obywateli kosztami kredytów hipotecznych. Problemy te Petru chce rozwiązać dodatkowym transferem (ulga) do deweloperskich kieszeni, uzupełnionym dopłatą z budżetu do kosztów wynajmu dla uboższych obywateli – co oczywiście pozwoli utrzymać koszty czynszu na odpowiednio wyższym poziomie, jeszcze bardziej powiększając marżę.
Z czego Petru zamierza te wszystkie cuda sfinansować, nietrudno się domyślić. „Porządkowanie niedoboru w kasie po rządach PiS” oznacza przede wszystkim przerzucanie finansowania usług publicznych na obywateli (oszczędności w budżecie!), bo już wiara we wzrost wpływów przez obniżenie stawek i likwidację części danin ma cechy myślenia magicznego. Taki manewr udaje się tylko wówczas, gdy mamy do czynienia z wielką szarą strefą i wysokimi na wejściu stawkami podatków, które się gwałtownie obniża – wówczas część przedsiębiorców wychodzi z szarej strefy i wpływy do budżetu mogą nawet wzrosnąć. Tyle że to nie jest sytuacja współczesnej Polski. Mamy wprawdzie wysoki VAT, ale ten – stawiam dolary przeciw orzechom – byłby zawsze obniżany na końcu; poza tym pole manewru jest raczej niewielkie.
czytaj także
Obniżenie składki ZUS dla najmniejszych przedsiębiorców musiałoby z kolei pociągnąć za sobą progresję dla tych dużych i mechanizmy wyrównawcze tak, aby nie zarżnąć Funduszu Ubezpieczeń Społecznych i nie skazać mikroprzedsiębiorców na głodowe świadczenia – takie pomysły nie wydają się jednak mieścić w filozofii gospodarczej Pierwszego Eksperta Ekonomicznego RP.
Szkodliwość całego projektu pogłębia fakt, że zapowiedzi „korekty” 500+ zmobilizują na powrót wyborców PiS – na miejscu rządowych tub puszczałbym słowa Petru o pieniądzach „tylko dla aktywnych, tych, którzy potrzebują” przy każdej możliwej okazji. Opozycja miała zneutralizować temat, zapewnić beneficjentów świadczeń, że z prawami nabytymi się nie dyskutuje, że 500 złotych się należy i nikt ich nie zabierze – a nawet doda, np. samotnym matkom – niestety Ryszard Petru nie skorzystał z okazji, żeby chociaż w tej sprawie siedzieć cicho. Hasło, że partia z takim programem mogłaby „współrządzić Polską po wyborach w 2019 roku” to również najlepszy odstraszacz wyborców na wsi i w małych miastach od głosowania na PSL, a tym bardziej na ewentualną KO z PSL-em w środku.
Nowoczesna rozkręca karuzelę, na której wszyscy się już porzygali
czytaj także
Program gospodarczy Teraz! miałby potencjał nawet i na dwucyfrowy wynik, szczęściem większość radykalnych rynkowców to również konserwatyści obyczajowi i nacjonaliści, do tego wielu uważa Ryszarda Petru za agenta wiadomych sił, a on sam przez trzy lata stracił bardzo wiele ze swego uroku. Może wprawdzie liczyć na dobre zaplecze finansowe w biznesie – jego pomysły wyraźnie służą grupom bardzo zamożnym – ale i tak jego projekt wydaje się raczej dźwignią negocjacyjną do nacisku na KO niż faktycznym pomysłem na własną partię. Tym bardziej, że dyskurs tak jawnie wolnorynkowy i indywidualistyczny nie jest dziś na fali. Z kolei ruchy obywatelskie i lokalni działacze społeczni zyskali też w ostatnich latach wiele samoświadomości – hasła Polski aktywnych obywateli raczej nie wystarczą, jeśli ich najważniejszą twarzą będzie człowiek kojarzony przede wszystkim z gafami, kredytami frankowymi i wyjazdem na Maderę, a sednem programu będzie prywatyzacja wszystkiego. Weźmy też pod uwagę, że akurat na partię Petru i Scheuring-Wielgus wyjątkowo silnie podziała żelazny uścisk polaryzacji i związanego z nią moralnego szantażu („kto nie skacze, ten za PiS”).
czytaj także
Jest wszakże pewna grupa elektoratu, u której przekaz Petru uderzy w czułe struny: ci, którzy już korzystają z prywatnych usług (szkoły, przychodnie, kliniki…) i sfrustrowani są faktem, że muszą jeszcze dopłacać do usług publicznych. To bynajmniej nie tylko finansowa elita – opowieść o anachronicznej, autorytarnej szkole i służbie zdrowia jako „worku bez dna” porusza także tych średniaków, którzy kosztem wielkiego wysiłku próbują dostać się szybciej do specjalisty poza NFZ czy zapewnić dzieciom naukę bez XIX-wiecznych ideologii. O właśnie ich serca trzeba będzie stoczyć bój przekonując, że receptą na lepsze, przyjazne i skuteczne państwo nie jest jego demontaż. Powstanie partii Teraz! to świetna okazja, by siły polityczne na lewo od KO mogły się wreszcie programowo samookreślić.