Czasami myślimy sobie, że homofobia partii rządzącej to kolejny przykry czy niesmaczny aspekt prawicowego populizmu. Jest o wiele gorzej: obecna kampania homofobiczna to kontynuacja najgorszych tradycji polskiego autorytaryzmu.
Historię polskiej nienawiści cechuje ciągłość motywów przy zmienności przedmiotów. Adoptujące dzieci pary jednopłciowe, którymi Zbigniew Ziobro straszy swój elektorat, zastępują rabinów kradnących dzieci, którymi ich polscy sąsiedzi uzasadniali w przeszłości morderstwa i rozbój.
Motyw żydowskich porwań dzieci był popularny jeszcze 70 lat temu, ale dziś jest trudny do uruchomienia ze względu na śladową liczbę Żydów w Polsce. Dawniej ten motyw szkalował Żydów – przecież żaden żydowski rytuał nie wymagał nigdy chrześcijańskiej krwi. Dzisiaj szkaluje osoby LGBT+ – bo adopcja przez pary jednopłciowe jest oczywistym prawem, którym się cieszą rodzice i ich adoptowane dzieci w wielu krajach. W obu przypadkach władza uruchamia nienawiść, by zapewnić sobie legitymację społeczną. Zagrożenie jest widmowe, uruchomiona nienawiść – rzeczywista.
Wzorem obecnej kampanii homofobicznej nie jest byle jaki antysemityzm, tylko jego apogeum: „kampania antysyjonistyczna” prowadzona przez PZPR oraz państwo polskie w latach 1968–1970. Efektem tamtej kampanii była wymuszona emigracja 13 tysięcy Polaków pochodzenia żydowskiego w ciągu trzech lat. A dziś – czy ktoś prowadził już takie badania? Ile osób LGBT+ uciekło z Polski? Ile nigdy nie wróci? I jaki jest dla całego kraju koszt tej utraty talentów, zdolności twórczych, potencjału gospodarczego? Obawiam się, że skala emigracji – a więc i skala utraty – jest podobna.
Kampania antysemicka lat 1968–1970 nie dotyczyła tylko, jak to się często przedstawia, walki o władzę w PZPR. Była deklarowaną i realizowaną polityką państwa przez trzy lata. W kampanię była zaangażowana biurokracja partyjna, państwowa i wojskowa. Szef partii rządzącej oraz premier głosili politykę antyżydowską w publicznych deklaracjach. Administracja państwowa – w tym ministerstwa – poczyniła konkretne działania, by tę politykę wprowadzić w czyn: zwalniając z pracy osoby narodowości żydowskiej (narodowość określali urzędnicy) czy uniemożliwiając działalność spółdzielniom żydowskim. Osoby zwalniane z pracy atakowano dalej w mediach (państwowych oraz utrzymywanych przez państwo), wymuszając na tysiącach osób decyzję o emigracji. Te osoby zostały przymusowo i nielegalnie pozbawione polskiego obywatelstwa i swojego mienia.
czytaj także
Dziś najwyżsi urzędnicy państwa – w tym prezydent („próbuje się nam wmówić, że to ludzie”) oraz minister spraw wewnętrznych (osoby LGBT+ „wkraczają do sypialni dzieci Polaków”) deklarują homofobiczną ideologię państwa. Biurokracja państwa, na różnych szczeblach, wciela ją, np. deklarując oficjalne strefy „wolne od ideologii LGBT” czy wręcz zwalniając osoby na skutek ich orientacji psychoseksualnej (co się dzieje m.in. w instytucjach kultury, oczywiście oficjalny powód jest zawsze inny, tak jak w 1968 roku rzekomo nie zwalniano Żydów za pochodzenie). Maszyna państwowa jest wprzęgnięta w ten mechanizm także obietnicą refundacji środków europejskich utraconych przez deklaracje stref homofobii i akty jawnej dyskryminacji.
Kluczowym ogniwem kampanii homofobicznej są redakcje, które przekazują zorganizowaną nienawiść społeczeństwu, m.in. rozprowadzając – nielegalne, co potwierdził sąd – nienawistne naklejki. Redakcje zaangażowane w kampanię są zależne od reklam umieszczanych przez państwowe spółki – i w tym sensie są oczywiście przedłużeniem biurokracji państwowej. Demograficznym efektem tej polityki jest emigracja osób LGBT+ na szeroką skalę.
