Żaden dom samopomocy dla niepełnosprawnych intelektualnie nie może sobie pozwolić na wypłacanie im pensji. A w przypadku wrocławskiego Teatru Arka tak właśnie jest.
Artyści „rehabilitują” niepełnosprawnych i pozwalają im zarobić na własne utrzymanie.
„Dobra praca gwarantuje niezależność ekonomiczną, pobudza do osobistych osiągnięć i stanowi najlepszą ochronę przed biedą” – czytamy w Europejskiej strategii w sprawie niepełnosprawności 2010–2020. Problem w tym, że rzadko która placówka lub firma oferuje niepełnosprawnym intelektualnie możliwość godnego zarobkowania, nie mówiąc już o „pobudzaniu do osobistych osiągnięć”.
Tymczasem samodzielne funkcjonowanie osób niepełnosprawnych jest możliwe, wymaga jednak wsparcia socjalnego. Najczęściej zapewniają je zakłady pracy chronionej, warsztaty terapii zajęciowej i zakłady aktywności zawodowej. W Polsce zaledwie 16 procent osób niepełnosprawnych pracuje zarobkowo, na Zachodzie jest ich trzy razy więcej.
Teatr Arka we Wrocławiu realizuje założenia UE w każdym wymiarze. Zatrudnia i szkoli niepełnosprawnych uzdolnionych scenicznie lub technicznie. To wyjątkowa forma aktywizacji, bo artystyczna. Dobra, choć ciężka praca, dająca aktorom nie tylko środki utrzymania, ale także uznanie, rozwijająca ich pasje. Niewiele jest takich ośrodków, więc tym większym szokiem była informacja z końca 2012 roku, że Arka z nieznanych powodów nie znajdzie się na liście ośrodków dotowanych z budżetu miasta.
Konstrukcja Arki
– Pracuje tu siedmiu niepełnosprawnych adeptów oraz zawodowi aktorzy – opowiada Renata Jasińska, prezeska Stowarzyszenia Przyjaciół Teatru Arka – więc zrobiła się z tego prawie instytucja. Jest niepełnosprawna i pełnosprawna garderobiana, niedowidząca specjalistka od marketingu, inspicjent techniczny z epilepsją.
Wśród aktorów są autystycy i osoby z zespołem Downa. Ważniejsze jest jednak to, że niepełnosprawna część teatralnej trupy jest równie uzdolniona i w tym samym stopniu eksponowana co pozostali pracownicy, którzy na co dzień nie muszą zmagać się ze swoim ciałem.
Ten zawodowy teatr integracyjny to nie tylko ośrodek kultury, ale też coś na kształt samozwańczego zakładu pracy chronionej. Za każdym odsłonięciem kurtyny obok zawodowych aktorów na deskach pojawiają się adepci z trudnościami rozwojowymi. I nie jest to zabawa w przedstawienia. Wszyscy tak samo pracują, by otrzymać gażę.
Widownia teatru może pomieścić nieporównanie mniej osób niż znajdująca się nieopodal kameralna scena Teatru Polskiego. Mimo to Arka funkcjonuje artystycznie nie gorzej niż wielka publiczna instytucja. Siłami zaangażowanych osób z Polski i Francji, a teraz także USA i Włoch, udało się stworzyć kilkanaście spektaklów grywanych regularnie. Dziś Arka realizuje pięć premier rocznie, a miesięcznie wystawianych jest nawet piętnaście przedstawień. Wszystko to przy dość skromnym budżecie.
Mecenat nie jest rozwiązaniem
Zainteresowanie publiczności bywało różne. Z początku spektakle wystawiane były głównie dla wycieczek szkolnych w godzinach porannych, obecnie sztuki z coraz większym powodzeniem grane są wieczorami. Wrocławianie oswajają się z tego typu przedsięwzięciem.
,,Marzec 68 – Pieśń nad Pieśniami’’: Anna Rzempołuch, Teresa Trudzik – adeptki
– Nie ma szans na to, by ten teatr utrzymywał się komercyjnie, z biletów i mecenatu – stanowczo odpowiada Jasińska, pytana, czy Arka mogłaby istnieć bez publicznego finansowania. Nieprzedłużenie miejskiej dotacji na kolejny rok oznaczałoby koniec teatru. Dlatego gdy okazało się, że w budżecie Wrocławia na 2013 r. Arka nie jest uwzględniona, artyści napisali apel do władz miasta. Tym razem interwencja była skuteczna. Decyzja została zmieniona, a teatr otrzymał dotację z Urzędu Miasta.
Nie rozwiązuje to jednak strukturalnego problemu, z jakim zmaga się Arka. Na początku każdego roku współtwórcy teatru nie mają pewności, ile będą mieć funduszy do zagospodarowania. Za każdym razem muszą się ubiegać o doraźne dotacje z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych, Urzędu Marszałkowskiego, Urzędu Miasta, Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej. – Inne teatry nie muszą zbierać pieniędzy tak jak my – mówi Jasińska.
Pieniądze są, ale nie dla wszystkich
Rozwiązaniem byłoby przyznanie długofalowej dotacji, o którą ubiega się Stowarzyszenie. Znając sytuację z końca ubiegłego roku, łatwiej sobie wyobrazić, dlaczego jest to takie ważne. Nie można ułożyć dalekosiężnego planu artystycznego, aktorzy zawodowi muszą otrzymywać obniżone gaże, a przede wszystkim istnieje ciągłe ryzyko, że miejsce realizujące dwie misje, na których powinno zależeć miastu – kulturalną i społeczną – przestanie istnieć.
We Wrocławiu wydatki na kulturę rosną, ale pomija się w nich Arkę. – Urzędnicy powtarzają nam, że nie mają pieniędzy, a nagle znajdują 300 tysięcy dla dwóch teatrów – tak Jasińska komentuje przyznanie nagród przez prezydenta miasta teatrowi ZAR oraz teatrowi Pieśń Kozła za osiągnięcia na festiwalu w Edynburgu. Tymczasem w 2012 roku Arka obchodziła dziesięciolecie istnienia, co oznacza również okrągłą rocznicę współpracy z Urzędem Miasta. Nie została w żaden sposób uhonorowana. Wśród artystów dało się wyczuć żal, że nikt nie docenia trudności, z jakimi wiąże się prowadzenie instytucji integracyjnej o tak specyficznym charakterze.
Potrzeba polityki
Jakie będą dalsze losy Arki? Brak konsekwentnej polityki miasta – którego hasło brzmi „Wrocław bez barier” – w tej sprawie może powodować powracające kryzysy. W tym roku się udało i dzięki głosom wrocławian oraz interwencja twórców teatru Wrocław nie zapomniał o Arce. Ale co będzie w przyszłym? Stawianie pod ratuszem sympatycznych skądinąd krasnoludków, mających symbolicznie wspierać osoby niepełnosprawne, na pewno nie wystarczy.