Gdy prezydenci miast krzyczą: „To nie ja, to nie ja jestem politykiem!”, społecznicy biorą sprawy w swoje ręce. I mówią wprost: polityka nas nie brzydzi, róbmy politykę.
Jeśli chciałeś coś zmienić w swoim mieście, na pewno kiedyś usłyszałeś ten straszliwy zarzut: „Zbijasz kapitał polityczny!”. Nie podobała ci się likwidacja szkoły? Byłeś demagogiem na pasku upolitycznionych związków zawodowych. Protestowałeś, gdy tereny zielone deweloper chciał zabudować metrami na kredyt? Uprawiałeś polityczną hucpę. A może wolałeś, żeby władze nie wydawały milionów na przygotowania do olimpiady w mieście, w którym brakuje pieniędzy na szkolne stołówki? Wtedy byłeś frustratem z „Krytyki Politycznej”.
Grę w przezwiska uprawiają zwykle ci sprytni politycy, których hasło brzmi, o ironio, „nie róbmy polityki”. Albo lokalni feudałowie okopani na swoim terenie tak głęboko, że żadna partia im nie podskoczy. Są więc, to rozumie się samo przez się, apolityczni i społeczni. Polityka jest przecież taka brzydka, a politycy przeklinają w restauracjach, na cmentarzach i stacjach benzynowych.
Im bliżej wyborów, tym mniej polityków. Byli posłowie czy radni nagle bardzo chcą być społecznikami i aktywistami. Chcą odpartyjniać samorząd i walczyć o większą partycypację w „organach władzy”. Zwłaszcza partycypację własną.
[…]
Politycy zorientowali się po prostu, że miejskie działanie jest sexy – więc próbują wykorzystać jego potencjał. Jednak wprowadzenie w gminie budżetu partycypacyjnego nie przeszkadza likwidować szkół i prywatyzować miejskich spółek. Nie przeszkadza też wydawać pieniędzy na barokowe „inwestycje” – parki wodne czy stadiony. Wreszcie, konsultacje społeczne często zmieniają się w fikcję.
Z drugiej strony – działacze społeczni widzą, że warto zasiąść w ławach radnych, by skuteczniej zmieniać miasto.
W Krakowie Tomasz Leśniak, lider inicjatywy przeciwko igrzyskom, zapowiada kandydowanie. Co na niezależnej lewicy rzadkie, Leśniak ma za sobą spektakularny sukces – wygrane referendum w sprawie olimpiady. Nic dziwnego, że przyciąga teraz rowerzystów, nauczycieli i rodziców uczniów oraz obrońców parku, który ma paść ofiarą dewelopera. W Warszawie na prezydentkę kandyduje bezpartyjna Joanna Erbel – wspierana przez Zielonych i ruchy miejskie. W ostatnich latach walczyła o prawa lokatorów, bary mleczne czy przestrzeń publiczną. Społeczne komitety szykują się też w Gdańsku, Poznaniu i Toruniu.
Gdy prezydenci miast krzyczą: „To nie ja, to nie ja jestem politykiem!”, społecznicy biorą sprawy w swoje ręce. I mówią wprost: polityka nas nie brzydzi, róbmy politykę.
Cały tekst czytaj w „Gazecie Wyborczej” z dn. 3 lipca 2014.
Czytaj także:
Joanna Erbel: Chcemy odzyskać miasto dla życia codziennego
Maciej Gdula, Erbel do ratusza!