Z faktu, że teorie spiskowe to bzdury, nie wynika bynajmniej, że na świecie nie ma spisków.
Macierewicz i jego tajemnice Tomasza Piątka: 120 tysięcy sprzedanego nakładu w trzy miesiące, tłumy na spotkaniach, okładki najważniejszych tygodników. Jeśli wszystko, co napisał Piątek, okaże się prawdą, to mamy polityczny skandal stulecia. Jeśli fałszem – proces cywilny i kompromitację autora. Jakie to proste, prawda?
Researcherzy i fact-checkerzy – do roboty! Falsyfikacja tez Piątka, opatrzonych przecież bardzo dokładnymi przypisami, nie powinna sprawić kłopotu. w czasach internetu i wolnego dostępu do archiwów. A jednak – Macierewicz pozostaje na swoim stanowisku szefa MON, partia rządząca ma blisko 40 procent w sondażach, procesu cywilnego o pomówienie, najbardziej naturalnego w tej sprawie, wciąż nie ma (jest inny, ale o tym za chwilę) – mimo że największe media piszą o niej regularnie.
Rewelacje Piątka – na wypadek, gdyby ktoś nie natknął się na jeden z dziesiątków artykułów, streszczeń, spotkań publicznych czy wywiadów prasowych z samym Autorem – dotyczą dziwnych, podejrzanych, momentami jawnie skandalicznych kontaktów biznesowych, towarzyskich i politycznych urzędującego ministra obrony narodowej Antoniego Macierewicza.
czytaj także
Po pierwsze, jednym z jego wieloletnich współpracowników przy prawicowym czasopiśmie i fundacji „Głos” był niejaki Robert Luśnia, przez sądy kolejnych instancji prawomocnie uznany za tajnego współpracownika SB, do tego prowadzony przez oficera powiązanego „z siatką sowieckiego wywiadu GRU w Polsce”. Piątek przekonuje, że Macierewiczowi fakt tej współpracy był wiadomy od dawna, co miało mu nie przeszkadzać w próbie zaangażowania Luśni do pozaprawnych „struktur równoległych” w podległym mu w 1992 roku UOP, a potem uzyskiwania wsparcia finansowego dla prowadzonej przez siebie gazety.
Po drugie, politykiem i lobbystą blisko powiązanym z Macierewiczem jest niejaki Alfonse D’Amato, który jeszcze w latach 80. współpracował z prawicowymi organizacjami polonijnymi. D’Amato został po objęciu władzy przez PiS wynajęty (a konkretnie jego firma) m.in. do obsługi medialnej szczytu NATO i Polskiej Grupy Zbrojeniowej. Deklaracje szefa MON po zerwaniu kontraktu na francuskie Caracale zapowiadają współpracę z koncernem, na rzecz którego D’Amato lobbuje. Jednocześnie ten były senator republikański powiązany jest biznesowo i politycznie ze środowiskami przestępczymi sięgającymi mafii włoskiej oraz – kluczowej dla wywodu Piątka – tzw. mafii sołncewskiej, do tego obsługuje koncerny prowadzące interesy z Rosją w strategicznych dla obronności sektorach.
Wreszcie, po trzecie, minister Macierewicz blisko współpracuje z niejakim Jackiem Kotasem, związanym z grupą Radius, a jednocześnie szefem think tanku Narodowe Centrum Studiów Strategicznych – ludzie z tego środowiska odpowiadają za szczegóły flagowe projektu szefa MON, a więc tzw. obrony terytorialnej. Wielu z nich ma poglądy wyraźnie sceptyczne wobec NATO i radykalnie wrogie Ukrainie.
czytaj także
Od grupy Radius nitki prowadzą do ludzi i instytucji związanych z rosyjskim światem przestępczym oraz tamtejszym wywiadem. Jeśli dodać do tego fakt, że podobne nitki prowadzą do… Sowy i Przyjaciół, gdzie nagrano – dziwnym trafem – wyłącznie polityków PO i których nagrania wyciekają do dziś, między innymi przez niepokorne media, wszystko to wygląda, delikatnie mówiąc, podejrzanie.
