Felieton ukazał się na łamach "Dziennika Łódzkiego".
Są ludzie, którzy cenią sobie zabawę na wysokim poziomie. Żeby mieć przednie wrażenia, najpierw czynią staranne przygotowania. Kupują twarzowe kominiarki, pałki szturmowe, gadżety do rozpylania gazu, zbierają odpowiednie kamienie do wiadra. Starannie wykonują domowe pochodnie. A kiedy mają już wszystkie zabawki, przychodzi czas na wielki bal. Nikt nie będzie bronił ludzi o nieco ciemniejszej cerze, którzy mieszkają w sąsiedztwie.
Czy to opowieść o Ameryce z czasów Ku-Klux-Klanu? Nie, o rasistowskim napadzie na rodzinę Romów mieszkającą na Górnej.
O kobietach i dzieciakach, które od dawna nie mogą żyć w spokoju, bo ich inność i bezbronność od dawna kusi do podobnych „zabaw” dużych chłopców z okolicy. Trwa to od dawna: zaczepki w szkole, napadanie na ulicy – aby zaszczuta romska rodzina nie mogła czuć się bezpiecznie. Policja, której rodzina raz zgłaszała dręczenie, umorzyła sprawę bez żadnych wniosków. A bandyci balowali dalej.
[…]
Mam od dawna pewien pomysł. Od Rynku Kobro w Nowym Centrum Łodzi mają odchodzić cztery ulice: Polska, Rosyjska, Żydowska i Niemiecka. A gdyby tak uaktualnić nieco te nazwy? Czy zgodzilibyśmy się, żeby w reprezentacyjnym sercu naszego miasta sąsiadowały ze sobą ulice Romska, Ukraińska, Wietnamska i dajmy na to Turecka? Ten prosty test przeprowadzam często na znajomych i okazuje się, że czasem znajduje się mnóstwo powodów, dla których jest to nie do zaakceptowania. Czemu? Każdy z nas powinien sam sobie na to.