"Nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyn." Konstytucja RP.
Do napisania tego tekstu zainspirowały mnie: udział w pierwszym spotkaniu w ramach seminarium prowadzonego przez profesor Ewę Łętowską, lektura książki polecanej seminarzystom (Rzeźbienie państwa prawa 20 lat później) oraz kilkuletnia praktyka radcy prawnego zainteresowanego szerszym, społecznym i ekonomicznym, kontekstem działania, czy też jak sugeruje tytuł seminarium – niedziałania prawa.
Jednym z węzłowych zagadnień – Stanisław Brzozowski pewnie napisałby: „problematów” – zasygnalizowanych podczas pierwszego spotkania była kwestia dyskryminacji i przyczyn niesprawności instrumentów prawnych stworzonych do zwalczania tego zjawiska.
Już po seminarium usłyszałem w radiu wiadomość o tragicznym wypadku zaprzęgu konnego w Zakopanem. Woźnicą była starsza osoba (81-latek), a reakcją władz miasta na tragedię jest pomysł wprowadzenia ograniczeń wiekowych dla fiakrów. Podejrzewam, że w innym czasie nie zwróciłbym na tę wiadomość uwagi. Jednakże udział w seminarium spowodował, że od razu zapaliła mi się lampka ostrzegawcza: Czy nie mamy przypadkiem do czynienia propozycją rozwiązania dyskryminującego ze względu na wiek? Przecież osoby dajmy na to 75-letnie charakteryzują się bardzo różną sprawnością fizyczną (wystarczy spojrzeć na Rolling Stonesów), a to raczej ta cecha powinna decydować o dopuszczeniu do bezpiecznego powożenia zaprzęgiem konnym. Nawiasem mówiąc starszy wiek oznacza zazwyczaj dłuższą praktykę i większe doświadczenie. W świetle powyższego kryterium wieku należałoby uznać za błędne i oparte na stereotypowym postrzeganiu osób starszych – prowadzące do ich dyskryminacji.
Dotykamy tu sedna dyskryminacji, która oparta jest zazwyczaj na nieprzystającej do aktualnego stanu wiedzy lub ogólnie dostępnych możliwości organizacyjnych i technicznych, ocenie osoby lub kategorii osób w określonym wieku, określonej płci, narodowości itd.
Taka wadliwa ocena, dokonywana jak w omawianym przykładzie pod wpływem chwili, prowadzi do gorszego traktowania danej osoby lub grupy osób. Wracając do zakopiańskiego przypadku, w odniesieniu do woźniców wystarczające dla zapewnienia bezpieczeństwa przechodniów w Zakopanem jest dopuszczanie do powożenia zaprzęgami osób o odpowiednim stanie zdrowia (badania jak dla kierowców), bez konieczności wprowadzania normy prawnej opartej na dyskryminacyjnym założeniu, iż każda osoba po przekroczeniu określonego wieku nie jest w stanie w sposób bezpieczny dla przechodniów powozić zaprzęgiem.
Jakie jest prawne tło powyższych rozważań? Regulacja konstytucyjna zawarta jest w art. 32 Konstytucji RP. Art. 32 ust. 1 ustawy zasadniczej ustanawia skierowany do władz publicznych obowiązek równego traktowania wszystkich, a kolejny ustęp art. 32 zakazuje w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym dyskryminacji z jakiejkolwiek przyczyny („Nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny”). Trudno o bardziej syntetyczną i kompleksową regulację. Problem zaczyna się na poziomie aktów prawa niższego rzędu, czyli ustaw.
