To był pionierski projekt, który dziś ucieka pamięci.
O Kolonii Robotniczej w Ostrowcu Świętokrzyskim mówią Wojtek Mazan, autor koncepcji wystawy poświęconej Kolonii, oraz współautorki: Katarzyna Mazan i Monika Pastuszko. Wysłuchała Agnieszka Wiśniewska.
***
Wojtek Mazan: Od dawna interesuję się historią Ostrowca. Dużo czytam o tym, co się działo w naszym mieście. Niektóre wydarzenia są opisane dosłownie jednym zdaniem, np. Holocaust w Ostrowcu. Doszedłem do ściany, w pewnym momencie nie możesz dowiedzieć się z książek więcej o lokalnej historii. Dlatego zacząłem szukać informacji w czymś, co określa się jako historię mówioną.
Kilka lat temu przygotowaliśmy projekt „Klasa robotnicza idzie do raju”. Znaleźliśmy pracowników huty sfotografowanych w latach 70., kiedy Ostrowiec przeżywał rozkwit. Rozwijał się przemysł, prężnie rosło miasto. Powstała wtedy wystawa fotograficzna „Huta – dom – rodzina” otwarta w 1979 roku. Po 30 latach odnaleźliśmy jej bohaterów. Było to łatwe, bo w katalogu podano ich nazwiska i adresy. Część osób już zmarła, ale udało nam się porozmawiać z jedenastoma dawnymi hutnikami lub ich rodzinami z dwunastu przedstawionych na wystawie. Nie spodziewaliśmy się nawet, że rozmowy z nimi będą tak ciekawe. Często odnosili się do przeszłości krytycznie.
Katarzyna Mazan: Ale też realistycznie. Przywoływali przykłady z dnia codziennego pokazujące, że było im ciężko. Takie proste fakty z życia. Kiedy słuchaliśmy tych opowieści, zaczęliśmy myśleć, że właśnie oddanie głosu mieszkańcom Ostrowca jest dobrym sposobem na poznanie historii miasta. Sięgnięcie po historię mówioną pozwoliło nam poznać nie tylko fakty, ale też odczucia ludzi.
WM: W 2010 roku zacząłem się interesować fotografią dokumentalną i świadomie wybrałem się na Kolonię Robotniczą, czyli dawne robotnicze osiedle. Wcześniej trochę słyszałem o Kolonii: że powstała w latach 20. XX wieku, że wybudowała to huta, że miejscowa hrabina przekazała teren pod zabudowę. Kiedy zacząłem drążyć temat, okazało się, że to PPS wymusił na hucie wybudowanie kolonii. Był to element większego projektu odbudowy gospodarki i budownictwa w odrodzonej Polsce. Od mieszkańców dowiedziałem się, że hrabina nie była tak wspaniałomyślna sama z siebie – podobno była zadłużona i tą ziemią spłacała długi państwu. Myślę, że to, co przekazali nam ludzie, jest bliższe prawdy niż kilka zdań, które historyk kiedyś zapisał w książkach.
KM: Ludzie dużo wiedzą na temat Kolonii.
WM: Próbowałem dowiedzieć się czegoś więcej od historyków, ale w muzeum powiedziano mi, że nie mają materiałów na ten temat. Była praca Wojciecha Kotasiaka, jednego z ostrowieckiech historyków (to on zakładał muzeum), pisana z okazji 50-lecia zbudowania Kolonii Robotniczej. Jednak nigdy nie została opublikowana, jest w muzeum w maszynopisie. Praca ta zawierała sporo informacji o tym, kto działał w zarządzie Kolonii, dużo nazwisk, mało opowieści. Jak już poszedłem do ludzi, to okazało się, że pan poseł, bardzo dobrze opisany w publikacji jubileuszowej, był poczciwym człowiekiem, ale nic dla Kolonii nie robił. Krąży taka historia, że tylko raz zabrał głos w sejmie, wstał i zapytał, czy może otworzyć okno.
Kolonia Robotnicza powstała w latach 1926-31 niedaleko Ostrowca. Wybudowano wtedy 115 prostych domków parterowych. Bardzo małych. Był taki przepis banku finansującego budownictwo dla robotników, który mówił, że dom może mieć ok. 36 m2.
Monika Pastuszko: Domki składały się z jednego pokoju i kuchni oraz stryszku. W wywiadach ludzie mówią, że to był świetny domek dla 4-osobowej rodziny, dla większej może za ciasny. Warunki jak na tamte czasy były bardzo dobre. W domkach był prąd, na ulicy studnia.
