Kraj

Miasto, które promuje weganizm

Dziś Turyn, jutro Słupsk. Rodzi się prowegańska polityka rozwoju.

Nagłówki niedawnych doniesień z Turynu mogły zdenerwować i zaniepokoić wszystkich, którzy nie wyobrażają sobie życia bez jedzenia mięsa. Z przynajmniej części z tych nagłówków wynikało, że tamtejsza burmistrz zamierza przekształcić stolicę Piemontu w miasto wegetariańskie. Zanim sam zdążyłem przyjrzeć się sprawie, z rozmowy znajomych dowiedziałem się, że częścią planu miałby być zakaz sprzedawania mięsa w restauracjach. Wyglądało to trochę na próbę zarządzenia wegetarianizmu. W tej części świata byłby to bardzo ryzykowny ruch.

Jak zwykle okazało się jednak, że nagłówki dezinformują i służą nie tyle wiernemu podsumowaniu treści informacji, co wznieceniu sensacji. W rzeczywistości burmistrz Chiara Appendino przedstawiła 62-stronicowy dokument kreślący program rozwoju miasta w kolejnych 5 latach. Wynika z niego, że jednym z priorytetów lokalnej władzy ma być promocja wegetarianizmu i weganizmu. Jednak nie ma mowy o przymusie i zakazach. Raczej o zachęcie.

Nie sprecyzowano, jak władze zamierzają realizować program, ale mówi się o tym, że ważną jego częścią będzie edukacja. W dokumencie czytamy, że „wiodący eksperci medyczni, żywieniowi i polityczni pomogą promować w szkołach kulturę szacunku, ucząc dzieci, jak się dobrze odżywiać, jednocześnie chroniąc Ziemię i prawa zwierząt”. Promocja diety wegańskiej i wegetariańskiej została uznana w dokumencie za „podstawowe działanie na rzecz ochrony środowiska, zdrowia obywateli i dobrostanu zwierząt”.

Przyjęcie planu Appendino skomentowano jako ewenement nie tylko w skali europejskiej. Obudziły się nadzieje na rozwinięcie wcześniejszych inicjatyw europejskich promujących ograniczenie konsumpcji mięsa, jak ta z roku 2009 w belgijskiej Gandawie. Tamtejsza rada miejska wprowadziła tzw. Veggie Day. Oznaczało to między innymi, że w każdy czwartek wszystkie restauracje w mieście powinny mieć w menu danie wegetariańskie, a niektóre przygotowywałyby w te dni wyłącznie bezmięsne posiłki. Również szkoły tego dnia oferowałyby głównie wegetariańskie menu.

Trudno sobie natomiast wyobrazić w Europie zakaz podobny do tego, który wprowadzono w 2014 roku w Palitanie w Indiach. W mieście, będącym centrum dżinizmu, zakazano kupowania i sprzedawania mięsa, w tym ryb, a także jajek. Nielegalne stało się także m.in. łowienie ryb. Zakaz wprowadzono pomimo protestów muzułmanów, stanowiących ok. 1/4 mieszkańców miasta.

Liczba wegetarian i wegan we Włoszech jest, jak na standardy europejskie, całkiem duża. Tegoroczny raport instytutu badawczego Eurispes wykazał, że jest ich ponad 8 proc., co sytuuje Włochy w czołówce statystyk. W samym Turynie jest w tej chwili ponad 30 wegetariańskich i wegańskich restauracji. Wiele z nich powstało w ostatnich latach. Jednak nawet uwzględniając stały trend spadku konsumpcji mięsa we Włoszech, przy wzroście sprzedaży wegańskich produktów, takich jak mleka roślinne, wciąż mówimy o wyraźnej mniejszości włoskiego społeczeństwa.

To czyni turyńską inicjatywę niezwykle ciekawym, ambitnym i przełomowym przedsięwzięciem.

W tej sytuacji społecznej odgórny nakaz wegetarianizmu, a tym bardziej weganizmu, oczywiście nie wchodzi w grę. Każdy taki ruch spotkałby się z ogromnym niezadowoleniem społecznym, nie mówiąc o ostrej reakcji przemysłów eksploatujących zwierzęta. Nawet najbardziej przychylna zwierzętom władza nie może sobie na to pozwolić. Przedsmak retoryki w obronie produkcji mięsa dały zeszłoroczne wydarzenia we Włoszech, będące następstwem uznania przez WHO przetworzonego mięsa (szynka, konserwy, kiełbasy itp.) za kancerogenne.

Przetworzone mięso znalazło się w grupie najwyższego ryzyka, razem z papierosami, alkoholem, azbestem i arszenikiem.

Przetworzone mięso znalazło się w grupie najwyższego ryzyka, razem z papierosami, alkoholem, azbestem i arszenikiem. Porównanie to zdenerwowało włoskich producentów mięsa do tego stopnia, że uznali je za formę „mięsnego terroryzmu”.

Sytuacja wymusza na władzy pewne gesty uspokajające. Stefania Giannuzzi, radna miejska odpowiedzialna za kwestie ochrony środowiska, w komentarzu towarzyszącym publikacji planu dla Turynu, zapewniła, że włodarze miasta szanują restauratorów i miejscowe tradycje dotyczące jedzenia oraz „nie mają nic przeciwko przemysłowi mięsnemu”. Burmistrz Appendino opublikowała natomiast na Facebooku komentarz, w którym stwierdziła, że „każdy ma prawo jeść to, co lubi” i za jej kadencji zawsze tak będzie. Chodzi raczej o „bardziej świadome wybory żywieniowe”. Dodała także, bardzo przytomnie, że zapowiadane w trakcie wyborów uzdrowienie miasta nie jest możliwe przy pominięciu kwestii diety. Przypomniała, że to, co jemy, jest sprawą polityczną.