Przedmiotem ostrej krytyki jest ustawa z dnia 3 grudnia 2010 r. o wdrożeniu niektórych przepisów Unii Europejskiej w zakresie równego traktowania (Dz.U. z 2010 r., Nr 254, poz. 1700) – tzw. „ustawa równościowa”. Ustawa będąca efektem niechlujnej implementacji dyrektyw równościowych UE nie daje optymalnych narzędzi pozwalających na skuteczne przeciwdziałanie dyskryminacji. Jak pisze prof. Łętowska: ustawa równościowa „miała być implementacją niektórych przepisów kilku dyrektyw unijnych. Robiono ją jednak naprędce, ponieważ upływały wyznaczone na to terminy (…) Rezultat jest taki, że tam gdzie dyrektywa mówiła do ustawodawcy krajowego: zrób tak, żeby osiągnąć cel, to nasz ustawodawca tak nie zrobił, lecz przepisał z dyrektywy: coś trzeba zrobić tak, żeby osiągnąć cel. (…) Dlatego ta ustawa jest zła. Stwarza pozór regulacji, znów jest przykładem loi spectacle, czyli ustawy spektaklu, na pokaz (Rosjanie by na to powiedzieli: zakon pokazucha” (E. Łętowska, Rzeźbienie państwa prawa 20 lat później, LEX a Wolters Kluwer Polska, Warszawa 2012, s. 258-259).
Potwierdzeniem tych słów wydaje się efekt mojej kwerendy orzecznictwa sądowego zgromadzonego w popularnym programie prawniczym, którego używam w codziennej pracy.
Ustawa równościowa jest powoływana w kilkunastu spośród kilkuset tysięcy (sic!) orzeczeń i w żadnej sprawie sądowej nie jest podstawą uwzględnienia zarzutu lub roszczenia osób skarżących dyskryminację.
Co prawda ustawa funkcjonuje od trzech lat, w związku z tym przy szybkości procedowania polskich sądów niewielka liczba orzeczeń sądowych wydanych na podstawie jej przepisów jest trochę myląca, aczkolwiek bardzo wymowna. Nawiasem mówiąc system instytucji i aktów prawa równościowego stworzony przez prawodawcę unijnego jest sam w sobie na tyle skomplikowany (dyrektywy i inne akty prawne, instytucje i polityki pozostające między sobą w różnych relacjach i hierarchiach), że problemy z jego zaadaptowaniem w prawie polskim nie wydają się niczym nadzwyczajnym. Szerzej na temat systemu wspólnotowego prawa równościowego przeczytacie w ciekawym artykule Agnieszki Graff Równość w polityce UE.
Zgadzając się zasadniczo z prof. Łętowską, uważam że aż tak surowe potraktowanie „ustawy równościowej” jest nieuzasadnione. Dajmy jej szansę zadziałania. Ustawa zawiera sporo przydatnych w sprawach dyskryminacyjnych regulacji. Regulacje te znacząco ułatwiają dochodzenie przed Sądem naprawienia szkód spowodowanych dyskryminacją. Każdy, wobec kogo zasada równego traktowania została naruszona, ma prawo do odszkodowania, a żądanie to podlega rozpoznaniu przez sąd cywilny (art. 13 i art. 14 ust. 1 ustawy równościowej). W postępowaniu sądowym wprowadzono dwa istotne udogodnienia w porównaniu z wymogami obowiązującymi w „zwykłych” sprawach cywilnych. Otóż osoba poszkodowana w sferze równego traktowania musi jedynie uprawdopodobnić, a nie wykazać naruszenie zasady równego traktowania. Po drugie w przypadku uprawdopodobnienia naruszenia, to na „naruszycielu” będzie spoczywał obowiązek wykazania, że nie dopuścił się naruszenia zasady równego traktowania (art. 14 ust. 2 i 3 ustawy równościowej). Jest to tzw. „odwrócony ciężar dowodowy”.
