Pięć lat temu marzyliśmy, żeby urzędy w ogóle zaczęły nas słuchać. To się w miarę udało. Czy to jednak nie za mało?
Dawno dawno temu w Warszawie konsultacje były traktowane przez większość urzędów jako przykra konieczność, a próby dostosowania godzin i technik do potrzeb mieszkanek i mieszkańców napotykały na duży opór i brak zrozumienia. W tamtych czasach, żeby przekonać urzędy do tego, że warto rozmawiać z obywatelami, odwoływano się do argumentu, że mieszkanki i mieszkańcy danej okolicy lepiej niż urząd wiedzą, czego im brakuje – są ekspertkami i ekspertami od spraw dotyczących ich życia codziennego, a więc też źródłem wiedzy i to wiedzy bezpłatnej. Trudno dziś uwierzyć, że mowa o czasach sprzed zaledwie 5 lat. Zarówno w Warszawie, jak i wielu innych miastach mamy do czynienia z prawdziwym partycypacyjnym boomem.
W przypadku konsultacji w Warszawie przełomem było powołanie w styczniu 2008 roku Centrum Komunikacji Społecznej (Centrum kontynuuje działania Ośrodka Konsultacji i Dialogu Społecznego, który powstał w roku 1998). Urzędy dzielnic mogły w praktyce nauczyć się partycypacji w roku 2010, dzięki projektowi „Wzmacnianie mechanizmu partycypacji społecznej” (odbyło się wówczas 18 konsultacji w 16 dzielnicach). Efektem projektu była nie tylko nowa wiedza, ale również publikacja Tak konsultowaliśmy… Warszawa dzieli się dobrymi praktykami. Od tamtej pory urzędy mniej boją się już konsultacji.
Efekty można zobaczyć na platformie konsultacyjnej konsultacje.um.warszawa.pl, gdzie znajdują się informacje o odbywających się konsultacjach oraz podsumowania tych zakończonych. Obecnie przedmiotem konsultacji stały się same konsultacje, a dokładniej ich nowe ramy (projekt uchwały i zarządzenia). Uwagi do projektów można zgłaszać do 16 grudnia 2012 r.: wpisując swoje propozycje pod konkretnymi paragrafami uchwały lub zarządzenia, e-mailem lub osobiście. Odbędą się również dwa spotkania konsultacyjne. Wszystkie dokumenty (wraz ze streszczeniem) dostępne są na podstronie warszawskiej platformy konsultacyjnej.
Wysokie progi na partycypacyjne nogi
W obu projektach dokumentów chodzi o ustalenie jasnych zasad dla wszystkich dzielnic Warszawy. Obecnie dzielnice mogą korzystać z pomocy Centrum Komunikacji Społecznej, ale nie muszą. Wraz z momentem wejścia w życie uchwały będą do tego zobowiązane, ponieważ wszystkie wnioski z inicjatywą przeprowadzenia konsultacji będą musiały być kierowane do Prezydenta m.st. Warszawy, czyli w praktyce do CKS. To też Prezydent decyduje o tym, czy konsultacje zostaną przeprowadzone, czy nie.
Ta centralizacja decyzji ma swoje wady i zalety. Niewątpliwą zaletą jest to, że informacje o wszystkich konsultacjach i podsumowujących raportach (takie będą musiałby zostać sporządzone i upublicznione najpóźniej 60 dni od daty zakończenia procesu zbierania uwag i opinii) będą umieszone w jednym miejscu – na wspomnianej wyżej platformie konsultacyjnej. Nie tylko ułatwi to dostęp do informacji, ale również oszczędzi czasu i pracy dzielnicom.
Piecza Centrum Komunikacji Społecznej może zadziałać również korzystnie na poziom konsultacji, który jest obecnie różny w poszczególnych dzielnicach – jedne szukają nowych rozwiązań, a inne nadal odnoszą się do nich niechętnie. Jednak już centralizacja decyzji o tym, czy konsultacje społeczne są potrzebne, może mieć też negatywne strony. Może się zdarzyć, że projekt zgłoszony, na przykład przez radę dzielnicy zostanie odrzucony przez Prezydenta, z powodów politycznych albo ze względu na to, że zostanie uznany za błahy i nie warty poświęcania mu czasu. Co wtedy? Czy urząd dzielnicy nie będzie mógł przeprowadzić konsultacji? Takich sytuacji uchwała nie wyjaśnia.
Wątpliwości może też budzić tryb inicjowania konsultacji. Zgodnie z projektem uchwały konsultacje dotyczące całej Warszawy mogą zostać zorganizowane z inicjatywy Prezydenta m.st. Warszawy, Rady m.st. Warszawy oraz na wniosek: Młodzieżowej Rady m.st. Warszawy, rady dzielnicy m.st. Warszawy oraz grupy co najmniej 7000 mieszkańców m.st. Warszawy posiadających czynne prawo wyborcze. W Łodzi, liczącej około 729 tys. mieszkańców (czyli 2,5 razy mniej niż w Warszawie, gdzie oficjalna liczba mieszkańców wynosi 1 700 tys. mieszkańców), zgodnie z najnowszym regulaminem wystarczy do tego grupa 200 mieszkańców. Ponadto łódzki regulamin daje też prawo zgłaszania wniosku o przeprowadzenie konsultacji przedstawicielom co najmniej 10 organizacji pozarządowych. W tej sytuacji warszawski próg wydaje się bardzo wysoką barierą wstępu, zwłaszcza, że chodzi tylko o zgłoszenie wniosku do konsultacji, które nie są wiążące, a sam wniosek może zostać odrzucony.