WM: Było trochę daleko do miasta, a nie każdy miał rower i to była pewna uciążliwość dla hutników. Wokół domku był spory nasłoneczniony teren, choć ziemia taka sobie. Na działce każdy dostał zasadzone 4 drzewa owocowe. Ludzie wykorzystywali ten teren po ostatni centymetr. Hodowali kury, króliki, świnie, uprawiali warzywa. W 1929 Kolonię wizytował prezydent Mościcki – jako jedno z wzorcowych osiedli pracowniczych finansowanych przez państwo.
KM: Był sklep, w którym zaopatrywali się nie tylko mieszkańcy Kolonii, ale też sąsiednich wiosek. Obok domków powstała świetlica.
WM: W świetlicy było radio, którego głośniki dochodziły do każdego z domów. Nie można ich było wyłączyć, więc w ramach pobudki wszyscy słuchali przymusowo muzyki i informacji o Ostrowcu (śmiech). W jednym z domków była też kaplica.
Hutnicy mieli spłacać te domki. Większość nie spłaciła ich przed wybuchem wojny. Pod koniec wojny stacjonował tam Wehrmacht. Niedaleko był cmentarz, gdzie grzebano żołnierzy przywiezionych z frontu. Blisko był też cmentarz radziecki. Kolonia miała części wspólne: sklep, świetlicę, drogę, boisko. Każdy ze 115 właścicieli ma 1/115 terenu. To doprowadziło do komplikacji prawnych. Po wojnie to się jeszcze bardziej skomplikowało. Tereny wspólne stały się państwowe, potem niczyje. W latach 70. powstała na Kolonii świetlica z biblioteką, klubem na spotkania. Dziś budynek jest w ruinie. Miasto nie chce inwestować na nie swoim terenie, a tych 115 właścicieli nie może się dogadać.
W 1954 Kolonia została włączona do miasta. Podłączenia do miasta ludzie nie wspominają dobrze. Wcześniej mieli bardzo dobrą wodę ze studni głębinowej, a wraz z wejściem do miasta podłączono ich do miejskich wodociągów. Wokół Kolonii powstało osiedle domków jednorodzinnych, ale „koloniści” zachowują pewną odrębność. Potomkowie pierwszych mieszkańców sami o sobie mówią „koloniści”, a ci, którzy się przeprowadzili na osiedle czy wżenili w rodziny mieszkańców, nazywani są „nabytkami”.
Dziś z tych 115 domków w stanie nienaruszonym nie zachował się żaden. W większości zostały przebudowane. W latach 60. zmieniły się standardy, ludzie podciągnęli do domów wodę, miejsca brakowało, więc zabudowywali ganek z kolumnami na sionkę, choć był przepis zabraniający przebudowy.
Pierwszy werandę dobudował wspomniany wcześniej poseł. Potem kolejni wyżej sytuowani rozbudowywali domki. Ale w parterze, z dachami spadzistymi. W latach 70. padł pomysł, żeby zachować kolonię w jej pierwotnym stanie, ale zbuntowali się ludzie, którzy nie mogli dalej mieszkać w takich warunkach. Potem chciano kupić jeden domek i go zachować, ale i to się nie udało. Przyszły lata 90. i nastąpiła samowolka. Potomkowie pierwszych właścicieli umierają, ich potomkowie już dawno mieszkają gdzie indziej. Domki są sprzedawane. Znajdują się w świetnej lokalizacji, w mieście, otoczone dużą działką. Kilka z domków, które sfotografowałem w 2010 roku, już nie istnieje. Z kilku domków zmienionych w minimalnym stopniu zostaje z roku na rok coraz mniej.
Chodziłem po kolonii od domu do domu i rozmawiałem z mieszkańcami. Zebrałem materiał, ale nie było szansy godnie go pokazać. Taka okazja pojawiła się po debacie Jak ożywić rynek?, którą zorganizowaliśmy we wrześniu. To tam pojawił się pomysł organizowania na rynku wystaw. Poszliśmy za ciosem, ale też prezydent i miasto poszli za ciosem, wspierając nas.
