Chciałbym myśleć, że Legnicka Specjalna Strefa Ekonomiczna we wrocławskich Praczach Odrzańskich to tylko żart.
Są pomysły złe. Są też pomysły zwyczajnie straszne. Są też jednak tak złe i straszne, że aż trochę śmieszne. Tak jest z projektem – nie pierwszym – Legnickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej we Wrocławiu.
Wrocław już raz przenosił się w granice Legnicy, miasta, które od Wrocławia dzieli dystans blisko 80 km. Wtedy chodziło o preferencyjne warunki dla szwajcarskiego banku UBS. Aby przychylić nieba bankierom, rada miejska postanowiła w obręb Legnickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej włączyć adresy… rzut beretem od Rynku. A konkretniej działki należące do spółek Tenali Investments Spółka z ograniczoną odpowiedzialnością-Listera spółka komandytowo-akcyjna oraz do dewelopera UBM Times Sp. z o.o., gdzie mają powstać biurowce. Radni byli za, stosunkiem głosów 20 do 12. Witaj Legnico, żegnajcie podatki!
Szwajcarski bank UBS, międzynarodowy gigant, który chwali się aktywami w wysokości biliona (1 000 000 000 000) franków, dostał standardową w SSE dyspensę od płacenia podatków – taki był, przedstawiony w uzasadnieniu uchwały, warunek realizacji tej inwestycji. A przy okazji dano błogosławieństwo podatkowej wolności też innym firmom, które umiejscowią się w tych biurowcach, bo banki nie zajmą całości. Ktoś się jeszcze zmieści. Dobry interes dla wszystkich, poza budżetem państwa.
Dawid Krawczyk pisał wtedy w „Dzienniku Opinii”: „Zastanawia mnie, jakie niespodzianki przygotowała Agencja Rozwoju Aglomeracji Wrocławskiej na kolejne sesje rady miejskiej. Skoro udało się przegłosować uchylenie prawa podatkowego na życzenie inwestora, to może warto pójść za ciosem. Specjalna strefa rozrywki na stadionie? Specjalna strefa ekologiczna na wysypisku śmieci? – co będzie następne?”
Miasto nie sięgnęło jeszcze po tak innowacyjne pomysły, ale ewidentnie chce pozostać w awangardzie. Ledwo w marcu udało się utworzyć specjalną strefę dla banku, już w lipcu radni i radne chcą ruch powtórzyć. W obręb Legnickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej ma zostać włączony malowniczy kampus EIT+ na wrocławskich Praczach Odrzańskich.
I choć wciąż chodzi o to samo – niepłacenie podatków – to inne są motywacje, a i kontrowersje jakby mniejsze. Dlaczego? Zadziałało znane zaklęcie: innowacje.
Lokalna „Gazeta Wyborcza” donosi: „Problemów z przegłosowaniem tej uchwały zapewne nie będzie. Włączenie ponad 15 ha gminnego gruntu w granice Legnickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej ma przyczynić się do – jak napisano w projekcie – «innowacyjnej aktywności nauki i biznesu we Wrocławiu». Kampus Pracze i jego bezpośrednia okolica ma łączyć w sobie nie tylko cechy zaawansowanego parku technologicznego, klastra tematycznego oraz instytutu badawczo-rozwojowego, ale także za sprawą działań w obszarze innowacji społecznych może stać się centralnym miejscem spotkań i nawiązywania długoterminowych relacji pomiędzy nauką a biznesem”.
I wszystko jasne: miejsce, które nie stało się „europejskim MIT”, czyli siedzibą Europejskiego Instytutu Technologicznego – bo w konkursie przegrało z Budapesztem – stanie się przynajmniej miejscem „nawiązywania długoterminowych relacji pomiędzy nauką a biznesem”.
Relacje te na pewno będą bliskie – bo każdy biznes przeniesie się w najbliższe sąsiedztwo jakiegoś instytutu badawczego, jeśli oznacza to zwolnienie od podatków.
Niewykluczone, że i wielcy światowi giganci – Google czy Faceboook, o nich pewnie marzą radni – odkryją, że zbliżenie z wrocławską nauką wyjątkowo się opłaca. Tak więc Wrocław może i stanie się siedzibą wielkich firm. Brawo my. Będziemy innowacyjni jak Kajmany i Cypr, oni też w ten sposób ściągają do siebie zagraniczne firmy. Tak samo „inwestuje” w Europie amerykański Wal-Mart – choć nikt jeszcze ich sklepów na naszym kontynencie nie widział.
Powstaną miejsca pracy! – krzyknie ktoś. Może i powstaną. Jakim kosztem? Kiedy po raz ostatni sprawdzałem dane na stronie Ministerstwa Gospodarki, każde miejsce pracy utworzone w specjalnej strefie kosztowało podatnika kilkadziesiąt tysięcy złotych zwolnień podatkowych. Do tego dochodzi utrzymanie infrastruktury i stały wkład gmin w strefy. A mowa tu tylko o najłatwiejszych do wyliczenia sumach. Ile miejsc pracy do specjalnych stref przypłynęło skądinąd – bo po prostu je przeniesiono – nie wiadomo.