Podobne wątpliwości można mieć wobec trybu zgłaszania wniosku o konsultacje społeczne przeprowadzane przez dzielnice. Tam konsultacje mogą się rozpocząć z inicjatywy zarządu dzielnicy, rady dzielnicy oraz na wniosek młodzieżowej rady dzielnicy, jednostki niższego rzędu działającej w dzielnicy albo grupy co najmniej 1% mieszkańców posiadających czynne prawo wyborcze. Po pierwsze jest to liczba zmienna, a po drugie np. dla Mokotowa, w którym w 2011 roku liczba wyborców wynosiła 180 871 osób, chodzi o grupę 1808 osób. To znowu bardzo dużo, zwłaszcza jeśli takie konsultacje miałyby dotyczyć remontu ulicy czy zagospodarowania skweru, który może zasadniczo obchodzić znacznie mniejszą liczbę osób. Te wysokie progi wydają się tym bardziej nieadekwatne, kiedy weźmiemy pod uwagę, że na konsultacje wymagające osobistego udziału przychodzi raczej kilkanaście do kilkudziesięciu osób niż kilkaset (nie mówiąc już o tysiącach). Znacznie więcej osób bierze udział w konsultacjach on-line, ale nawet w dość popularnych konsultacjach, jak te dotyczące nazwy Mostu Północnego (nazwanego wbrew wynikowi konsultacji Mostem Marii Skłodowskiej-Curie), wzięły udział łącznie 7433 osoby (http://konsultacje.um.warszawa.pl/konsultacja/most-polnocny-czy-most-im-marii-sklodowskiej-curie), czyli niewiele więcej niż wymagałoby zgodnie z obecnym projektem zgłoszenie wniosku o konsultacje. Wysoka liczba osób konieczna do złożenia wniosku w optymistycznej wersji mogłaby zachęcić do szukania przez pomysłodawców poparcia społecznego, ale w wersji realistycznej raczej ich zniechęci. Zwłaszcza, że wyniki konsultacji nie są wiążące.
Zastrzeżenia może też budzić zapis projektu uchwały dotyczący formy konsultacji społecznych. Mogą one być przeprowadzone w postaci: 1) protokołowania otwartych spotkań z mieszkańcami, 2) zbierania uwag. Nie wiadomo jednak, w jaki sposób i co ma z tego wynikać. Mogą być też przeprowadzane 3) ilościowe badania opinii mieszkańców, w szczególności: wywiady przeprowadzone przez ankieterów, ankiety samodzielnie wypełniane przez respondentów, w szczególności wypełnione przy użyciu internetu oraz panele obywatelskie polegające na regularnym zasięganiu przez dłuższy okres opinii dużej, reprezentatywnej i wyłonionej na stale grupy mieszkańców. Zasadniczo przeprowadzanie przez miasto i dzielnice badań może przyczynić się wzrostu wiedzy. Jednak takie badania nie powinny być traktowane jako element konsultacji, ale jako sposób zbierania wiedzy przez miasto lub dzielnice na temat preferencji mieszkańców, które dopiero później będą konsultowane.
Wątpliwości budzi też założenie, że panele obywatelskie powinny być tworzone na stałe. Przecież w zależności od tematu pracą nad rozwiązaniami może być zainteresowana inna grupa mieszkanek i mieszkańców. Nie jest też określone, jak duża powinna być „duża grupa”. Wcale też nie jest oczywiste, że można oczekiwać od dużej grupy mieszkanek i mieszkańców, że będzie za darmo wypracowywać jakieś rozwiązania. (W Partycypacji. Przewodniku Krytyki Politycznej Przemysław Sadura proponuje na przykład, żeby płacić za udział w konsultacjach dochodem gwarantowanym).
Czy to nie za mało?
Próba stworzenia ram do konsultacji społecznych jest niezwykle ważna. Jednak myśląc o projekcie przyszłej uchwały należy patrzeć w przyszłość. Dziś nie jest już wcale oczywiste, że konsultacje to narzędzie, które ma tylko dostarczać urzędom wiedzy, a ich forma polega na skuteczniejszym pozyskiwaniu tej wiedzy od mieszkanek i mieszkańców. Równie ważne, jak zbieranie wiedzy, jest budowanie relacji pomiędzy samymi mieszkańcami i mieszkankami. To zaś wymaga spotkań, dyskusji i tworzenia sytuacji, gdzie nie tylko można zagłosować za wybraną przez siebie opcją, ale również posłuchać opinii innych i mieć okazję zweryfikować swoje zdanie.
Pięć lat temu marzyliśmy, żeby urzędy w ogóle zaczęły nas słuchać. Obecnie te marzenia dotyczą już raczej wspólnego decydowania o ważnych sprawach i budowanie miejskiej wspólnoty na bieżąco reagującej na podejmowane decyzje. Punktem odniesienia nie są dobrze przeprowadzone konsultacje społeczne, ale pełen budżet obywatelski (w wielu miastach wprowadzany już w skali 1% budżetu). Proponowany przez CKS projekt uchwały jest próbą sformalizowania obecnej formy konsultacji społecznych. Czy nie jest to jednak za mało?