Od roku o smogu nie mówimy – ale nie zniknął on wraz z pojawieniem się COVID-19. W latach 2018–2020 temat smogu był obecny w wiadomościach i świadomość społeczeństwa wzrosła. Ale wraz z nadejściem pandemii temat ten – razem z wieloma innymi – zniknął z mediów i chętnie o nim zapominamy.
Wszyscy wiedzą o katastrofie, nikt nie reaguje. W 125. akapicie Wiedzy radosnej Nietzschego znajduje się taka przypowieść: wariat biega z latarnią po mieście za dnia, szukając Boga. Ostrzega ludzi, że nastanie za chwilę straszna noc, ponieważ zabiliśmy Boga, tym samym odrywając Ziemię od Słońca. Dziwi się, że ludzie nie widzą, że nastała noc. Wszyscy wyśmiewają wariata: nie widzą nigdzie tego umarłego Boga. Wariat roztrzaskuje latarnię o ziemię, mówiąc „przychodzę za wcześnie, […] to wydarzenie nie dotarło jeszcze do ludzkich uszu […] czyny potrzebują czasu, nawet po ich popełnieniu, aby zostały zobaczone i usłyszane”.
Początek kwietnia, park miejski. Pierwszy ciepły dzień od dwóch tygodni. Koło godziny 11 w parku ludzie z przyjemnością ściągają maseczki, które chronią ich przed COVID-19, bo park to jedno z niewielu miejsc, gdzie wolno teraz przebywać bez maski. Niektórzy dorośli prowadzą wózki dziecięce, a w nich dzieci, które wdychają bez jakiegokolwiek filtra polski miks trujących związków chemicznych.
W powietrzu: 57 mikrogramów tlenku azotu oraz 82 mikrogramy ozonu na metr sześcienny, do tego katastrofalne ilości pyłów zawieszonych 2.5 i 10 – substancje rakotwórcze klasy pierwszej. Dodatkowo z powietrza do naszych płuc, a stamtąd do naszej krwi dostają się zmielone przez ruch drogowy kawałki plastiku oraz cały katalog trujących związków, od chlorowodoru po dwutlenek siarki.
Zanieczyszczenie powietrza dotyczy wszystkich, ale niektórych z nas dotyka bardziej
czytaj także
Niemowlaki leżące w wózkach bez maseczki, wdychające nie-świeże powietrze, są wobec tych trucizn całkowicie bezbronne. U dzieci stosunek wdychanych związków do masy ciała jest o wiele wyższy niż u dorosłych, więc te substancje trują dzieci o wiele bardziej. Dzieci wożone w wózkach po miejskich parkach nie będą miały takich samych szans w życiu jak inne, wychowane w czystszym powietrzu. Te dzieci będą częściej chorować na zapalenie płuc, na białaczkę, a ich płuca i mózgi będą się wolniej rozwijać. Te choroby będą powodowały częstsze depresje i inne zaburzenia psychiczne. Wychowujemy kolejne pokolenie nieszczęśliwych i chorowitych ludzi.
Od roku o smogu nie mówimy – ale nie zniknął on wraz z pojawieniem się COVID-19. W latach 2018–2020 temat smogu był obecny w wiadomościach i świadomość społeczeństwa wzrosła. Ale wraz z nadejściem pandemii temat ten – razem z wieloma innymi – zniknął z mediów i chętnie o nim zapominamy. Chyba rzeczywiście idea, że w powietrzu mogą być dwie różne choroby, przerasta nasze umysły. Nosimy maski, żeby chronić siebie i innych przed covidem, ale dzieci biegające beztrosko bez masek covidowych po parkach są skazane na fatalne skutki polskiego powietrza, polskiego przywiązania do samochodów, polskiego spalania węgla, polskiego palenia śmieciami.
Tyle że powietrze da się oczyścić. Są miasta – Londyn, Wiedeń – które obniżyły znacząco poziomy trujących związków w powietrzu. Nauka ma jasność co do przyczyn smogu i sposobów jego eliminacji. To kosztuje, ale wzrost wydajności państwa oraz oszczędności na opiece zdrowotnej przewyższają poniesione koszty. Kiedy w 2018 roku razem z grupą specjalistek i specjalistów z dziedzin prawa, nauki i sztuki zaczęliśmy pracować nad Obywatelską Ustawą Antysmogową, zakładaliśmy, że w ciągu roku, a wręcz pół roku nasza praca stanie się wtórna. Wydawało się, że wszystkie partie będą miały swoją wersję krajowych ustaw antysmogowych, ponieważ problem jest tak pilny i tak dobrze zbadany. Niestety – do dzisiaj ani jedna partia nie zrobiła z czystego powietrza sprawy pierwszoplanowej. Temat jest obecny w kampaniach, ale na trzecim, czwartym, piątym miejscu, jako kwestia, o której wiadomo, że jest skrajnie ważna, ale nie poruszy wyborców.
Jak daleko jesteśmy w stanie zabrnąć w tę dystopię, zanim zaczniemy zauważać, że się dusimy? Wszyscy już wiemy, że plastiki krążące w powietrzu i w wodzie mineralnej dostają się do łożyska ciężarnych matek, zatruwając zarodki już od samego początku ich rozwoju. Wszyscy już wiemy, że wdychamy rakotwórcze substancje codziennie. Wszyscy już wiemy, że zatrute powietrze najbardziej uderza w najbiedniejszych, a według WHO problem dotyczy niemal wszystkich: 91 proc. ludzkości.
Wiemy już też, że drastyczny spadek płodności wiąże się z wdychanym powietrzem. Czy będzie tak, że państwo w imieniu większości będzie ignorować codzienne zatruwanie społeczeństwa i walczyć o politykę historyczną, o władzę nad ciałami kobiet, o prawo do spalania węgla, o finansowanie działalności księży w szkołach – a zatrucie powietrza będzie rosło, aż w ogóle już nikt nie będzie się rodził zdrowy? Wydawało mi się zawsze, że jest taki poziom zatrucia świata, kiedy ludzkość powie „dość”. Ale z tego, co widzimy, nie ma takiego poziomu.
Homo Polonus Ecologicus – kto jest gotowy na zmianę klimatu?
czytaj także
Tej zimy były dni, kiedy normy były przekroczone o kilkaset procent. Pewnego ranka ciągnę przez park sanki, na których jedzie syn w masce antysmogowej. Kolega jadący na rowerze woła z daleka „cześć”, a ja krzyczę: „straszny smog, załóż maskę!”. Pracownikowi przedszkola, który odśnieża chodnik, radzę, by domagał się od dyrektorki maski antysmogowej. A potem, jak wariat z Wiedzy radosnej, zakładam swoją i wracam do domu.