Budżet partycypacyjny? Panel obywatelski? Jeszcze parę lat temu nikt o tym nie słyszał. Komu właściwie zawdzięczamy te sprawdzone demokratyczne narzędzia?
Budżet obywatelski wprowadzono po raz pierwszy w Sopocie w 2011 roku z inicjatywy trójmiejskiego lidera partycypacji Marcina Gerwina. To był eksperyment, który początkowo niósł ze sobą wiele wątpliwości i obaw. Nikt wtedy się nie spodziewał dużego zainteresowania ze strony samorządowców. Wcale nie było też pewności, że partycypacja w wydatkowaniu środków publicznych przyniesie w Polsce pozytywne rezultaty. Tymczasem, zaledwie siedem lat później, w roku 2018, weszła ustawa, na mocy której wszystkie miasta na prawach powiatu taki budżet będą musiały wprowadzić.
Kiedy w 2016 roku zorganizowano pierwszy panel obywatelski w Gdańsku, mało kto chciał uwierzyć, że rekomendacje losowo wybranych obywateli mogą zaradzić miejskim problemom. Dziś obserwujemy, że coraz więcej miast, szczególnie dużych, jest gotowych zaprosić mieszkańców do współdecydowania. Ostatnio wprowadzenie panelu ogłosił Kraków, a Łódź właśnie robi do tego przymiarki. Wszystko to dzięki zdeterminowanym miejskim liderom.
czytaj także
12 lat temu w Jaworznie na drogach ginęło (podobnie zresztą jak w innych miastach) kilkanaście osób rocznie, a ludzie tego miasta nie cierpieli. I wtedy nagle pojawił się człowiek z wizją i pomysłem na zmianę. Zaczęto ograniczać ruch samochodów i liczbę miejsc parkingowych. Powolutku i bezboleśnie, tak żeby nie było protestów, a jednocześnie rosło bezpieczeństwo. Ludzie zaczęli zauważać pozytywne efekty polityki miejskiej i dziś są ze swojego miasta dumni, a mieszkańcy innych miejscowości patrzą na Jaworzno z zazdrością, bo liczbę wypadków udało się tam ograniczyć niemal do zera. „Wizja zero” stała się faktem.
czytaj także
Kiedy Polacy zrozumieli, że smog jest przyczyną wielu tysięcy przedwczesnych zgonów rocznie, nastała ogólnokrajowa panika. Każdy mówił o ekologicznym węglu, ale niewielu zdawało sobie sprawę z tego, że ekogroszek wcale nie jest eko, i że do poprawy jakości polskiego powietrza konieczny jest zakaz palenia węglem i drewnem. Prawo nie sprzyjało podejmowaniu uchwał antysmogowych przez miasta; pierwszą z nich, krakowską, zaskarżono i początkowo cofnięto. Wydawało się, że zmiana nie jest możliwa.
Kraków jednak się nie poddał. Dzięki temu zmieniono przepisy, umożliwiono samorządom podejmowanie inicjatyw i już od 1 września 2019 roku w stolicy Małopolski zostanie wprowadzony całkowity zakaz palenia węglem i drewnem. I choć opornych nie brakuje, jestem przekonana, że rozpocznie to lawinę podobnych uchwał w całej Polsce. Może i tym razem będzie to zachęta do uregulowania centralnych przepisów, co widocznie poprawi jakość powietrza i życia obywateli naszego kraju? Może zachęci to rząd do zdecydowanych kroków w stronę rozwoju nieemisyjnych źródeł ciepła?
