Kaliszanom serwuje się coś, co z budżetem partycypacyjnym ma tyle wspólnego, ile galeria sztuki z galerią handlową.
Platforma Obywatelska na sobotniej konwencji postanowiła, że budżet obywatelski będzie elementem programu wyborczego w przyszłorocznych wyborach samorządowych. Natomiast Instytut Obywatelski (intelektualne zaplecze PO) jakiś czas temu opracował raport na temat budżetu partycypacyjnego. Do lokalnych działaczy informacje z centrali docierają najwyraźniej z opóźnieniem. Zamiast budżetu obywatelskiego kaliszanom serwuje się produkt zastępczy. Ma on z budżetem partycypacyjnym tyle wspólnego, co galeria sztuki z galerią handlową.
PR-owa zagrywka?
Chodzi o pomysł przekazania części pieniędzy budżetowych do „dyspozycji” rad osiedli. Użycie cudzysłowu jest konieczne. Przeprowadzenie podobnej inicjatywy w tym roku polegało na zrealizowaniu inwestycji co najwyżej w porozumieniu z radami osiedli. W przyszłym roku scenariusz prawdopodobnie się powtórzy, choć trzeba dodać, że padły pomysły przeprowadzenia sondy/ankiety wśród mieszkańców. Nadal jednak z partycypacją nie ma to wiele wspólnego.
Wyjaśnijmy, w czym tkwi nieporozumienie. Budżet obywatelski polega na tym, że w rocznym planie finansowym miasta zapisane są uzgodnione wcześniej wydatki. W Kaliszu pozostawiono pulę pieniędzy i zadeklarowano, że przed ich rozdysponowaniem zostaną przeprowadzone jakiegoś rodzaju konsultacje. Nazywanie tych pomysłów budżetem obywatelskim to nadużycie. W najlepszym przypadku jest to nieśmiały krok w dobrym kierunku, a w najgorszym – PR-owa zagrywka, której ukrytym celem jest spacyfikowanie żądań mieszkańców.
Zobaczyć sens
Cele wprowadzania budżetu obywatelskiego lub partycypacyjnego (te określenia stosuje się zamiennie) mogą być dwojakie. Po pierwsze chodzi o racjonalne lokowanie zasobów. Jeśli celem działania samorządu jest zaspokajanie potrzeb mieszkańców, to decyzje warto przekazać w ich ręce. Tylko w ten sposób władza ma szansę ujawnienia, co naprawdę myśli o swoich wyborcach i czy istotnie przyznaje im prawo wyboru. Po drugie poprzez budżet partycypacyjny (dalej BP) można próbować radzić sobie z kryzysem demokracji przedstawicielskiej (wycofanie się obywateli z aktywności publicznej i zaangażowania we wspólne sprawy). Tak widziany BP będzie narzędziem aktywizowania i angażowania mieszkańców.
BP może z powodzeniem realizować oba cele. Aby je osiągnąć, niezbędne jest zaangażowanie jak największej liczby mieszkańców. Im więcej osób weźmie udział w tym procesie, tym lepsze decyzje zostaną podjęte i nastąpi większa identyfikacja z wybranymi przedsięwzięciami.
Warunki powodzenia i brak warunków
Kilka warunków jest koniecznych, aby można było mówić o budżecie partycypacyjnym. Pierwszy z nich to wiążące ustalenia. Obywatele uczestniczący w procesie podejmowania decyzji muszą wiedzieć, że ich zdanie jest rozpatrywane poważnie. To warunek podstawowy, bez którego nie ma co liczyć na zaangażowanie i poświęcenie czasu przez kogokolwiek. Kolejny wymóg zakłada bezpośrednie zaangażowanie mieszkańców, w tym stworzenie warunków do dyskusji i zgłaszania propozycji. Do tego są potrzebne szeroko zakrojone, rozplanowane w czasie działania informacyjne oraz organizacja spotkań i konsultacji. Ważna jest też długoterminowa perspektywa, powtarzalność procesu.
Propozycja władz Kalisza nie spełnia żadnego z tych założeń. Nie ma pewności, że ustalenia będą wiążące, nie ma zaplanowanego procesu partycypacyjnego, brakuje możliwości zgłaszania i dyskutowania projektów. Planowane ankiety z propozycjami nie są niczym więcej jak rozbudowanym badaniem opinii społecznej, obarczonym wszelkimi wadami takiej metody.
