Po pół roku tęcza ponownie stoi na placu Zbawiciela. Pytanie jednak brzmi: po co?
Przede wszystkim należy powiedzieć jedno: tęcza nie mogła nie wrócić. Gdyby nie wróciła, oznaczałoby to, że miasto przyznaje się do porażki w starciu ze środowiskami radykalnymi. Jak zresztą mówi Jarosław Jóźwiak, szef Centrum Komunikacji Społecznej w Warszawie, był to rozstrzygający argument w dyskusji.
Wiadomo, kogo powrót tęczy na pewno ucieszy – członków Ruchu Narodowego, którzy zyskali doskonały pretekst do organizowania wieców na placu Zbawiciela. Jeżeli czemukolwiek powrót tęczy służy, to na pewno konsolidacji środowisk narodowych. Znalazły symbol, przeciwko któremu mogą protestować i który najprawdopodobniej w końcu spłonie, tak jak spłonęły poprzednie realizacje artystyczne tęczy. Ostatecznie nie ma silniejszego kleju społecznego niż wspólny wróg. I nie ma żadnego znaczenia, że tym wrogiem jest chochoł. Ważne jest to, że symbolizuje ideologię gender, cywilizację śmierci i kto wie, co jeszcze.
Powrót tęczy cieszy też lokalne władze. Mają okazję zaprezentować się jako obrońcy liberalnych wartości symbolizowanych rzekomo przez instalację Julity Wójcik. Więcej, konsolidacja ruchów narodowych jest na rękę Platformie, ponieważ z jednej strony odbiera głosy Prawu i Sprawiedliwości, z drugiej natomiast pozwala PO zaprezentować się jako jedyny gwarant bezpieczeństwa i spokoju publicznego. Płonąca tęcza mówi: „Patrzcie, co się stanie, jak odsunięcie nas od władzy”. Jest to na tyle silny przekaz emocjonalny, że nie zbije go żaden racjonalny argument. Platforma idzie tu pod rękę z Ruchem Narodowym.
A kogo powrót tęczy nie cieszy? Członkowie wspólnot mieszkaniowych są coraz bardziej sfrustrowani toczącą się wokół tęczy awanturą i najchętniej woleliby pozbyć się problemu. Winne jest tu miasto, które nie zadbało o konsultacje społeczne. Mogłyby rozładować napięcie i pozyskać dla tęczy mieszkańców placu. Negatywnie do tęczy nastawieni są również członkowie lokalnej wspólnoty parafialnej, których nie pytano o zdanie w sprawie zabudowy placu Zbawiciela. Pojawił się wprawdzie pomysł poświęcenia tęczy przez jednego z biskupów, ale został on przez środowiska kościelne odrzucony. Parafia czeka, aż problem sam się rozwiąże, czyli albo tęczę spalą, albo z placu Zbawiciela usuną.
Od pytania „komu tęcza służy” o wiele trudniejsze jest jednak pytanie „co zrobić z tęczą”. Jakie będa skutki jej powrotu? Dobrych odpowiedzi nie ma. Możliwe są natomiast przynajmniej trzy strategie.
Można się okopać i bronić tęczy przed podpalaczami. Postawić policjanta, ogrodzenie, założyć monitoring. Pomijając już jednak fakt, że mało prawdopodobne jest powodzenie tych działań, to na pewno realizuje ono interesy Ruchu Narodowego i Platformy. Nie osiągnie się też w ten sposób nic poza mało ciekawym podziałem na przeciwników i zwolenników tęczy i ewentualnie postawieniem między nimi znaku symetrii.
Można też tęczę przenieść. Z pewnych względów byłoby to rozwiązanie najkorzystniejsze. Szłoby na rękę lokalnej wspólnocie mieszkańców i parafian. Problemy z tym rozwiązaniem są jednak trzy. Po pierwsze, byłaby to realizacja żądań narodowców i ich małe zwycięstwo. Po drugie, nie do końca wiadomo, dlaczego tęczy nie przeniesiono już teraz. Po trzecie, niewiele wskazuje na to, że tęcza nie spłonie na innym placu, w innej części Warszawy.
Można wreszcie spróbować zmienić symboliczną treść tęczy. Ani to symbol LGBT, ani cywilizacji śmierci. Na pewno jest to symbol pojednania. Można więc ustawić pod tęczą symbole trzech religii – judaizmu, chrześcijaństwa i islamu – i w ten sposób zachować przesłanie o tolerancji i pokoju, a z drugiej zyskać symboliczny oręż przeciw radykałom. Symbol cywilizacji śmierci podpalić nietrudno, podpalać krzyża nie wypada. Z nieoficjalnych źródeł wiadomo, że parafia nie mówi „nie” takiemu rozwiązaniu.
Nie wiadomo, która strategia będzie realizowana, warto się jednak zastanowić, co dalej zrobić z tęczą.
Zdjęcie ilustrujące tekst jest częścią akcji Tęcza zostaje! Zrób zdjęcie z tęczą na Pl. Zbawiciela