Dwa tygodnie głodówki w Dobrzeniu Wielkim. Protest trwa. Beata Szydło milczy.
Drugi tydzień trwa strajk głodowy w Dobrzeniu Wielkim. Protestujący nie zgadzają się na zabór części ziemi gminy przez miasto Opole. W niedzielę, piąta z głodujących osób została zabrana przez pogotowie do szpitala. Większość wraca do Gminnego Ośrodka Kultury, gdzie trwa protest. Mówią, że zaczęli głodówkę i chcą ja kontynuować. Jak trzeba być zdesperowanym, żeby zacząć strajk głodowy? I jak bardzo władza musi ignorować głos ludzi, żeby ich do głodówki zmusić?
Na stronie KrytykaPolityczna.pl Michał Pytlik relacjonował proces poszerzania Opola i walki gminy Dobrzeń Wielki z tym pomysłem. Michał pisał: „W listopadzie 2015 r. Rada Miasta Opola podjęła uchwałę intencyjną o poszerzeniu granic administracyjnych stolicy województwa. Potrzebę tę uzasadniano wzmocnieniem miasta, co pociągnęłoby za sobą rozwój całego regionu. Do Opola miały zostać włączone sołectwa z pięciu sąsiednich gmin: Dobrzenia Wielkiego, Dąbrowy, Komprachcic, Prószkowa i Turawy. Gminy nie miały więc zostać przyłączone do miasta w całości, lecz postanowiono «jedynie» okroić je z ich kilku części. Nietrudno domyślić się, że w skład Opola miało wejść m.in. Brzezie. We wszystkich włączanych gminach znajdują się również uzbrojone na ich koszt tereny inwestycyjne. Prezydent Opola, Arkadiusz Wiśniewski, poinformował o swoich zamiarach za pośrednictwem lokalnego dziennika.”
czytaj także
Dziś Michał Pytlik jest jednym z głodujących w GOK w Dobrzeniu. Wśród protestujących dominują osoby starsze. Pani Małgorzata ma siedemdziesiąt pięć lat. Ma nadciśnienie. Już dwa razy przyjeżdżała do niej karetka. Za każdym razem kobieta wraca jednak do GOK-u. Kiedy pytamy Michała, jak się czuje, mówi, że fizycznie dobrze, ale psychicznie jest jednak podłamany. Protestujący od kilkunastu dni czekają na spotkanie z Beatą Szydło. Kancelaria premiera w ogóle nie odpowiada na wezwania głodujących. Nie ma też żadnego odzewu ze strony Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji Mariusza Błaszczaka. Ludzie koczujący w GOK-u są bardzo rozgoryczeni. Nie tak miała dla niech wyglądać nowa, lepsza jakość w kontaktach władza – obywatele, jaką zapowiadało w kampanii wyborczej Prawo i Sprawiedliwość.
Głodówka w Dobrzeniu zaczęła się 26 grudnia. Wcześniej prezydent Opola zignorował wyniki konsultacji społecznych, w których 99,7% głosujących w Dobrzeniu Wielkim opowiedziało się przeciwko zaborowi części sołectw. „W całym powiecie opolskim przeciw opowiadało się 80% uczestników konsultacji” – pisał na początku grudnia Michał Pytlik. Ignorowano też głos protestujących na kilkudziesięciu demonstracjach w Opolu i okolicznych gminach oraz w Warszawie. Władza okazała się głucha. I nadal głucha pozostaje.
Dla Dobrzenia Wielkiego poszerzenie Opola „oznacza utratę 1/3 terenów – w tym niemal wszystkich przeznaczonych pod inwestycje oraz 2/3 dotychczasowego budżetu – głównie przez przejęcie dochodowej elektrowni ulokowanej w sołectwie Brzezie.” Cytuję Michała, bo on śledzi tę sprawę od początku. Zwracał uwagę na wysokie koszty administracyjne związane z poszerzeniem Opola (np. wymiana tablic, dokumentów). Na koszty, które ponieść będą musieli opolanki i opolanie – większe miasto to też np. większy koszt utrzymania sieci wodociągowej „Pod koniec listopada przegłosowano dużą, bo wynoszącą około 200 zł rocznie, podwyżkę cen wody i odbioru ścieków.” Gmina Dobrzeń Wielki zaproponowała, że jeśli chodzi o kasę, to oddadzą podatki na województwo. Ale chcą, żeby zostawiono ich gminę w spokoju.
czytaj także
Protest jednoczy mieszkańców od wielu miesięcy. Teraz strajk zacieśnia te solidarnościowe relacje. Ludzie codzienni przychodzą do głodujących. Są z nimi i pomagają im przetrwać te trudne chwile. Pytają się, jak mogą pomóc, piorą im ubrania. „Nie żyłem za Solidarności, ale kojarzy mi się to właśnie z tym karnawałem, z atmosferą tamtego okresu. Ogromna życzliwość, pomoc i wsparcie. Każdemu życzę takich sąsiadów” – mówi nam zmęczony, ale szczęśliwy Michał Pytlik. Strajk głodowy w Dobrzeniu Wielkim jest festiwalem solidarności, lokalnej, szczerej, budującej się wśród ludzi o różnych poglądach. Zjednoczonych w przekonaniu, że władza nie może nie słuchać ludzi i ich ostentacyjnie olewać.
Jest to też niestety festiwal bezradności. Piszę to ze smutkiem. Ludzie, którzy są związani ze swoją gminą, którzy solidarnie z sąsiadami siedzą w sali Gminnego Ośrodka Kultury i wspierają każdego dnia głodujących, są kompletnie ignorowani przez prezydenta miasta, przez opolskiego posła Patryka Jakiego, przez rząd i panią premier. W negocjację włączył się nawet lokalny biskup. Mediował między strajkującymi, wojewodą i prezydentem. Pięć godzin rozmów w kurii skończyło się obietnicami, ale nie przyniosło efektu. Prezydent Opola nie chce ustąpić, więc i strajkujący nie przerwą głodówki. Chcą się spotkać z premier Szydło albo ministrem Błaszczakiem. Zapowiedzieli, że zaprzestaną strajku głodowego, kiedy tylko otrzymają potwierdzenie, że do takiego spotkania dojdzie. Tymczasem ze strony władz odzewu nie ma.