Próba organizacji BP przez rady osiedli mogłaby być niezłym pomysłem (patrz: Łódź), gdyby spełniała ona pozostałe warunki. Rady osiedli w Kaliszu to niestety ciała pozbawione jakichkolwiek uprawnień i dlatego są one słabe. W niektórych przypadkach rady działają całkiem sprawnie, ale tylko dzięki sile aktywności wybranych jednostek. Pierwszym warunkiem byłoby więc wzmocnienie rad osiedlowych poprzez oddanie im realnej władzy i umożliwienie przeprowadzenia szeroko zakrojonych i formalnie przygotowanych konsultacji z mieszkańcami. BP w takim wariancie musiałby zostać wzbogacony o część ogólnomiejską. Tak wyglądało to w Łodzi: można było głosować zarówno na projekt lokalny, jak i miejski.
Sceptycyzm prezydentów
Optymizmowi nie sprzyjają również publicznie prezentowane poglądy włodarzy Kalisza. Opinie wiceprezydenta Grodzińskiego na temat budżetu partycypacyjnego już komentowaliśmy. Dotyczyły one Łodzi, ale na szczęście mieszkańcy tego miasta nie podzielili sceptycyzmu kaliskiego wiceprezydenta; zgłosili 908 wniosków do BP, z czego 762 zostały zakwalifikowane do głosowania. Zgłoszenie wniosku nie było czynnością banalną i wymagało np. oszacowania kosztów proponowanego zadania. Okazuje się więc, że „zapracowani ludzie” chcą „liczyć pieniądze, głosować”; chcą być aktywni w sferze publicznej. W Łodzi zagłosowało 129 000 osób.
Prezydent Pęcherz nie ma aż tak zdecydowanych poglądów; publicznie wyraża jednak opinie, w których słychać powątpiewanie w sens organizowania BP zgodnie z powyżej zarysowanymi warunkami. Z samorządowego doświadczenia wynika – argumentuje prezydent – że mieszkańcy zagłosują na projekt leżący najbliżej ich miejsca zamieszkania, przykładową drogę osiedlową. Co jest złego w podobnym myśleniu? Władze powinny zapobiegać sytuacjom, w których górę biorą partykularyzmy. Od ludzi w ratuszu wymaga się opieki nad całym miastem, a więc zrównoważonego planowania inwestycji. Doświadczenia dobrze przeprowadzonych budżetów partycypacyjnych napawają jednak optymizmem. W wybranych w Łodzi projektach ogólnomiejskich znalazły się, m.in. bank żywności, schronisko dla zwierząt, hospicjum domowe dla dzieci czy doposażenie jednostki OSP. Czyli projekty wybitnie wspólnotowe, niezwiązane bezpośrednio z wąsko rozumianymi interesami danej ulicy czy osiedla. Wśród łódzkich projektów lokalnych drogi stanowiły zaledwie 4 z 47 zwycięskich propozycji. Widać więc, że społeczeństwo się zmienia, również pod wpływem procesu partycypacji.
Liczy się miasto
Czy wobec tego jest szansa na prawdziwy budżet partycypacyjny w Kaliszu? Propozycje na 2014 rok trudno będzie uratować. Opracowanie kolejnej uchwały budżetowej leży w gestii obecnych władz, więc to od nich również zależy, czy proces aktywizujący mieszkańców zostanie uruchomiony. Pozostało kilka miesięcy na przygotowanie i wdrożenie Budżetu Obywatelskiego w Kaliszu, który do uchwały budżetowej na 2015 rok może wprowadzić projekty prawdziwie obywatelskie. Projekt „Liczy się miasto” (www.liczysiemiasto.pl) prowadzony przez Kaliską Inicjatywę Miejską, mający na celu promocję wiedzy o budżecie, jego możliwościach i ograniczeniach, to świetny wstęp do świadomego podejmowania decyzji. Można go wykorzystać do opracowania narzędzi (takich jak na przykład cennik miejski w Gdańsku), które ułatwią mieszkańcom późniejszy udział w podejmowaniu decyzji. Do tego potrzeba jednak woli politycznej i przełamania dominującego wśród kaliskich polityków sposobu myślenia.
Tekst ukazał się na stronie Kaliskiej Inicjatywy Miejskiej.
Czytaj także:
Mikołaj Pancewicz, Zapytajcie ludzi, jakiego chcą miasta
Agnieszka Ziółkowska, Remedium na polskie budżety (nie)obywatelskie
Joanna Erbel, Budżet partycypacyjny. Teraz w Warszawie!
Joanna Erbel, Budżet partycypacyjny: jak to się robi w stolicy
Dawid Krawczyk, Partycypacja to nie konkurs grantowy
Dawid Krawczyk, Budżet obywatelski 2013 – edukacja urzędników i mieszkańców
Adam Konopka, Partycypacja przestała być utopią
Adam Konopka, Gdański budżet obywatelski – kolejny etap
Adam Konopka, Budżet coraz bardziej obywatelski
Marcin Gerwin, Sopot ma budżet obywatelski