Faktem jest to, że jedyną innowacją w tym całym projekcie będzie innowacyjny sposób unikania opodatkowania. Innowacyjna gospodarka jest potrzebna, a więc trzeba tworzyć przychylne innowacjom warunki – z pewnością takie rozumowanie, podpowiedziane przez sektorowych lobbystów i dyżurnych technooptymistów, towarzyszyło autorom pomysłu. I pewnie dlatego jako „przychylne warunki” rozumieją jak najniższe, najlepiej zerowe opodatkowanie.
Tylko że przekonanie o tym, że ulgi podatkowe i inne fiskalne zachęty mają cudowną moc wspierania innowacji, jest mitem. Ludzie od niższych podatków nie zaczynają intensywniej myśleć, zespoły lepiej pracować, urzędy szybciej patentować, a rynki szybciej chłonąć nowe produkty. Sorry, taki mamy klimat na innowacje, jaki mamy – i banalnym cięciem po podatkach go nie zmienimy.
Bo nie ma żadnego związku między zachętami podatkowymi a innowacyjnością – albo, mówiąc precyzyjniej, firmy, które dostały przywilej niepłacenia podatków, nie stały się od tego bardziej innowacyjne.
Nawet jeśli – co i tak jest sytuacją raczej tylko teoretyczną – całość zaoszczędzonej kwoty przeznaczyłyby na badania i rozwój, to i tak nie daje to zauważalnych efektów. I nawet można tę zależność wykazać – są ekonomiści, którzy to robią. Na opracowanie faktycznie innowacyjnego pomysłu, metody czy patentu, a następnie wprowadzenie go do powszechnego użytku składa się tak wiele zmiennych okoliczności, że skończona naiwnością jest sądzić, że proces ten nabierze tempa dzięki niższym podatkom. Ale stratę dla budżetu można wyliczać bez żadnych wątpliwości. I do tego w większości sprowadzają się takie „innowacyjne” pomysły – odchudzania budżetu i robienia prezentu inwestorom.
Pisze o tym ekonomistka Mariana Mazzucato, specjalistka od innowacji i autorka głośnej książki Enterpreneurial State [pol. „Przedsiębiorcze państwo”]. Jeśli chcemy mądrze inwestować publiczne pieniądze, to ulgi podatkowe powinny być na samym końcu listy. Wiele podobnych pomysłów naraziło ich autorów na śmieszność: ostatnio brytyjski kanclerz skarbu George Osborne zaproponował, by za nowo opatentowane w UK produkty nie płacić całości podatków. Negatywnie oceniły ten pomysł kraje OECD i sprzeciwiły się, aby tego rodzaju praktyki były dopuszczane w kolejnych dyrektywach tej organizacji. Do zniżek podatkowych dla innowatorów krytycznie podchodzą też brytyjskie instytucje badające finanse publiczne; wiele osób podkreśla, że takie pomysły rodzą zachętę do nieuczciwej konkurencji. Jest wiele innych sposobów na sprzyjanie badaniom i rozwojowi nauk technicznych: od państwowych grantów celowych i strategicznych po najprostsze: godne pensje i stabilne zatrudnienie dla naukowców i naukowczyń. To jednak władzom Wrocławia nie wydaje się atrakcyjne z punktu widzenia „innowacyjnej aktywności nauki i biznesu we Wrocławiu”.
A może tak naprawdę nie chodzi wcale o żadne innowacje? Bo jest jeszcze inny, nienaukowy aspekt działalności EIT+ we Wrocławiu, który rymuje się ze specjalną strefą ekonomiczną. EIT+ działa jako miejska spółka, głównym akcjonariuszem jest gmina Wrocław i miejskie uniwersytety. Nie wątpię, że naukowcy i naukowczynie z EIT+ ciężko pracują, ale w ramach kampusu realizuje się wiele projektów czysto koncepcyjnych (opracowania, plany, konsultacje – wystarczy przejrzeć stronę internetową), do których napradę nie trzeba zniżek podatkowych. A obok nich, jak czytamy na stronie, działają usługi konsultingowe, PR-owe, marketingowe, licencyjne i, last but not least, organizacja konferencji i eventów.
Nie wątpię, że wszystkie te PR-owe i marketingowe działania będą bardziej opłacalne po wejściu do strefy. Spółka więcej zarobi? Pojawią się premie? Może warto będzie tam ze szwagrem przenieść firmę?
Jeśli państwa ciekawi to równie mocno jak mnie, możecie zwrócić się z pytaniami do prezesa rady nadzorczej spółki EIT+, już niedługo w Legnickiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej. Tak się składa, że jest to wiceprezydent Wrocławia, Adam Grehl. Zachęcam do kontaktu, email powinien być dostępny publicznie.
Chyba że ostatecznie EIT+ do strefy nie trafi, a wnioskodawca, prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz, tylko żartował. Głosowanie już dziś.
**Dziennik Opinii nr 190/2015 (974)