Nie jest też przypadkiem, że w dokumencie mówi się zarówno o wegetarianizmie, jak i weganizmie. Nie sądzę, żeby wynikało to z niewiedzy o problemach etycznych i środowiskowych związanych z produktami wegetariańskimi, np. nabiałem i jajkami. Zapewne uznano, że mieszkańcy i mieszkanki Turynu nie byliby skłonni zaakceptować nic więcej niż zostało przedstawione w planie. Rzeczywiście, w ramach wspomnianych 8 proc. tylko 1 proc. to weganie i weganki. To różni Włochy od Polski, gdzie liczba wegetarian i wegan jest podobna. W 2013 roku obie grupy stanowiły po ok. 1,6 proc. Dziś zresztą z pewnością są wyraźnie liczniejsze. Ostatnie lata przyniosły duże ułatwienia wyboru produktów roślinnych i tego typu usług gastronomicznych.

Nie mam najmniejszych wątpliwości, że każda odpowiedzialna władza powinna promować dietę wegańską. Powody etyczne, środowiskowe i zdrowotne są już wystarczająco mocne, żeby wpleść je w politykę rozwoju miast, regionów i państwa. Każda władza, która tego nie robi, naraża się na zarzut krótkowzroczności, zachowawczości i szowinizmu. Nie wystarczą apele o zmianę kierowane do społeczeństwa ze strony organizacji pozarządowych lub – póki co nielicznych – autorytetów i znanych osób.

Potrzebne jest wprowadzanie strukturalnych ułatwień dokonywania dobrych, świadomych wyborów. Prowegańska polityka rozwoju.

Potrzebne jest wprowadzanie strukturalnych ułatwień dokonywania dobrych, świadomych wyborów. Prowegańska polityka rozwoju. Edukacja jest bardzo ważna, ale i ona nie wystarczy. Owszem, wiedza i określone przekonania mogą skutkować pożądanymi zachowaniami. Dziś już jednak wiadomo, że bywa również odwrotnie. Pewne zachowania mogą powodować zmianę przekonań. Prościej mówiąc: ktoś, kto będzie miał wybór wegańskiego posiłku w szkole, szpitalu czy na stacji benzynowej i dokona takiego wyboru choćby z ciekawości, może przychylniej patrzeć na wegan i krzywdzone dla pożywienia zwierzęta.

Nie sądzę, żeby było niemożliwe zrealizowanie w najbliższych latach, w którymś z polskich miast, turyńskiego scenariusza. Możemy zrobić nawet więcej. To prawda, nie mamy u nas odpowiednika wpływowego Ruchu Pięciu Gwiazd, który reprezentuje Appendino. Mamy jednak lokalne władze otwarte na proekologiczne i prozwierzęce rozwiązania – idealnym przykładem jest tu Słupsk i prezydent Robert Biedroń. Niedawno zapoczątkował dobroczynną falę odmowy przez władze wielu miast wynajmowania terenów miejskich cyrkom wykorzystującym do pracy zwierzęta.

W przygotowywanym dokumencie Strategia Rozwoju Miasta Słupska na lata 2016–2022, którego konsultacje zakończyły się na początku czerwca, znajdujemy obiecujące fragmenty. Czytamy tam między innymi, że „na konferencje i spotkania organizowane przez Urząd Miasta zamawiane jest jedzenie wegetariańskie (w miarę możliwości wegańskie)” oraz że „strategicznym celem jest, aby do 2022 r. Słupsk stał się na mapie Polski miastem, które słynie z ochrony praw zwierząt”. Jako jedno z rozwiązań proponuje się „prowadzenie akcji dot. wpływu wegetarianizmu na dobrostan zwierząt”. Słupski dokument poświęca tej tematyce więcej miejsca niż turyński!

Myślę, że jest dobry moment, żeby jeszcze wzmocnić jego przesłanie i mówić w nim również o weganizmie, jak to zostało zrobione w Turynie. Warto byłoby także uwzględnić plan wprowadzania roślinnego menu do coraz większej liczby punktów zbiorowego żywienia. Bez podobnych rozwiązań systemowych nie uda nam się poprawić losu zwierząt, a bycie pionierem daje naprawdę dużą satysfakcję.

Życzę Słupskowi odwagi i takiego rozgłosu, jaki po swojej decyzji zdobyło na świecie miasto pani burmistrz Appendino.

***

Dariusz Gzyradziałacz społeczny, publicysta, weganin. Kontakt: http://gzyra.net 

POWSTANIE-UMARLYCH-HISTORIA-POWSTANIE-WARSZAWSKIE-Marcin-Napiorkowski

**Dziennik Opinii nr 217/2016 (1417)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Dariusz Gzyra
Dariusz Gzyra
Działacz społeczny, publicysta, weganin
Dariusz Gzyra – filozof, działacz społeczny, publicysta. Wykładowca kierunku antropozoologia na Uniwersytecie Warszawskim. Członek Polskiego Towarzystwa Etycznego. Redaktor działu „prawa zwierząt” czasopisma „Zoophilologica. Polish Journal of Animal Studies”. Autor książki „Dziękuję za świńskie oczy” (Wydawnictwo Krytyki Politycznej 2018). Weganin.
Zamknij