Ludzie uparci i zdeterminowani
Przykładów na innowacyjne rozwiązania miejskie jest w Polsce wiele i nie sposób tutaj wymienić ich wszystkich. Dotyczą one zagospodarowania przestrzennego, komunikacji zbiorowej i indywidualnej, termomodernizacji budynków, zazieleniania przestrzeni publicznej czy rewitalizacji. Czytamy o nich w książkach i raportach. To, co je łączy, to zaangażowanie miejskich liderów. Nie tylko samorządowców, ale działaczy społecznych, rowerowych, ekologicznych, pracujących na rzecz osób z niepełnosprawnością, architektów, inżynierów, grafików, ludzi kultury i sportu. Słowem, osób aktywnych. Do ich grona coraz chętniej dołączają też odpowiedzialni przedsiębiorcy, którzy coraz lepiej rozumieją i wspierają zrównoważony rozwój miast.
czytaj także
Żadna zmiana nie byłaby możliwa, gdyby nie stali za nią zdeterminowani i uparci ludzie, którzy z uwagą przyglądają się światu i chcą wpływać na swoją najbliższą przestrzeń. Bez Marcina Gerwina nie mielibyśmy w Gdańsku panelu obywatelskiego czy budżetu obywatelskiego w Sopocie. Gdyby nie zespół Tomasza Toszy, nie byłoby możliwe zrealizowanie „wizji zero” w Jaworznie. Dzięki zabiegom Andrzeja Guły mamy pierwszą miejską uchwałę antysmogową. A dzięki Hubertowi Barańskiemu Łódź ma pierwszy wybudowany po 1989 roku woonerf, czyli ulicę o uspokojonym ruchu dającą priorytet pieszym i rowerzystom. Gdyby nie siła lokalnych liderów, rozwój miast nie byłby możliwy.
Rzut okiem w przyszłość
Polskie miasta w najbliższych latach borykać się będą z wieloma problemami związanymi z depopulacją i starzeniem się społeczeństwa oraz możliwą utratą funkcji społeczno-gospodarczych, o czym czytamy w raporcie profesora Przemysława Śleszyńskiego. Doskwierać też będą im negatywne skutki zmian klimatu czy postępu technologicznego. Rodzący się obecnie ludzie będą pracować w zawodach, których jeszcze nie wymyślono, i mierzyć z wyzwaniami, które będą pochodną naszych dzisiejszych decyzji. Te wszystkie niewiadome determinować powinny tu i teraz myślenie o przyszłości polskich miast, o roli lokalnych przywódców i o tym, jak właściwie będzie wyglądać polskie społeczeństwo.
Ile kosztują zmiany klimatyczne? Czy samorządne miasta mogą być motorem rozwoju?
czytaj także
Coraz więcej miast zaczyna sobie zdawać sprawę, że na poważnie trzeba potraktować mapę megatrendów oraz przygotowywać mądre, długofalowe strategie rozwoju, które nie tylko będą się opierać na wizjach, ale także wychodzić naprzeciw dającym się przewidzieć potrzebom ludzi i środowiska miejskiego. Takiemu mądremu przewidywaniu służy metoda foresightu, na którą coraz częściej decydują się polskie miasta, choć raczej te duże. Dlaczego akurat one?
Od wyborów do wyborów
Myślenie długofalowe i angażujące duże grupy ludzi jest kosztowne. Małe i średnie miasta, które nie są zbyt zamożne, najczęściej dostosowują ofertę do kalendarza wyborczego i listy zobowiązań wobec własnych wyborców, mierzonych kilometrami dróg czy liczbą placów zabaw. Zebranie poparcia dla działań strategicznych wymagających nakładu czasu i pieniędzy jest trudniejsze niż w przypadku „widocznych inwestycji”. Jeszcze trudniejsze jest przekonanie wyborców, że inwestycja w wiedzę i umiejętności ludzi przyniesie dalekosiężne korzyści.
czytaj także
Dlatego odpływ do dużych ośrodków ludzi o wysokich kompetencjach jest niepokojący. Wewnętrzna migracja jest niebezpieczna również z perspektywy rozwoju kraju i w najbliższych latach może powodować znaczące problemy społeczne, których zalążki można zaobserwować już teraz. Nierównomierna dystrybucja wiedzy i pieniędzy skutkować będzie powstawaniem monokultur na peryferiach oraz skupisk społeczeństwa poprodukcyjnego. Młodzi nie będą mieli powodu, aby wracać do miast i miasteczek, z których wyjechali, ponieważ nie będą one miały oferty zaspokajającej ich potrzeby (kulturalne, społeczne, mieszkaniowe i finansowe).