Czy naprawdę nie jest to powód do reakcji rządu? Do sążnistego dementi obalającego poszczególne tezy i hipotezy? A w razie jego braku – sondażowego wstrząsu? Zbiorowego szoku i przerażenia? Przypomnijmy sobie jednak, że PiS i nie-PiS (bo przecież Tomasz Piątek to niekoniecznie opcja platformerska…) mają swoje prawdy, swoje obiegi, swoje sfery publiczne. A człowiek w książce oskarżany ma jeszcze prokuraturę, niezupełnie swoją, ale zaprzyjaźnioną.
Elektorat, który po książkę wystawał w kolejkach, podrzucał znajomym i robił z jej cytatów memy, i tak wie swoje, podobnie jak elektorat przeciwny, nawet bez czytania. Są tacy, co mają jakieś wątpliwości, tez Piątka en bloc nie kupują, ale co niektóre fakty budzą ich niepokój – ale to grupa nawet w mojej bańce na FB mniejszościowa.
Ktoś powie, że są jeszcze sądy w Warszawie. Tyle że Macierewicz i jego tajemnice są wystarczająco wiarygodne jako manifest polityczny, ale nie wystarczają na akt oskarżenia. Niektóre wywody czy graficzne ilustracje „układów” nawet życzliwemu czytelnikowi wydają się naciągane, jeśli nie karykaturalne (czy 20-letni Edmund Janninger naprawdę zasługuje na większe kółko na grafie niż rosyjski mafioso Siemion Kislin?!).
Kłamstwo vel poświadczenie nieprawdy Tomaszowi Piątkowi wykazać byłoby jednak trudno. Zapewne dlatego Macierewicz nie zdecydował się na pozew cywilny. Zarzut o „stosowanie przemocy lub groźby wobec funkcjonariusza publicznego w celu podjęcia lub zaniechania czynności służbowych” jest może i absurdalny, ale równie skutecznie „mrożący” ewentualnych naśladowców autora, którym zapewne nie uśmiecha się śledztwo prokuratora z Departamentu ds. Wojskowych (!).
Wracając do meritum: na wszystkie fakty z książki Piątka znajdziemy solidny, często archiwalny przypis, a spekulacje, których – przyznajmy – jest w Macierewiczu i jego tajemnicach od groma, są wyraźnie zaznaczone jako domysły i możliwe interpretacje, a nie opis rzeczywistości wie es eigentlich gewesen („tak, jak to właściwie było”). Chwilami można odnieść wrażenie, że większość wywodu pisana jest w trybie przypuszczającym. To jednak nie jest unik Autora wobec procesowych zarzutów, lecz wyraz jego iście protestanckiej rzetelności – na mój ogląd Piątek naprawdę nie ma pewności, czy Antoni Macierewicz jest rosyjskim szpiegiem. Co więcej, ma świadomość, że najliczniejszy nawet zestaw poszlak nie stanowi, zwłaszcza w symbolicznym procesie o zdradę, ostatecznego dowodu.
Skoro jednak Piątek ani nie zatrząsł sceną polityczną mocą swego wywodu, ani nawet nie zniósł wszystkich wątpliwości w kwestii roli, motywacji i celów swego bohatera – to czego naprawdę interesującego możemy się z tej książki dowiedzieć? Czy Macierewicz jest prawie na pewno agentem? Ośmielam się postawić tezę, że wcale nie musi nim być, że może być szczerym w swym mniemaniu patriotą i do tego autentycznym rusofobem, a wpływ Kremla na jego postępowanie może być w najlepszym razie bardzo zapośredniczony. I dodam tylko, że w niczym nie poprawia to naszego losu jako obywateli kraju bronionego przez resort Macierewicza.
Najbardziej kontrowersyjna ksiazka roku: „Macierewicz i jego tajemnice” i… Konstytucja. pic.twitter.com/51JeikAjmi
— Agnieszka Wiśniewska (@WashaAgnes) July 24, 2017
Książka Piątka, powtórzmy, nie dowodzi agenturalnego charakteru działalności ministra, ale mówi nam bardzo wiele o jego myśleniu o państwie i jego sojusznikach, a także o jego środowisku i kontaktach.