KM: Spisując rozmowy z mieszkańcami, staraliśmy się robić to jak najwierniej, zachować składnię. Ważne było pokazanie doświadczenia ludzi, ich przeżyć. To działa. Wystawa została otwarta 1 maja. Krążyliśmy cały dzień po rynku, przyglądając się reakcjom odbiorców. Ludzie przystawali i naprawdę czytali relacje sąsiadów. To nie jest nudna wystawa. To nie są zdjęcia plus fakty historyczne, które przestaje się czytać po dwóch zdaniach. Żywa mowa wciąga. Słychać, jak ludzie komentują pod nosem: „O, dobrze powiedziane”, „No, tak właśnie było”.
MP: Spotkałam na wystawie ludzi z Kolonii, którzy cieszyli się, że ich historia stała się częścią historii miasta, że prezentuje się ją na rynku, w centrum, a to przecież opowieść o zapomnianej uliczce.
KM: Jestem przekonana, że 70 procent mieszkańców miasta nie wie nawet, skąd nazwa „Kolonia Robotnicza”.
WM: Naprawdę?
KM: Nikt z moich uczniów o tym nie wiedział, w mojej rodzinie mało kto.
WM: Przecież ta część miasta się tak nazywa.
MP: Dawna Kolonia Robotnicza dziś jest tylko jedną ulicą osiedla Kolonia Robotnicza, które jest osiedlem domków klasy średniej. Taka klasyczna suburbanizacja na granicy miasta. Za kolonią jest granica Ostrowca. Myślę, że mało kto wie, skąd w nazwie tej dzielnicy domków jednorodzinnych znaleźli się robotnicy.
WM: Nadal czekamy na reakcje publiczności. Wystawa porusza też kilka trudnych tematów. Z mieszkańcami kolonii rozmawiałem nie tylko o tym miejscu, ale też o całym mieście. Np. o społeczności żydowskiej w Ostrowcu. Jest w tych historiach antysemityzm, czasem może nieświadomy. Na przykład opowieści o tym, że Żydzi się nie myli…
KM: … ale zaraz też dodawano, że nie mieli jak, że mieszkali w bardzo złych warunkach.
WM: Obecność Żydów jest w Ostrowcu kompletnie niezaznaczona.
W XIX wieku Żydzi stanowili 80 procent społeczności, potem, kiedy rozwijał się przemysł, już mniej, ale nadal ok. 30 procent. W przestrzeni miasta tego nie widać. Ale to siedzi w ludziach. Likwidacja getta była dla tej społeczności potwornym wydarzeniem. W ciągu trzech dni 11 tys. osób zostało wywiezionych do Treblinki, a od 1 do 2 tys. zostało zabitych na miejscu. Ludzie chcą o tym mówić. To jest temat, który przepracowywany jest w debacie…
MP: …w debacie ogólnopolskiej, ale nie ostrowieckiej.
WM: Ruszamy ten temat. Prowadzę bloga Żydowski Ostrowiec, gdzie zbieram informacje o społeczności żydowskiej w naszym mieście. Są to wypisy z książek, czasem jakieś niewielkie wzmianki. Bez komentarza. Czasem trzeba je czytać z dystansem.
MP: A ja komentuję. Piszę na swoim blogu artykuły bazujące na historiach opowiadanych przez ludzi, zebranych przez archiwum Instytutu Fundacji Shoah. Są w nim historie mieszkańców Ostrowca, którzy przeżyli wojnę i opowiadają o tym. Korzystam też z bloga Wojtka, którzy zbiera te rozrzucone po dziesiątkach książek fragmenty. Organizuję tę wiedzę według osób, tak, żeby te historie miały twarz. I opatruje je komentarzem. Jeżeli ktoś zostaje przy fałszywym nazwisku po wojnie, to wynika to ze strachu przez antysemityzmem, z tego, że po pogromie kieleckim nie można czuć się bezpiecznie.
KM: A ja korzystam z tego, co robią Wojtek i Monika, i uczę w szkole o historii Ostrowca. Dziś słowo Żyd używane jest przez młodzież raczej tylko jako obelga, więc uświadomienie im, że społeczność żydowska była tak liczna w ich mieście, otwiera im oczy.
WM: To ostatni moment, żeby porozmawiać ze świadkami. Na pewno się tym zajmiemy.
Wystawa „Kolonia robotnicza w Ostrowcu Świętokrzyskim” będzie trwać do końca maja. Więcej na: http://koloniarobotnicza.wix.com/historiamowiona
Wystawa współfinansowana jest z dotacji celowej udzielonej z budżetu Gminy Ostrowiec Świętokrzyski w 2014 roku.