Z moich doświadczeń przed sądami różnych instancji wynika, że wymienione ułatwienia mogą w istotny, a czasem przesądzający sposób wpływać na korzystne dla dyskryminowanych werdykty. Profesor Łętowska słusznie krytykuje ograniczenie w ustawie równościowej roszczeń dyskryminowanych do odszkodowania (rekompensującego szkody materialne). Oczywiście, że lepszym rozwiązaniem byłoby wyraźne odesłanie również do instytucji zadośćuczynienia, które ma za zadanie rekompensować szkody niematerialne, a jego wysokość pozostawiona jest uznaniu sędziego, który ma tu większe możliwości działania. Niemniej jednak również w ramach przewidzianego ustawą równościową odszkodowania możliwe jest podjęcie walki z dyskryminacją. Zasądzenie od gminy, Skarbu Państwa, czy przedsiębiorcy dodatkowo nagłośnione w mediach odszkodowania za dyskryminację może korzystnie wpłynąć na funkcjonowanie potencjalnych „naruszycieli” zasady równego traktowania (urzędników, pracodawców itd.). Poza tym pojęcie szkód materialnych jest na tyle szerokie (obejmuje zarówno rzeczywistą stratę, jak i utracone korzyści – w omawianym przykładzie np. utratę zarobków), że daje podstawę do żądania najróżniejszych rekompensat. Prawo do odszkodowania wsparte omówionymi wcześniej ułatwieniami procesowymi daje spore szanse powodzenia prawnikom i świadomym swoich praw obywatelom, a ewentualne korzystne werdykty mogą zaskakująco szybko (siła mediów) i pozytywnie wpłynąć na stosowane w praktyce standardy.
Ustawa równościowa stwarza narzędzia i ułatwienia procesowe, z których należy korzystać i konsekwentnie przebijać się w sądach z antydyskryminacyjnymi roszczeniami.
Przepisy ustawy równościowej pozwalają dochodzić roszczeń od dowolnego podmiotu podejmującego działania dyskryminacyjne. Ze względu na liczne wyłączenia zawarte w ustawie ograniczony jest natomiast katalog rodzajów dyskryminacji objętych ochroną wynikającą z ustawy. Niemniej jednak przegrana w jednej sprawie nie musi oznaczać podobnego rozstrzygnięcia w sprawach opartych na innym stanie faktycznym lub po prostu sprawniej prowadzonych. Poglądy sędziów sądów cywilnych ewoluują, a duża liczba przekonująco uzasadnionych pozwów może prowadzić do wzrostu wrażliwości sędziów na dyskryminację i kształtowania się praktyki orzeczniczej szeroko uwzględniającej przepisy antydyskryminacyjne.
Aby odpowiednio uzasadnione pozwy trafiały do sądów i drążyły skałę rutyny sądowej potrzebna jest możliwie powszechna znajomość przynajmniej podstawowych zagadnień dotyczących dyskryminacji i narzędzi jej zwalczania lub przynajmniej naprawy szkód spowodowanych dyskryminacją. Jest to pole do popisu nie tylko dla prawników, ale również dla wszystkim osób, instytucji i organizacji (wspieranych przez prawników) prowadzących publiczną działalność związaną z prawami obywatelskimi, prawami człowieka i działaniami równościowymi. Należy do znudzenia i przy każdej nadarzającej się okazji wyjaśniać istotę dyskryminacji (odmienne traktowanie bez uzasadnionego powodu – z przyczyn arbitralnych nie dających się w rozsądny sposób wyjaśnić). Ideałem jest sytuacja, w której wskutek takiej edukacji i popularyzacji każda lub niemal każda osoba traktowana gorzej od pozostałych będzie zastanawiać się nad przyczyną i gdy nie znajdzie odpowiedniego uzasadnienia, zwróci się o pomoc do prawnika lub innej osoby specjalizującej się w zwalczeniu dyskryminacji. Następnie dyskryminujący zostanie wezwany do zaprzestania swych praktyk, a w razie bezskuteczności wezwania, do sądu kierowany będzie pozew lub dojdzie do mediacji z udziałem wyspecjalizowanych w tego typu sprawach rozjemców. Z zachowaniem wszelkich proporcji można powiedzieć, że tak jak wzrasta świadomość praw ofiar wypadków samochodowych i błędów medycznych, tak przy podjęciu i nagłośnieniu rozmaitych działań antydyskryminacyjnych powinna wzrastać świadomość ofiar dyskryminacji.
Autor jest radcą prawnym, uczestnikiem seminarium prof. Ewy Łętowskiej Jak prawo (nie) działa i dlaczego? odbywającego się w Instytucie Studiów Zaawansowanych w Warszawie. Radca prawny Marcin Grudziński udziela bezpłatnych porad prawnych w Świetlicy KP w Trójmieście.