Zjawisko „równoległych struktur” pojawia się w książce co najmniej dwa razy. Najpierw mowa jest o „konspiracji w konspiracji” w latach 80., a więc takich środowiskach opozycyjnych, o których nie zawsze wiedzieli najważniejsi opozycjoniści (choć mogła wiedzieć SB…) – to przez nie przewija się niesławny TW Luśnia. Potem mamy UOP Piotra Naimskiego i ministra Macierewicza, w którym mają się tworzyć „równoległe struktury” wywiadu gospodarczego, w domyśle, wolne od „uścisku tajnych służb” PRL.
Zostawiając hipotezę o inspirowanych przez Rosjan jaczejkach spójrzmy, co łączy te sytuacje? Oto mamy niewielkie, dość zamknięte środowisko osób ideowych o radykalnych poglądach. Obsesja agentury – nawet zrozumiała w tamtych warunkach – prowadzi do personalizacji stosunków. Nie można nie ufać wszystkim, bo to paraliżuje działanie i prowadzi do szaleństwa. Nie ufa się więc wszystkim innym, poza najbliższym kręgiem sprawdzonych przyjaciół. Tak samo wyklętych i niepokornych. Najlepiej jeszcze uwiedzionych charyzmą tego wyklętego najbardziej. Układ wszędzie na zewnątrz, my sami przeciw („Bóg z nami, ch… z nimi”) – takie podejście to prosta droga do nieprzejrzystości traktowanej jako wartość. Do niszczenia i naruszania procedur. Do przekonania, że cel uświęca i kolegów, i środki, a z pewnością – omijanie reguł, formalnych hierarchii osób, instytucji i praw. Głęboko zakonspirowana opozycja z lat 80. i kolejne epizody w służbach po roku 1989 – to źródło i matryca myślenia Macierewicza o państwie tak przegniłym, że trzeba w nim stworzyć lojalne państwo własne.
Oczywiście po to, by temu na sztandarach zapewnić dziejową wielkość. Pseudorealistyczna kalkulacja, wynikająca z głębokiej wiary w ideologiczno-moralny projekt USA i całkowitej niewiary w Europę (pamięć „dziwnej wojny”, a potem jałtańskiej zdrady, może się doskonale zbiegać ze współczesnym obrzydzeniem dla wegańskiej, pedalskiej i do tego jeżdżącej na rowerach cywilizacji śmierci), nakazuje wszelkie nadzieje pokładać w Amerykanach. Tych prawdziwych oczywiście, a nie tych, z którymi kolegują się Radek Sikorski z małżonką. Szczególnie, że taka prawica, jaką reprezentuje Macierewicz, w kontaktach z USA ma pole manewru jednak dosyć ograniczone.
W latach 70. i 80. kontakty z establishmentem lewicowo-liberalnym Zachodu zmonopolizowały bowiem środowiska, umownie rzecz biorąc, lewicy post-KOR-owskiej; wraz z jej ucentrowieniem i zajęciem miejsca w głównym nurcie opozycji, do grona jej przyjaciół doszły jeszcze elity waszyngtońskiego liberalizmu i neokonserwatyści. Tymczasem zorientowana narodowo-katolicko frakcja Macierewicza mogła liczyć co najwyżej na wsparcie Polonii z Jackowa, także tej o wiadomych resentymentach etnicznych. To właśnie tamte kontakty, potem zapośredniczane również przez Radio Maryja mogły, a właściwie musiały, zaprowadzić Macierewicza do kogoś takiego jak D’Amato, bo przecież nie do zgniłego liberała Rona Asmusa czy innego Brzezińskiego.
Biorąc pod uwagę ograniczony wybór dających się zaprzyjaźnić, wpływowych polityków w USA, podejrzane kontakty mogły raczej świadczyć na korzyść nowojorskiego senatora – jako człowieka, który zna wszystkich. Piątek stawia pod koniec książki hipotezę, że „Ruscy podeszli do Macierewicza pod amerykańską flagą”. Ja sądzę, że rosyjskie znajomości D’Amato mogły być obecnemu ministrowi znane i zostać uznane za cenny zasób. Oto „nasz człowiek w Ameryce” będzie bronił polskich interesów targując się z ludźmi, z którymi targuje się na co dzień. A to dlatego, że będzie miał w tym interes – nie po to nam Lockheed Martin sprzeda helikoptery, żeby nas potem Amerykanie Rosji sprzedali. Logiczne, prawda?