czytaj także
W innym modelu mniejsze miasta mogą się stawać sypialniami dla dużych, jak w przypadku Zgierza czy Pabianic. W miastach tych nie spada populacja, ale dojeżdżanie do pracy w innym mieście powoduje rozluźnienie więzi międzyludzkich i zmniejszenie zaangażowania w sprawy lokalne. Brak popytu na kulturę, usługi i gastronomię zubaża ofertę małych miast, a zarazem zmniejsza ich konkurencyjność i atrakcyjność. Inną często spotykaną barierą w samorządach jest przekonanie, że urzędnicy znają potrzeby mieszkańców i sami najlepiej wiedzą, na co wydać publiczne pieniądze.
czytaj także
To problem, bo właśnie małe i średnie miasta mogłyby być wzorcowymi laboratoriami zrównoważonego rozwoju. W małych społecznościach innowacje miejskie można wprowadzać szybciej i sprawniej ze względu na skalę inwestycji, silniejsze więzi społeczne, mniej zróżnicowaną tkankę społeczną itp.
Szkoła Liderów Miast
Dla miast małych i tych średniej wielkości, bardziej oddalonych od ośrodków akademickich oraz kapitału finansowego, który jest niezbędny do zrównoważonego rozwoju, bardzo ważne jest dobre lokalne przywództwo.
Nie wystarczy postawić ławkę, aby ludzie zaczęli na niej siadać. Nie wystarczy wybudować plac zabaw, aby dzieci zaczęły się na nim bawić. Nie wystarczy otworzyć restaurację, aby ludzie zaczęli w niej jadać i się spotykać. Nie da się wprowadzić udogodnień dla niepełnosprawnych w przestrzeni miejskiej bez dotarcia do nich, rozpoznania ich potrzeb i zachęty do włączenia się w życie miasta. Każda zmiana potrzebuje swojego ambasadora, lidera, który jest w stanie współdziałać z różnymi środowiskami na rzecz poprawy jakości życia mieszkańców i zrównoważonego rozwoju. Lidera, za którego wizją podążają inni.
Poczucie wpływu i możliwość tworzenia koalicji zmiany pomiędzy trzema sektorami: pozarządowym, publicznym i prywatnym, dają szansę na szybszy rozwój, rozumiany tak, jak definiuje go prof. Jerzy Hausner, czyli zmianę społeczną. Przyszłość miast zależy zatem od tego, jakimi liderami dysponują, oraz od tego, czy władza jest gotowa zaprosić ich do współrządzenia. Nie tylko poprzez budżet partycypacyjny, panel obywatelski czy inne narzędzia partycypacji, ale także przez realne konsultacje kierunków polityki lokalnej, bez lęku przed krytyką i bez oczekiwania na pochlebstwa.
czytaj także
Im silniejsze jest środowisko lokalnych działaczy, tym silniejsze miasto i większe szanse na sprostanie wyzwaniom przyszłości i teraźniejszości. Im lepiej lokalni liderzy się znają i wiedzą o swoim zaangażowaniu w miasto, tym łatwiej przeprowadzać potrzebne długofalowe zmiany, które poprawią jakość życia wszystkich mieszkańców. Temu właśnie służy, wzorowany na amerykańskich miejskich centrach przywództwa, program Szkoła Liderów Miast, w którym łączymy przedstawicieli trzech sektorów we wspólnym mianowniku, jakim jest miłość do miasta, chęć zmiany na lepsze oraz doświadczenie liderskie.
**
Program Szkoła Liderów Miast realizowany jest przez Fundację Szkoła Liderów i Fundację Veolia Polska. Dotychczas został zrealizowany w Mielcu, Legionowie, Ełku, Zgierzu, Łodzi i Pabianicach.