Te działania państwa są złe, ponieważ krzywdzą ludzi i ich dyskryminują. Osoby LGBT+ dziś wiedzą, że nie są mile widziane w administracji państwowej, w telewizji czy w radiu publicznym, w państwowej ochronie zdrowia czy w publicznej oświacie. Ale te działania państwa są złe również dlatego, że szkodzą wszystkim, całemu społeczeństwu, niszcząc zaufanie społeczne, różnorodność, poczucie szczęścia, równość szans. Jak na potrzeby mojego spektaklu Sprawiedliwość oszacowali ekonomiści, PKB na rok 2017 byłoby większe o 20 miliardów złotych, gdyby nie wypędzenia lat 60. To dziesięć razy tyle, ile jest wart sektor gier komputerowych. Ile państwo straci na emigracji osób LGBT+ dziś?
Systematyczne prześladowanie określonej grupy społecznej ze względu na jej pewne, wyróżniające ją cechy, a w efekcie pozbawienie jej praw jest przestępstwem i ma swoją nazwę: jest to zbrodnia przeciw ludzkości. W międzynarodowym oraz polskim prawodawstwie za zbrodnie przeciw ludzkości uznaje się systematyczne prześladowanie określonej części społeczeństwa przez urzędników państwowych.
Zbrodnie przeciw ludzkości cechuje nie tyle ekstremalność przemocy, co ich rozległy i systematyczny charakter. Zapadły już liczne wyroki i decyzje sądów polskich, które to potwierdzają, np. postanowienie Sądu Najwyższego z dnia 23 maja 2014 roku, które podkreśla, że zbrodniami przeciwko ludzkości nie muszą być „zachowania, które są nastawione na unicestwienie jakiejś grupy narodowościowej, politycznej, społecznej czy religijnej, lecz także działania o nie tak drastycznym wydźwięku, […] gdy prześladowania te dotykają ich w związku z podejmowaniem przez funkcjonariuszy niedemokratycznego państwa określonych akcji wynikających z decyzji władzy takiego państwa”.
Czyli: żeby dokonała się zbrodnia przeciwko ludzkości, państwo nie musi wcale chcieć unicestwienia danej grupy. Czy dzisiejsze państwo jest niedemokratyczne? Istnieją przecież orzeczenia sądów europejskich, które jednoznacznie uznają niektóre działania obecnego państwa za sprzeczne z praworządnością i zasadami rządów prawa.
czytaj także
Dziś nie nastał jeszcze czas, by móc sformułować skuteczny akt oskarżenia przeciwko funkcjonariuszom państwa. Ofiary wypędzeń lat 1968–1970 zostały bezprawnie pozbawione obywatelstwa, a co za tym idzie, wszelkiej ochrony prawnej. Tak dzisiaj nie jest: dzięki umocowaniu Polski w UE osoby dyskryminowane mogą po prostu, z dnia na dzień, wyjechać do Hiszpanii, Szwecji czy innego spośród piętnastu krajów UE gwarantujących pełną równość małżeńską. Nie muszą rezygnować z polskiego obywatelstwa, mogą dalej głosować, kandydować w wyborach i pracować. W sytuacji, kiedy Polska część swoich obywateli dyskryminuje, inne kraje UE mogą przywracać osobom dyskryminowanym ich prawa.
Dziś jeszcze trudno byłoby jednoznacznie wykazać przed sądem, że państwo polskie poddaje osoby LGBT+ poważnym prześladowaniom, które zasługują na miano zbrodni przeciw ludzkości. Natomiast tendencje koalicji rządzącej idą dokładnie w tę stronę: proponowane przez ekipę Zbigniewa Ziobry regulacje, by osoby adoptujące dzieci przysięgały przed sądem, że nie są w związku homoseksualnym, są przerażające w swoich konsekwencjach – osoby zatajające w takiej sytuacji swoją orientację psychoseksualną byłyby narażone na karę więzienia.
czytaj także
Czasami myślimy sobie, że homofobia partii rządzącej to kolejny przykry czy niesmaczny aspekt prawicowego populizmu. Jest o wiele gorzej: obecna kampania homofobiczna to kontynuacja najgorszych tradycji polskiego autorytaryzmu i jest systematycznym atakiem na część narodu polskiego, a więc atakiem na naród. Ta kampania trwale będzie szkodziła polskiej gospodarce, polskiej kulturze i polskiemu społeczeństwu. Taki systematyczny atak jest karalny, nie przedawnia się i nazywa się zbrodnią przeciw ludzkości.