Trzy elementy układanki – Luśnia i dziwaczne „konspiry w konspirze” w latach 80., a potem w UOP-ie, senator-lobbysta D’Amato z jego rosyjskimi sponsorami, wreszcie anty-NATO-wscy spece od obrony terytorialnej z NCSS – wszystko to Tomaszowi Piątkowi układa się w niepokojącą całość. Ich wspólnym mianownikiem ma być w ostatecznym rozrachunku legendarne Sołncewo i nie mniej – za sprawą Akwarium Wiktora Suworowa – legendarny Główny Zarząd Wywiadowczy Sztabu Generalnego, czyli GRU.
Sceptycy powiedzą, że w świecie wielkiej geopolityki, antykomunistycznej konspiry, starć wywiadów, handlu bronią i lobbingu, wśród elit mocarstw niemal każdy zna się z każdym lub ma jakieś „powiązanie” z kimś istotnym. I coś jest w tej tezie na rzeczy – bo co np. wynika z faktu, że autora tego tekstu od samego Lenina dzielą zaledwie trzy uściski dłoni, co prawda na przestrzeni jakichś 140 lat?
Osobiście nie wierzę w zaplanowaną przez Rosjan budowę tego rodzaju siatki do omotania szefa polskiego MON – zbyt wiele przypadku było w polityce polskiej po 1989 roku. Skoro sam Jarosław Kaczyński mówił o sobie jako o politycznym emerycie pod koniec lat 90., tym bardziej nikt nie mógł racjonalnie wykalkulować dzisiejszego sukcesu polityka wówczas marginalnego, a przez istotną część opinii publicznej uważanego nawet za niepoważnego oszołoma.
To wszystko może więc być zbieg okoliczności – co nie znaczy, że ten zbieg okoliczności nie tworzy łącznie niebezpiecznej dla Polski dynamiki.
Nawet jeśli:
– D’Amato z rosyjskimi powiązaniami był naturalnym sojusznikiem Macierewicza i Polonusów z ich lichymi kontaktami w bardziej stylowym establishmencie USA;
– ludzie w rodzaju Luśni kręcili się właśnie wokół „głęboko zakonspirowanej” prawicy opozycyjnej (a nie Kuronia z Michnikiem i Wujcem), a osobiste więzi ówczesnych „niepokornych” z podziemia kazały im się trzymać razem, czego by o nich „Wyborcza” nie napisała;
– polscy eksperci od obrony terytorialnej takie po prostu mają poglądy (że NATO i tak nie pomoże, a Ukraińcy to najgorsi faszyści),
to nie zmienia to faktu, że te wszystkie trzy bliskie Macierewiczowi nurty obiektywnie Polsce szkodzą, a służą interesom Rosji.
Teorie spiskowe, zakładające sprawczy wpływ niewielkich zorganizowanych grup na wielkie procesy dziejowe, porządkują świat i wprowadzają logikę tam, gdzie na pierwszy rzut oka panuje chaos. Zazwyczaj też niemiłosiernie upraszczają rzeczywistość – choć jak bodaj sam Tomasz Piątek kiedyś powiedział, z faktu, że teorie spiskowe to bzdury, nie wynika bynajmniej, że na świecie nie ma spisków.
W tym wypadku tragikomedia całej sytuacji polega na tym, że wszystkich tych kolegów naszego ministra wcale nie musiało podsyłać GRU. Sam ich sobie wybrał, bo innych nie bardzo mógł – w narodowo-katolickim podziemiu, w równoległych strukturach w UOP, w gazecie dla antysemitów, wokół polonijnych klubów i wreszcie na weekendowych poligonach dla podstarzałych chłopców w krótkich spodenkach. Bo z tą formacją narodowej polskiej prawicy jest trochę jak z Niemcami w piłkarskim bon mocie Linekera: na końcu i tak wygrywają Ruscy.