Patrycja na widok morza wykrzyknęła: „Myślałam, że fale nie istnieją!”. Faktycznie, przecież nie ma ich w Olzie.
Podczas pierwszego wyjazdu na kolonie z O!Świetlicą Krytyki Politycznej, dzięki wsparciu wielu darczyńców, udało nam się zobaczyć bardzo dużo. Spędzaliśmy czas aktywnie, nie tylko na plaży. Przede wszystkim jednak byliśmy razem. Wróciliśmy do Cieszyna z nową energią do działania.
Nie wpadałabym wcześniej na to, że Dawid robi komórką lepsze zdjęcia niż dziewczyny po edukacji artystycznej lustrzanką cyfrową, Renia układa przed snem rzeczy koło łóżka tak, żeby leżały symetrycznie, Natalka śpiewa kołysanki, Patrycja idealnie imituje dźwięk miauczenia, Tomek tańczy bez przymusu, a Oskar z dnia na dzień ma coraz śmieszniejsze żarty.
Takie rzeczy dostrzega się tylko będąc ze sobą „całodobowo”.
Pierwsze wrażenia zaczęły się już w pociągu – do Cieszyna nie dojeżdżają żadne długodystansowe, o IC można pomarzyć – którym wielu z nas jechało po raz pierwszy. Niektórzy zastanawiali się, jak to jest, że obsługa pyta o to, czy podać komuś herbatę, kawę albo wodę i czy można brać po dwie. Albo czy ktoś nie kłamie, jak przychodzą kolejny raz z poczęstunkiem. Pytaniom „Daleko jeszcze?” nie było końca. Do Gdańska jest 606 kilometrów w linii prostej.
Wylądowaliśmy na dworcu bardzo późno, bo mieliśmy duże opóźnienie, a kierowca, który miał dowieźć nas do ośrodka wczasowego, był nieco zdziwiony, że dzieci o tej porze zamiast spać albo chociaż marudzić, na widok niemal każdego podświetlonego budynku w drodze do Mikoszewa wykrzykują „Ojaaa!”, „Ale fajne!”. To samo było, kiedy już wysiedliśmy z autobusu i podnieśli głowy do góry. Niebo pełne gwiazd.
Poranek w nowym miejscu był trudny.
Jacyś wczasowicze podeszli do Anki Pluty (kierowniczki obozu) i zaczęli od pytania, skąd ma tyle cierpliwości, kiedy spokojnie tłumaczyła, każdemu z osobna, że na trampolinie nie można skakać bez przerwy.
Szwedzki stół też – wiadomo – jest pewnym wyzwaniem z grupą 21 osób. Zbiórki na początek też nie były łatwe, bo wszyscy byli podekscytowani i chcieli ciągle coś robić, biegać albo mówić, rzecz jasna wszyscy na raz. To normalne.
Po dwóch dniach wszyscy nas lubili. Robili zdjęcia Ani, która ćwiczyła różne taneczne wygibasy albo prowadziła aerobik na boisku, nagrywali filmiki, jak śpiewamy przy ognisku. Połowa O!Świetlicy zaprzyjaźniła się z dziewczynką mówiącą po rosyjsku, chociaż nikt nie zna tego języka. Właściciele ośrodka wczasowego powiedzieli nam na koniec, że jesteśmy grupą, która chyba jako jedyna nigdy nie narzekała na jedzenie, chlapała się w basenie bez śladu znudzenia i zawsze się uśmiechała. Do tego, jak o coś prosiliśmy, to już robiliśmy to od początku do końca. Dyskoteka ze światłami, dymem to nie żarty. Trzeba było tańczyć bez przerwy. Na sam koniec podziękowania nie miały końca.
Poza regularnymi zajęciami w Mikoszewie, takimi jak gimnastyka, spacer, cisza poobiednia, plażowanie, gry terenowe czy kręcenie filmu jeździliśmy w różne miejsca.
Hel był pierwszym celem naszej podróży. Porównywaliśmy wysokość latarni morskiej z wieżą Piastowską w Cieszynie. Ta pierwsza jest wyższa o równe 20 metrów, ale łatwiej się na nią wdrapać. Na Helu Krytyka Polityczna z Gdańska prowadzi działania dotyczące ekologii w ramach kampanii „Stacje pogody”. Dzieci odwiedziły fokarium i dowiedziały się czegoś więcej o ochronie przyrody. Na przykład, jak długo rozkłada się butelka wrzucona do morza. Odjechaliśmy z parkingu koło jedynej szkoły na Helu z nadzieją na powrót. Od września zaczynamy dłuższą przygodę z dziećmi z tej miejscowości. Będziemy przygotowywać spektakl teatralny o biedzie, współpracy i zaufaniu – tematach naszych książek. Tym razem będziemy jednak porozumiewać się przez internet, bo mieszkamy trochę za daleko od siebie.
W Sopocie dzieci i młodzież odwiedziły „Park Książki” oraz wzięły udział w warsztatach literacko-dźwiękowych w ramach „Literackiego Sopotu”. Płynęliśmy też statkiem, który dla wielu uczestników i uczestniczek był najważniejszym punktem wycieczki, spacer po molo też. Może tłum na Monciaku trochę nas wystraszył, ale za to morze było wyjątkowo spokojne podczas rejsu.
W Gdyni byliśmy pod wrażeniem Akwarium i wielkiego portu. Zwiedzaliśmy „Dar Pomorza” („Pani, czemu ten statek się nie rusza?”) i ćwiczyliśmy akrobacje w parku trampolin. Chyba każdy ma na komórce filmik, jak robi salto. Nawet Ci, którzy unikają WF-u.
Po wyjeździe mamy mnóstwo zdjęć, wspomnień i jeszcze niedomyte tatuaże z henny, które robiliśmy sobie w obozowisku.
Do tego piasek i muszelki w woreczkach strunowych i wodę z Bałtyku w butelce. Na koniec każdy pomyślał marzenie i zostawił je morzu do rozstrzygnięcia.